Ratowanie powodzian i poszukiwanie zmarłych w Nowym Orleanie
Blisko centrum Nowego Orleanu, za bulwarem Causeaway, autostrada I-10 przestaje biec górą, schodzi w dół i... znika w wodzie. Po powodzi cała dzielnica zamieniła się w jezioro.
Z wody sterczą kadłuby zatopionych samochodów, w powietrzu unosi się zapach nieczystości. W strategicznym punkcie (łatwość transportu) rozlokował się sztab stanowych służb ratowniczo- medycznych. Ekipy ratowników z firmy Marshall w Kentucky współpracują z lekarzami z wydzialu zdrowia stanu Luizjana. Na autostradzie czeka helikopter gotowy do zabrania ofiar.
W pierwszych dniach po kataklizmie tylu rozbitków wyczekiwało pomocy w domach i dryfowało na wodzie, że nie było wiele czasu na wyciąganie z wody zwłok topielców. Po tygodniu zaczęto je wyławiać i poszukiwać dalszych.
W poniedziałek wyłowiono w pobliżu dwa ciała. Przewiduje się, że kiedy wody opadną, może ich być setki lub tysiące.
Kierownictwo akcji wezwało z los Angeles psychiatrę, doktora Lou Kaya, specjalistę od łagodzenia stresów u ludzi pracujących przy ratowaniu życia i mających często do czynienia ze śmiercią i cierpieniem.
Lekarze opowiadają o konkretnych zagrożeniach - niebezpieczeństwie epidemii. Masowe zanieczyszczenie środowiska, dostanie się nieczystości i chemikaliów do wody, w której znalazły się tysiące ludzi, grozi zakażeniami: salmonellozą, cholerą, wirusem Zachodniego Nilu i innymi chorobami - mówi dr Lisa Aptaker z Nowego Jorku.
Na razie najwięcej przypadków to odwodnienie organizmu i choroby skóry wywołane długotrwałym przebywaniem w wodzie - dodaje.
Nadal wielu pozostałych w Nowym Orleanie ludzi odmawia opuszczenia miasta mimo ostrzeżeń, że warunki sanitarne stają się zagrożeniem dla życia.
Znaleźliśmy dziś mężczyznę, może miał czterdzieści lat, który szedł w wodzie bez celu. Kiedy podpłynęliśmy do niego, zaczął uciekać. Powiedział, że nie chce być uratowany - mówi dr Aptaker.
W końcu powiedział, że Jezus przyszedł do niego we śnie i zapewnił go, że ocaleje bez niczyjej pomocy - dodaje.
Ci, którzy nie chcą wyjechać, tłumaczą zwykle, że boją się zostawiać dom - aby nie został splądrowany - albo obawiają się zmiany: lepiej coś uciążliwego, ale znajomego, niż nieznane.
Ekipy ratownicze namawiają tylko upartych do ewakuacji, nie stosują przemocy. Ostatnio jednak zastanawiają się nad środkami przymusu. Burmistrz Ray Nagin zapowiada, że przestanie dostarczać wody tym, którzy odmawiają wyjazdu.
Tomasz Zalewski