Nie tak to miało wyglądać. Żal na korytarzach ministerstwa
– Tu przyszli ludzie z kompetencjami, zostawili pracę w innych firmach, miała być przygoda, ale też ważne sprawy. No nie tak to miało wyglądać – mówi Wirtualnej Polsce pracownik z objętego rekonstrukcją rządu Ministerstwa Przemysłu. W zeszłym roku otwierali siedzibę w Katowicach, dziś nie wiedzą, czy będzie praca, za ile i gdzie.
Premier Donald Tusk 23 lipca przedstawił skład nowego rządu po zapowiadanej rekonstrukcji. Wśród ministrów zabrakło miejsca dla minister przemysłu Marzeny Czarneckiej. Nowy rząd ma być odchudzony, a liczba resortów zmniejszona. Tym samym nastał koniec Ministerstwa Przemysłu w Katowicach, które otwierano 1 marca 2024 roku.
- Część osób przeszła z innych instytucji państwowych, inni rezygnowali z lokalnych stanowisk w administracji lub firmach. Tworzenie resortu rozpoczęło się od zera, bez gotowej struktury i bez doświadczonych zespołów – mówi nam anonimowo urzędnik zatrudniony w katowickiej siedzibie Ministerstwa Przemysłu.
Tacy jak on liczyli, że będzie to stabilna, rozwojowa ścieżka kariery. Powstanie ministerstwa było jedną z nielicznych spełnionych obietnic Koalicji Obywatelskiej. Miało ono koordynować procesy transformacji energetycznej, zarządzać branżami przemysłu ciężkiego i wspierać doradztwem regiony górnicze.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Posłowie skomentowali "paragony grozy". "Oderwanie od rzeczywistości"
Objęła ich rekonstrukcja rządu. Niepewność na korytarzach urzędów
- Teraz panuje tu niepewność, ale też rozczarowanie. Czy nie będzie zwolnień? Każdy ma tutaj jakieś swoje życie. Więc pracować gdzieś trzeba. No jest taka nadzieja, że po prostu tutaj pracownicy zostaną jakoś gdzieś wchłonięci – zwierza się dalej urzędnik.
W zamykanym ministerstwie pracowało około 120–140 osób, z tego większość w Katowicach. W internecie wciąż wiszą ogłoszenia o poszukiwaniu pracowników i konkursach. - Nie wiemy, czy zostaniemy w KPRM, czy może odeślą nas do domu. Wszystko dzieje się z dnia na dzień, czekamy na decyzje polityków - podsumowuje rozmówca WP.
Możliwe, że pracownicy Ministerstwa Przemysłu przejdą do biurek w nowo powołanym Ministerstwie Energii. Premier Donald Tusk ogłosił, że na jego czele stanie Miłosz Motyka. Zakres obowiązków obejmie sprawy dotąd podzielone między Ministerstwo Klimatu i Środowiska oraz właśnie Ministerstwo Przemysłu – wynika ze słów premiera.
Zamieszanie dotyka nie tylko Katowic. Równolegle z Ministerstwem Przemysłu likwidowane są także inne resorty, czyli Departament ds. Równego Traktowania kierowany przez ministrę Katarzynę Kotulę (Lewica) oraz Departament Polityki Senioralnej ministry Marzeny Okły-Drewnowicz (PO).
W praktyce może to oznaczać większą falę zmian kadrowych w strukturach rządowych. Biuro prasowe Kancelarii Prezesa Rady Ministrów nie odpowiedziało jeszcze WP na pytania, czy zamykanie ministerstw oznacza zwolnienia wśród pracowników.
Katarzyna Kotula zapowiedziała, że choć żegna się z resortem ds. równości, pozostanie w składzie Rady Ministrów – ale w innej formule. "Obiecałam Wam, że będę kontynuowała swoją misję i tak się stanie, nawet jeśli w innej formule. Ale o tym wkrótce. Dziękuję Wam za wszystkie wiadomości, ciepłe słowa i wsparcie"- napisała Kotula na portalu X po ogłoszeniu nowego składu rządu.
Co stanie się z jej współpracownikami? Pytaliśmy, ale oni sami nie chcieli zabrać głosu. Z kolei w pozbawionym przywództwa Departamencie Polityki Senioralnej praca nadal wre. Urzędniczka nie chciała komentować sytuacji, ale dodała, że "ministra" ma dziś bardzo dużo spotkań.
"Dziennik Zachodni" napisał, iż jeszcze nie wiadomo, czy to koniec pracy w rządzie Marzeny Czarneckiej. "Nie można wykluczyć, że przejdzie w randze wiceministra do resortu energii, aby kontynuować prace związane z surowcami energetycznymi, przemysłem i energią jądrową" - czytamy.
Powstali, zatrudniali, ale teraz się zwijają. Ile to kosztowało?
Koszt utworzenia Ministerstwa Przemysłu na Śląsku miał wynieść ok. 150 mln zł – wynika z opinii Ministerstwa Finansów z początku 2024 roku. Sprawę opisał protal Money.pl
Znacznie mniej wyniosły koszty związane z działalnością Ministry ds. Równości i jej zespołu - policzyliśmy, że to co najmniej 2,7 mln zł. Wyliczenia oparliśmy na podstawie danych z odpowiedzi na interpelację, jaką uzyskał poseł PiS Paweł Rychlik.
Kilka miesięcy temu polityk zarzucał ministrze Kotuli brak kompetencji, dociekał, ile kosztuje jej urząd? Dowiedział się, że miesięczne pensje pracowników w jej departamencie wynoszą 116 tys. zł. Do kosztów KPRM nie wlicza jednak kwot związanych z infrastrukturą (np. biuro, sprzątanie, zjedzone ciastka, wypite napoje, druk materiałów itp.). Jak wskazano w odpowiedzi – są one realizowane w ramach ryczałtowych umów KPRM i nie zostały wyszczególnione.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski