Reinkarnacja
Na indyjską scenę polityczną wchodzi już czwarte pokolenie klanu Gandhich. Jednak splendor wielkiego rodu może nie wystarczyć, by potomkowie wielkiego Nehru odnieśli sukces - czytamy w tygodniku "Newsweek".
30.08.2004 09:04
I według wszelkiego prawdopodobieństwa do parlamentu się dostaną, co oznacza, że będą już czwartym pokoleniem dynastii, które będzie miało bezpośredni wpływ na indyjską politykę. Grunt pod największą polityczną dynastię nowożytnych Indii przygotował Jawaharlal Nehru, od 1947 r. pierwszy premier niepodległej republiki i szef największej, a zarazem najstarszej w kraju partii - Kongresu Narodowego. Lud indyjski tak umiłował Nehru, że nawet kiedy ten postanowił w 1957 r. pożegnać się na jakiś czas z funkcją premiera, został zmuszony do pozostania na stanowisku. "Nehru, zostań z nami!" - krzyczeli Hindusi podczas ulicznych manifestacjach.
Na łożu śmierci na swojego następcę Wielki Wódz namaścił jedyną córkę - Indirę Gandhi, która kontynuować miała rozpoczęte przez niego reformy. Obejmując w 1966 r. fotel premiera i 4 lata później zdobywając przywództwo w Kongresie, Indira stała się najsłynniejszą kobietą politykiem na świecie. Gdy w 1984 r. Indira została zamordowana przez dwóch separatystów sikhijskich, należących do jej ochrony osobistej, płakały całe Indie.
Wierzący w reinkarnację Hindusi uważają, że 20 lat po tamtych tragicznych wydarzeniach Indira powraca do polityki w skórze swojej wnuczki Priyanki. W 30-letniej pięknej Hindusce społeczeństwo dostrzega charyzmę babki. Mniejsze szanse na wielką popularność ma jej brat - Rahul. Hindusi chcą w nim dostrzec ojca - Rajiva, który w 1984 r. po śmierci Indiry przejął władzę w państwie. Ale Rajiv tak naprawdę nie potrafił porywać tłumów.
Już jako szef rządu 40-letni Gandhi przeprowadził wielkie zmiany w partii. Zrezygnował z populizmu. Zaczął propagować w Indiach liberalne koncepcje ekonomiczno-społeczne. Wiedział, że na jego życie czyhają separatyści kaszmirscy, dlatego sam dobierał sobie ochroniarzy. Jednak ci sami ochroniarze nie uchronili Rajiva przed bombą umieszczoną w girlandzie kwiatów, która zabiła go w maju 1991 r.
Wtedy wydawało się, że to koniec rodu Gandhich. Ale już siedem lat później jako polityk zadebiutowała wdowa po Rajivie - Sonia, z pochodzenia Włoszka. Zabrała się za politykę, żeby udowodnić wszystkim, że ród Gandhich trwa i chce wpływać na losy kraju.