Remis, sukces i porażka gospodarcza misji w Iraku
Zakończyliśmy iracką misję. Jaki jest jej bilans? Myślę, że najkrócej można go ująć następująco: remis polityczny, sukces wojskowy i porażka gospodarcza.
28.10.2008 | aktual.: 28.10.2008 10:12
Oceniam, że politycznie Polska w sumie nie straciła na zaangażowaniu się w Iraku, ale też i wiele nie zyskała. Raczej remis, jednak ze wskazaniem na pewne plusy. Dobrze zrobiliśmy, że zdecydowaliśmy się włączyć do grupy kilkudziesięciu państw, które postanowiły aktywnie przeciwstawiać się ówczesnym zagrożeniom międzynarodowym, a nie biernie asystować rozwojowi wypadków. Dobrze, że nie zdecydowaliśmy się w ważnych sprawach „siedzieć cicho”, jak radził nam ówczesny prezydent Francji. Jednym słowem Polska wykazała się samodzielnością strategiczną i, podejmując pewne ryzyko chwilowego pogorszenia relacji z ważnymi dla nas partnerami europejskimi, uzyskała większą podmiotowość polityczną w Europie.
W sensie wojskowym najbardziej spektakularnym następstwem naszego zaangażowania irackiego jest decyzja o przejściu na armię zawodową. Żołnierze, którzy przeszli przez Irak wytworzyli swego rodzaju masę krytyczną, która ostatecznie przeważyła szalę decyzyjną na rzecz armii zawodowej. Sztab Generalny, który jeszcze do niedawna był zwolennikiem utrzymania poboru i decydenci polityczni, którzy byli sceptyczni wobec idei armii zawodowej – wreszcie musieli ulec ciśnieniu irackich doświadczeń. Najlepszym przykładem może być Pan minister Aleksander Szczygło, który z totalnego przeciwnika armii zawodowej przeistoczył się w decydenta, firmującego właśnie taką decyzję.
Drugim ważnym dorobkiem wojskowym z Iraku jest zdobycie dużego praktycznego doświadczenia w dowodzeniu wielkimi wielonarodowymi zgrupowaniami operacyjnymi. Takie doświadczenie – poza wielkimi mocarstwami światowymi – ma dziś niewiele innych krajów. Znaleźliśmy się w pierwszej lidze światowej państw o takim właśnie doświadczeniu praktycznym, a nie tylko ćwiczebnym. Z tego względu „atrakcyjność strategiczna” Polski na arenie międzynarodowej w dziedzinie bezpieczeństwa wyraźnie wzrosła.
Natomiast największym minusem naszego udziału w operacji irackiej jest niewykorzystanie zaangażowania wojskowego na rzecz zawiązania współpracy gospodarczej z odbudowywanym państwem irackim. Nie zwalałbym całej winy za to na Amerykanów. To w większym stopniu nasza wina. Nie tylko dlatego, że nie pomyśleliśmy nawet o tym w momencie decydowania się na tę operację. Cały czas, przez całe 5 lat, polskie rządy patrzyły na Irak wyłącznie przez okulary ministra obrony narodowej, nie starając się włączyć do tego innych resortów i struktur państwa. W tych warunkach nasze niedoświadczone firmy, bez wsparcia, zwłaszcza w zakresie bezpieczeństwa, nie miały szans w konkurencji biznesowej w pokonfliktowym, niebezpiecznym środowisku. Gdybyśmy taką ochronę zapewnili, to być może mogłyby one skuteczniej zakotwiczyć się w Iraku.
Nie potrafiliśmy wykorzystać tych szans przez 5 lat obecności w Iraku i w końcu w ogóle się ich pozbawiliśmy wychodząc stamtąd akurat w momencie, gdy pojawia się tam światełko nadziei na ustabilizowanie sytuacji. Nie ulega wątpliwości, że jeżeli nas już tam na miejscu nie będzie, to będzie nam o wiele trudniej robić jakiekolwiek interesy z odnawiającym się Irakiem. Znów ubiegną nas inni, w tym ci, którzy w Iraku wojskowo w ogóle nie byli. Szkoda tym bardziej straconej szansy, że mieliśmy do niedawna w Iraku ambasadora, gen. Edwarda Pietrzyka, który miał pomysł i determinację, aby nasze zaangażowanie wojskowe przekuwać w związki pozawojskowe.
To wycofywanie się jest ponadto elementem większego manewru polegającego na przeniesieniu priorytetu naszego zaangażowania międzynarodowego z Iraku do Afganistanu. Manewr ten oceniam krytycznie i uznaję wręcz za błąd strategiczny. Jest on następstwem obiecanek wyborczych, a nie analiz strategicznych. Kalendarz nie jest najlepszym narzędziem strategów. Uważam, ze lepsza dla Polski byłaby strategia odwrotna: kontynuowanie stosownie korygowanej obecności w Iraku i minimalizowanie zaangażowania w Afganistanie. W Iraku mielibyśmy jakieś szanse na robienie szerszych interesów pozamilitarnych, w Afganistanie, będącym „czarną dziurą bezpieczeństwa światowego” nie mamy i nigdy nie będziemy mieli żadnych tego typu szans.
Gen. Stanisław Koziej specjalnie dla Wirtualnej Polski