Rebelianci zajęli drugie co do wielkości miasto Haiti
Przeciwnicy prezydenta Jean-Bertranda Aristide'a opanowali drugie co do wielkości miasto Haiti, Cap-Haitien. W centrum spalono kilka budynków, w tym siedzibę policji, według niepotwierdzonych doniesień zginęło osiem osób.
To liczące kilkaset tysięcy mieszkańców miasto na północy kraju padło - jak podali świadkowie - bez walki. AFP pisze, że wszystko wskazuje na to, że mieszkańcy dobrze przyjęli rebeliantów, którzy już wcześniej przejęli kontrolę nad miejscowym lotniskiem. Tam napotkali opór i - jak sami mówią - zabili osiem osób.
Na ulicach Cap-Haitien panuje radość. Tłum strzela w powietrze. Splądrowana została siedziba policji. Rozentuzjazmowani członkowie rebelianckich oddziałów zapowiadają uderzenie na stolicę kraju, Port-au-Prince.
Aristide poinformował w sobotę, że akceptuje plan kompromisu politycznego dla ogarniętego anarchią Haiti. Zgodził się wyznaczyć nowego premiera i rząd. Zaznaczył, że społeczność międzynarodowa zgodziła się udzielić pomocy i rozbroić "zbirów, terrorystów i zabójców".
Kompromisowy plan zdecydowanie odrzuca haitańska opozycja.
Propozycja rozwiązania kryzysu to wspólne dzieło dyplomacji USA, Kanady, Francji, Organizacji Państw Amerykańskich i Wspólnoty Karaibów (Caricom). Kierowana przez USA misja dyplomatyczna przybyła w sobotę na Haiti, aby przekonać tamtejszych polityków do przyjęcia planu, który ma położyć kres destabilizacji i rozlewowi krwi w tym karaibskim, biednym kraju.
AFP pisze, że jednym z głównych założeń międzynarodowego planu jest ograniczenie uprawnień prezydenta i mianowanie nowego premiera, niezależnego i neutralnego, cieszącego się zaufaniem społeczeństwa. Aristide zostałby prezydentem do końca kadencji, czyli do lutego 2006 roku. Właśnie na to nie zgadza się opozycja.
Rebelia, która rozpoczęła się 5 lutego, kosztowała życie ponad 60 osób, w tym 40 policjantów.