Rehabilitanci w szpitalu połamali 11‑latkowi nogi
Michał, 11-latek z porażeniem mózgowym trafił do szczecińskiego szpitala na rehabilitację po operacji ścięgien Achillesa. Okazało się, że w trakcie leczenia, rehabilitanci połamali mu obie nogi - podaje TVN24.
30.07.2009 | aktual.: 30.07.2009 18:09
Ćwiczenia miały polegać na chodzeniu na kolanach, zajęciach na drabince. Po kilku dniach matka przyjechała odwiedzić syna. Pani Bożena oznak poprawy nie zobaczyła. Było wręcz odwrotnie: nogi chłopca były sine i opuchnięte.
Jak mówi matka chłopca, rehabilitanci mieli pomóc chłopcu stanąć na nogi. Zamiast tego, okaleczyli go jeszcze bardziej. Kobieta dodaje, że według relacji dziecka, rehabilitanci zrobili mu krzywdę pierwszego dnia, kiedy próbowali prostować mu nogi na siłę. Pani Bożena zażądała prześwietlenia, które potwierdziło złamania.
Jak pisze serwis internetowy "Głosu Koszalińskiego" gk24.pl, okazało się, iż Michał ma złamane obie kości udowe i kość piszczelową.
Gdy matka chłopca złożyła skargę do dyrekcji szpitala, personel nie krył zdziwienia. Z odpowiedzi wynikało, że po dokonaniu wewnętrznej kontroli przebiegu rehabilitacji chłopca, nie stwierdzono żadnego momentu, w którym chłopiec mógłby doznać podobnych urazów. Oprócz tego, fizykoterapeuci, którzy nie zauważyli, że rehabilitują połamane dziecko, nadal tam pracują.
Po tym jak Michał przeszedł już w innym szpitalu operacje, przedstawiciele szpitala Zdroje przyszli do pani Bożeny z propozycją wypłaty 5 tysięcy złotych zadośćuczynienia. - Na co mi te 5 tysięcy, na plaster? - pyta kobieta.
Matka zgłosiła sprawę do prokuratury. Śledztwo w sprawie narażenia chłopca na utratę zdrowia trwa - poinformowała prok. Jolanta Śliwińska z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie. W sprawie przeprowadzono już czynności procesowe, m.in. przesłuchano świadków i zgromadzono dokumentację medyczną. Kluczowa ma być jednak ekspertyza biegłych, a na nią prokuratura musi poczekać - nawet dwa lata.
Według minister zdrowia Ewy Kopacz, prokuratura może zwrócić się do resortu o wskazanie biegłych, którzy wydadzą opinię w tej sprawie szybciej niż zazwyczaj. To, jak tłumaczyła Kopacz w TVN24, pozwoliłoby skrócić czas oczekiwania na orzeczenie sądu.
Minister powiedziała, że resort zażądał wyjaśnień od szpitala w tej sprawie. Według niej, chłopiec od 4 sierpnia będzie przechodził kilkutygodniową rehabilitację w specjalistycznym ośrodku w Konstancinie. - Ubolewam nad tego rodzaju historiami, trzeba je wyjaśniać do końca - zaznaczyła.
Jak powiedziała rzeczniczka szpitala Magdalena Paczkowska, szpital uważa, że nie ponosi odpowiedzialności prawnej za zdarzenie. Dodała, że na oddziale, gdzie leczono chłopca przeprowadzono kontrolę, która nie stwierdziła nieprawidłowości w procesie leczenia pacjenta i opieki nad nim.
Pytana o 5 tys. zł, które matce chłopca miał zaproponować szpital, Paczkowska odparła, że te pieniądze oraz propozycja pomocy w postaci np. bezpłatnej rehabilitacji miały na celu uchylenie mogącego powstać sporu i nie oznaczało to przyjęcia odpowiedzialności.
- Ze względu na tajemnicę lekarską nie możemy wdawać się w polemikę z matką chłopca - zaznaczyła.
Na razie sprawą zajęło się Biuro Rzecznika Praw Pacjenta. Kierująca pracami Biura Rzecznika Praw Pacjenta, Krystyna Barbara Kozłowska powiedziała, że po informacjach medialnych biuro skontaktowało się z matką chłopca, by uzyskać więcej szczegółów, jak również dowiedzieć się czego ona oczekuje i w czym można jej pomóc.
Kozłowska podkreśliła, że jednym z narzędzi, które są zapisane w ustawie "O prawie pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta", jest możliwość wystąpienia Rzecznika Praw Pacjenta na drogę cywilną, czyli żądania wszczęścia postępowania cywilnego. Wyjaśniła jednocześnie, że w takich sprawach rzecznik może występować na prawach prokuratora.
Ponadto - jak zaznaczyła Kozłowska - będzie chciała też rozmawiać ze świadczeniodawcą ws. proponowanej ugody, bo - w ocenie Biura - suma 5 tys. zł nie była adekwatna. - Z naszej praktyki z innymi świadczeniodawcami wynika to, że świadczeniodawcy w sytuacjach konfliktowych chcą się ugodzić z pacjentem dochodzącym roszczeń. I najczęściej kierują pacjenta do swojego ubezpieczyciela, który określa uszczerbek na zdrowiu i według tego wypłacana jest adekwatna suma - powiedziała Kozłowska.
Dodała, że w przypadku Michała trudno jest mówić o ewentualnej wysokości kwoty. - Wszystko będzie zależało od tego, jaki uszczerbek poniósł na zdrowiu - podkreśliła Kozłowska. Zapewniła też, że w tym zakresie cały czas Biuro będzie wspierać matkę chłopca.
Po interwencji Biura Rzecznika Praw Pacjenta, dyrekcja szpitala do piątku ma czas na przedstawienie wyjaśnień.