Raport o stanie spiżarni
"Raport otwarcia", którym Leszek Miller chciał odciąć się od dokonań ekipy Jerzego Buzka, okazał się niewiele wartym świstkiem papieru. Przygotowany na polityczne zamówienie, został skrojony zgodnie z propagandowymi potrzebami moszczącego się u władzy SLD. Świeżo wybrani przedstawiciele ludu bez zmrużenia oka oszukali swoich wyborców.
16.08.2003 09:24
Dlaczego powstał raport? SLD wygrał wybory na fali zniechęcenia do rządów AWS. Upartyjnienie państwa, afery, zakulisowe machinacje w gronie kolesiów – wszystko to, skwapliwie wykorzystane przez partię Millera, ułatwiło jej wyborcze zwycięstwo. SLD z moralizatorskim zapałem piętnował wówczas każdy przejaw grzeszności AWS, a "raport" odpowiadał na zapotrzebowanie opinii publicznej, która przecież w większości zagłosowała właśnie na SLD.
Zadowoleni z dokonania słusznego wyboru obywatele mogli spać spokojnie, przynajmniej do czasu, gdy okazało się, że rządy SLD specjalnie nie różnią się od poprzednich. Rozczarowanie trwa już jakiś czas (ekipa Millera zalicza kolejne doły w sondażach), więc "afera raportowa" nikogo chyba tak znowu nie zaskoczyła.
Podobno kłamstwo ma krótkie nogi, lecz Miller dobiegł na nich całkiem daleko – w końcu od wydania "raportu" minęło już grubo ponad rok, a rząd nadal się trzyma. Zresztą niewiara w mądrość porzekadeł łączy naszych polityków ponad podziałami. W większości zajmują się oni bowiem działaniami pozornymi. Przecież te wszystkie "strategie dla Polski", "raporty otwarcia" i inne ładnie sprzedające się w mediach dyrdymały nie służą niczemu innemu, niż zwykłemu mydleniu oczu.
Czy ów raport był potrzebny, dajmy na to, szefom państwowych przedsiębiorstw? Albo ministrom w rządzie Millera? Nie, oni dobrze wiedzieli jaki jest stan spółek skarbu państwa, gdzie marnotrawione są pieniądze itd. Przecież nie można powiedzieć, że za czasów Buzka w KGHM albo PZU trwała sielanka. Mimo to zdecydowano się na sprokurowanie "raportu" pełnego zwyczajnych kłamstw.
Po co? Powód był prosty – gdyby SLD uczciwie przyznało, dlaczego w państwowych firmach źle się dzieje, musiałoby je odpolitycznić, czyli zwyczajnie sprywatyzować. Ale wówczas Sojusz sam pozbawiłby się dostępu do spiżarni, do której klucz właśnie wręczyli mu wyborcy.