Rekordowy sezon pod względem ilości interwencji GOPR
Już ponad 1060 interwencji odnotowali tej zimy ratownicy grupy beskidzkiej GOPR. Tak pracowitego sezonu nie mieli przynajmniej od początku lat 90. XX wieku. Ratownik dyżurny poinformował, że momentami zaczyna brakować już środków opatrunkowych i szyn usztywniających.
Do połowy lutego ub.r. GOPR interweniowała około 700 razy. W całym ubiegłym sezonie zimowym liczba interwencji była rekordowa i wyniosła 1400. Według ratowników, wiele wskazuje na to, że w obecnym roku liczba zostanie przekroczona. Przy tak dużej ilości śniegu sezon narciarski może potrwać do kwietnia.
Naczelnik grupy beskidzkiej GOPR Jerzy Siodłak powiedział, że dwukrotnie doszło już w tym sezonie w Beskidach do tragedii - jeden z narciarzy zmarł na miejscu, po tym jak wjechał z dużą prędkością w las, drugi zmarł w wyniku obrażeń w szpitalu.
Ratownicy każdego dnia pomagają poszkodowanym, głównie przy drobniejszych urazach, najczęściej złamaniach rąk lub nóg i skręceniach stawów kolanowych. Zdarzały się także poważniejsze urazy kręgosłupa.
Według GOPR, najczęściej przyczyną wypadków są lekkomyślność, brawura i przecenianie własnych, często niewielkich umiejętności przez narciarzy. Na to wszystko nakłada się przeludnienie tras narciarskich w Polsce, wiele urazów powstaje bowiem w wyniku zderzeń narciarzy. Gdy porównamy normy dotyczące ilości osób, które mogą korzystać w danym momencie z tras w Polsce i przykładowo w Alpach, to wypadamy więcej niż blado. Dlatego GOPR i TOPR zaproponowały już zmiany w rozporządzeniu o bezpieczeństwie w górach, które mogą poprawić sytuację - powiedział Siodłak.
Dodał, że ratownikom na razie starcza jeszcze pieniędzy, ale dzieje się tak głównie ze względu na doraźną pomoc sponsorów czy samorządów. Pieniądze z budżetu państwa zapełniają zaledwie około 50 procent budżetu GOPR.
GOPR-owcy prowadzili także poszukiwania zaginionych turystów.
Grupa Beskidzka GOPR zrzesza niespełna 400 ratowników. Swym zasięgiem obejmuje teren od Bramy Morawskiej po Babią Górę.