Ratujcie, ktoś chce mnie zabić!
Do policjantów w Gąbinie w pow. płockim zgłosił się mężczyzna, który ledwo zainkasował grubą gotówkę za dwie działki budowlane, a już zaczął dostawać telefony z żądaniem pieniędzy, z groźbami pozbawienia życia. Jak się jednak okazało cała historia została zmyślona... dla kawału.
16.10.2008 | aktual.: 16.10.2008 21:22
W środę po godzinie 16.00 zgłosił się na policję 39-letni mieszkaniec wsi Grabie Nowe. Mężczyzna był zdenerwowany i przestraszony. Mówił, że 14 października sprzedał dwie działki budowlane, zainkasował za to 110 tys. zł i zaraz potem otrzymał telefoniczną informację z żądaniem 10 tys. zł i groźbami pozbawienia życia od nieznanego mężczyzny. Takich telefonów miało być kilka.
Mimo że mężczyzna nie był całkiem trzeźwy (na wszelki wypadek zbadano go alkomatem - miał ok. 1 promila), policjanci potraktowali tę opowieść z najwyższą powagą. 39-latkowi towarzyszyła trzeźwa siostra, która potwierdziła zeznania.
Policjanci z Gąbina, wspomagani przez kryminalnych z komendy miejskiej w Płocku, przystąpili niezwłocznie do działań. Rychło jednak pojawiły się pewne wątpliwości. Numer telefonu szantażysty, jaki podał rzekomo pokrzywdzony, figurował w jego komórce... w numerach wybieranych. 39-latek przyznał się, że wszystko sobie wymyślił, jednak upierał się że ktoś mu groził.
Z uwagi na to, że z podchmielonym mężczyzną trudno było się dogadać, policjanci odłożyli dalsze czynności procesowe do czasu, aż wytrzeźwieje. Sprawą jednak stale się zajmowali, bo mogło chodzić o rzeczywiste zagrożenie.
O 19.50 znów wszyscy poderwali się na równe nogi, bo zatelefonowała matka pokrzywdzonego. Była rozdygotana, powiedziała, że ukrywa się na stacji paliw, bo ktoś napadł na ich dom, a ona zdołała uciec. Policjanci natychmiast pojechali po nią, kobieta była autentycznie przestraszona i całkiem trzeźwa. Za to w domu, gdzie mundurowi pojawili się błyskawicznie, wszyscy byli pijani. Jak się okazało, żadnego napadu nie było.
Kobieta nasłuchała się opowieści syna o straszliwych groźbach przez telefon i wpadła w takie nerwy, że kiedy przypadkiem przy ich posesji zatrzymał się jakiś pojazd, uciekła na stację przekonana, że dom zaraz zaatakują napastnicy.
Policjanci pouczyli zebranych i wrócili do komisariatu. Na tym jednak historia się nie zakończyła.
O 22:00 w komisariacie pojawił się 39-latek razem z kolegą, obaj w wesołych nastrojach. Oznajmili, że cała heca z telefonami, groźbami pozbawienia życia, to był tylko żart.
Policjanci w tej sprawie nie wykazali się poczuciem humoru. Wszak wielu funkcjonariuszy przez kilka godzin pracowało nad tym, by nie doszło do tragedii. „Żartownisia” odesłano do domu z poleceniem stawienia się w komisariacie rano. Mężczyzna pojawił się w wyznaczonym terminie i jeszcze raz przyznał, że wszystko zmyślił dla kawału.
Decyzją Sądu Rejonowego w Gostyninie mężczyzna został ukarany 1000-złotowym mandatem za bezpodstawne wezwanie policji.