"Reżim na Białorusi nie ma planu działania"
Lider białoruskich sił demokratycznych Alaksandr Milinkiewicz ocenił, że obecny reżim na Białorusi przetrwa parę lat, może rok, ponieważ państwo nie ma planu, nie wie, dokąd poprowadzić kraj, a opozycja ma swój plan.
05.10.2006 | aktual.: 05.10.2006 17:36
Program jest prosty. Naszym celem jest wyprowadzić ludzi na ulice, na nieradykalne, pokojowe akcje - zadeklarował na czacie internetowym Radia Swoboda.
Zaznaczył, że opozycja nie liczy na zmianę sytuacji w kraju drogą wyborów, bo są one fałszowane. Według niego, bez wyprowadzenia ludzi na ulice nie da się zwyciężyć dyktatury, ale powinny to być manifestacje, na których zgromadzi się 100-200 tys. osób.
W ocenie Milinkiewicza, częste, comiesięczne akcje mogą doprowadzić do ich degradacji; dlatego opozycja będzie je organizować najwyżej raz na kwartał. Lider sił demokratycznych nie wykluczył jednak, że "może zdarzyć się spontaniczna akcja, jeśli w kraju dojdzie do kryzysu społeczno-gospodarczego".
Rewolucyjna sytuacja nie powstaje na wezwanie opozycyjnego lidera, tworzy się w wyniku obiektywnych wydarzeń. Nie można wyznaczyć dnia rewolucji, wyjść i zwyciężyć. Nikt z nas nie wie, kiedy to się wydarzy. Aby się do tego przygotować, konieczna jest codzienna praca. Nie ma co czekać, że ceny wzrosną, gospodarka padnie, a my wjedziemy na białych koniach - napisał.
Wyjaśnił, że jedną z części planu jest organizacja ruchu obywatelskiego "O wolność" i kilka poważnych kampanii mających zaktywizować społeczeństwo.
Ubolewał nad podziałami w opozycji i walkami partii politycznych o wpływy. Przyznał, że kierownictwo sił demokratycznych zajmuje się głównie wewnętrznymi podziałami, przez co nie wykorzystało impetu społecznego, jaki pojawił się po wyborach prezydenckich.
Wyjaśnił, że dlatego on sam podjął decydujący krok i wziął na siebie odpowiedzialność za nowo tworzony ruch "O wolność".
Nie chcę dalej czekać, ale będę działać na rzecz współpracy między partiami - zadeklarował. Zaznaczył, że jego celem jest wciąganie do działalności nowych ludzi, regionów, gdzie panuje wielkie niezadowolenie z bezczynności kierownictwa ruchu demokratycznego.
Milinkiewicz zapewnił, że swoją decyzją nie rozbija demokratycznej koalicji i pozostanie jej liderem, dopóki kolejny kongres nie wybierze nowego.
Jego zdaniem "wielopartyjność spadła na Białoruś za wcześnie". Najlepiej byłoby, gdyby u nas był taki ruch jak (polska) "Solidarność", który dopiero po zwycięstwie demokracji rozpadłby się nieuchronnie na różne nurty - lewicowe, prawicowe, centrowe - ocenił Milinkiewicz.
Wypowiedział się przeciw wzywaniu do bojkotu planowanych na styczeń wyborów samorządowych, uznając, że byłoby ono nieefektywne. W sprawie bojkotu zawsze będziemy w mniejszości, bo ludzi zmuszą, by poszli do urn. Trzeba wzywać do realnych działań - podkreślił.
Zapowiedział, że podczas styczniowych wyborów zamierza wystąpić jako oficjalny pełnomocnik wielkiej liczby kandydatów, co da mu możliwość spotykania się z wyborcami w ich imieniu.