Religa: teczkowa makabra
Kandydat na prezydenta prof. Zbigniew Religa nie zamierza ujawniać swojej teczki i sam też nie chce do niej zaglądać. W radiowych "Sygnałach Dnia" w środę, kampanię wyborczą pod hasłem "pokaż teczkę", określił jako "makabrę".
06.07.2005 | aktual.: 06.07.2005 12:30
Nie mam żadnej potrzeby dowiadywania się kto na mnie donosił. Na pytanie, czy wszyscy mają zaglądać do mojej teczki odpowiadam również "nie". Poza tymi, którzy mają prawo. A więc dziennikarze chcą zajrzeć - proszę bardzo, historycy chcą zajrzeć - proszę bardzo - powiedział Religa.
Dodał, że jest przeciwny wystawieniu teczki, do której on sam nie zagląda "na ulicy", bo jest przecież "jakieś poczucie intymności". Podkreślił przy tym: Nie obawiam się niczego. Nie ma prawa znaleźć się żaden dokument, który świadczyłby, że w przeszłości byłem draniem, że na kogoś donosiłem.
W czasie pierwszej fazy sądu lustracyjnego, który muszę przejść jako kandydat na prezydenta, prowadzący sędzia stwierdził, że byłem cały czas pod nadzorem kilku donosicieli. W 1989 roku zaprzestano inwigilacji mojej osoby ponieważ, jak się okazało zaprzestałem działalności antypaństwowej. Jednak nie mam ochoty oglądać donosów na mnie - powiedział Religa.
Na pytanie, czy posłowie komisji śledczej powinni otrzymywać teczki Religa odpowiedział, że wszystko zależy od prawa. Jestem zwolennikiem przestrzegania prawa. Jeżeli prawo pozwala na to, to oczywiście tak, jeżeli natomiast prawo nie uwzględniło tego, to nie widzę powodu, żeby posłowie mieli zaglądać do teczek - powiedział.
Religa zaznaczył, że sytuacja, w której dokumenty z teczek są upubliczniane, wychodzą poza Sejm, jest nie do zaakceptowania. Nie do zaakceptowania jest dla mnie również postawa posłów, którzy rozwiązując jakąś sprawę proszą o teczki ludzi, którzy nie mają z tą sprawą nic wspólnego. To postępowanie wzbudza we mnie ogromny niesmak. Kampania wyborcza pod hasłem "pokaż teczki" to makabra. Trzeba z tym skończyć, ale końca nie widać. Jedyną receptą jest tu przestrzeganie prawa - podkreślił Religa.