Rewolucyjne zmiany w kodeksie pracy
Większa ochrona osób pracujących na umowę cywilną i możliwość zwalniania pracownika bez konsultacji ze związkami zawodowymi - to najbardziej rewolucyjne zmiany zaproponowane w nowych projektach kodeksu pracy - pisze "Gazeta Wyborcza".
02.10.2006 | aktual.: 06.10.2006 12:19
Zakładano, że do 30 września oba projekty trafią do rządu. Ale się nie udało.
Oba dokumenty wymagają jeszcze poprawek redakcyjnych. Myślę, że w ciągu najbliższych kilku tygodni przekażemy je premierowi - mówi członek komisji kodyfikacyjnej prawa pracy prof. Jerzy Wratny. Nad dwoma nowymi projektami kodeksu pracy (jeden reguluje indywidualne, drugi zbiorowe stosunki pracy) komisja pracowała trzy lata.
Najważniejszą zmianą byłoby zagwarantowanie niektórych praw pracowniczych osobom zatrudnionym na podstawie umowy cywilnej i umowy o dzieło. I tak mogliby dochodzić swoich praw w sądzie pracy, zostałaby ustalona dla nich minimalna pensja i zapewnione prawo do - co prawda niepłatnego - urlopu wypoczynkowego i macierzyńskiego. Inspekcja pracy będzie miała prawo kontrolować pracę osób zatrudnionych na podstawie umowy cywilnej.
Kodeks wprowadziłby także pojęcie telepracy i określa, jakie warunki bhp i ochrony prywatności powinny zostać zapewnione osobom pracującym w domu.
Projekty wychodzą także naprzeciwko oczekiwaniom pracodawców, którzy domagali się ułatwień przy rozwiązywaniu umów o pracę zawartych na czas nieokreślony. Zaproponowaliśmy, żeby pracodawcy nie musieli już konsultować ze związkami zawodowymi planów zwolnienia osób, które mają stałą umowę o pracę. Teraz mieliby jedynie obowiązek powiadomienia związku o rozwiązaniu takiej umowy - wyjaśnia Wratny.
Długo zastanowiono się także nad tym, czy nie dać pracodawcom prawa lokautu, czyli zamknięcia zakładu i zwolnienia załogi w sytuacji nielegalnego strajku. Ostatecznie stanęło na tym, że pracodawca mógłby zwrócić się do sądu o zbadanie legalności trwającego lub planowanego strajku. Uznanie strajku za nielegalny oznaczałoby, że pracodawca mógłby zamknąć zakład, ale nie mógłby zwolnić załogi. W takiej sytuacji prawo do wynagrodzenia straciliby wszyscy pracownicy, a nie, jak w przypadku legalnego strajku, tylko ci, którzy strajkują. Jednak ta sprawa nie jest jeszcze do końca zamknięta - wyjaśnia "Gazecie Wyborczej" prof. Wratny. (PAP)