"Raport Millera nie obciąży nikogo personalnie"
Zdaniem płk. Edmunda Klicha, szefa Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, raport komisji Millera, zajmującej się badaniem okoliczności katastrofy smoleńskiej, nie obciąży nikogo personalnie, ale pośrednio wskaże osoby, które doprowadziły do katastrofy. Natomiast będzie znacznie szerszy od raportu MAK-u. Płk Edmund Klich dodaje w rozmowie z Wirtualną Polską, w pierwszej kolejności z dokumentem powinny zapoznać się rodziny. Pytany o to, co sądzi o Białej Księdze - przygotowywanym dokumencie zespołu kierowanego przez Antoniego Macierewicza, mówi, że może opóźnić oddanie wraku i pogorszyć nasze relacje z Rosją.
28.06.2011 | aktual.: 29.06.2011 11:00
WP: Agnieszka Niesłuchowska:Raport komisji Millera badającej okoliczności katastrofy smoleńskiej trafił na biurko premiera. Dokument jednoznacznie wskaże winnych katastrofy?
Płk Edmund Klich: Myślę, że pośrednio będzie można wskazać osoby, które były odpowiedzialne za pewne obszary, ale konkretne nazwiska nie padną, dokument nie obciąży nikogo personalnie. Natomiast raport, jako taki, będzie znacznie szerszy od raportu MAK-u.
WP: Mec. Rafał Rogalski powiedział w rozmowie z Wirtualną Polską, że wystąpi do premiera z wnioskiem, by rodziny mogły zapoznać się z dokumentem w pierwszej kolejności. Myśli pan, że to realne?
- Gdybym to ja kierował komisją, poinformowałbym wcześniej rodziny o wynikach badań, ale nie dałbym im prawa do wpływania na jego treść. Myślę, że gdy mamy do czynienia z tak dużą katastrofą jest zupełnie zrozumiałe, że najbliżsi ofiar powinni dowiedzieć się o wnioskach zawartych w raporcie bezpośrednio, nie z mediów.
WP: Normy obowiązujące w lotnictwie dopuszczają wyjątki by z treścią dokumentu zapoznały się wcześniej wybrane osoby?
- W lotnictwie cywilnym obowiązuje zasada, że wgląd do raportu mają osoby, które mogą ponieść jakiejś konsekwencje w wyniku opublikowania raportu. Mają prawo nie tylko do wglądu do raportu, ale i własnych uwag do dokumentu. Jeśli uwagi są słuszne, powinny być uwzględnione przez komisję lub odrzucone, ale załączone do raportu końcowego.
WP: Myśli pan, że premier zgodzi się na wcześniejsze udostępnienie raportu rodzinom?
- Na razie nikt o tym nie wspominał, więc raczej wątpię.
WP: W raporcie znajdzie się jeszcze coś, co nas zaskoczy?
- Nie sądzę. Liczę jednak, że będzie to pogłębiona analiza dotycząca tego, co działo się do tej pory w polskim lotnictwie. Mam nadzieję, że będzie w końcu oceniony system szkolenia personelu latającego szczególnie w 36. specpułku i dowiemy się w jakim stopniu wprowadzono zalecenia po wypadku CAS-y oraz jaka była ich skuteczność, a raczej jej brak. Chciałbym, aby w raporcie znalazła się też sugestia, że należy uniezależnić komisję wojskową od ministra obrony narodowej, bo nie może być tak, że przewodniczący komisji podlega pod szefa MON, który przecież zatwierdza raport i może nakazać zespołowi wszystko.
WP: W raporcie ma znaleźć się również wątek dotyczący rosyjskich kontrolerów lotu. Myśli pan, że Rosjanie „przełkną” ten fragment? Nie narazi nas to na jakieś konsekwencje, opóźnienia choćby ws. oddania nam wraku?
- Myślę, ze wraku nie będzie nam łatwo odzyskać, bo w pierwszej kolejności rosyjska prokuratura rosyjska musi zakończyć badania. Jeśli będą jakiekolwiek wątpliwości ze strony polskiej, to nie łudźmy się – nie oddadzą nam wraku. Proponowałbym jednak inne rozwiązanie – porozumieć się ze stroną rosyjską i przeprowadzić badanie tupolewa w Smoleńsku. To o wiele prostsza sprawa, dzięki której mamy pewność, że wrak nie ulegnie dodatkowym zniszczeniom w transporcie. Zresztą nie wiem dlaczego nikt do tej pory nie podjął takiej decyzji.
WP: Kiedy możemy odzyskać wrak?
- Trudno powiedzieć, sprawa może się ciągnąć nawet latami.
WP: Byliśmy zbulwersowani tym, w jaki sposób przedstawiono raport MAK. Czy myśli pan, że w ten sam sposób mogą zareagować Rosjanie po publikacji naszego dokumentu?
- Wszystko zależy od tego, w jaki sposób raport zostanie zaprezentowany. Jeśli zostanie powiedziane, że jedną z najważniejszych przyczyn katastrofy były błędy kontrolerów, to pewnie Rosjanie będą negować tezy stawiane w raporcie, pojawią się jakieś działania propagandowe z ich strony. Natomiast jeśli raport wskaże: że sprzęt, którym dysponowali Rosjanie nie pozwolił im na precyzyjne przekazanie pilotom informacji, że nie mamy danych z oblotów, więc nie można pokazać, że były zakłócenia radaru przez przeszkody terenowe - drzewa, które wycinano dopiero po katastrofie, Rosjanie nie powinni mieć do nas pretensji. Tym bardziej, że sami nie dopełnili obowiązku oceny lotniska i kontrolerów lotu, a więc upublicznili dokument, który jest ułomny.
WP: Jeszcze w tym tygodniu ma zostać opublikowana Biała Księga na temat katastrofy smoleńskiej - dokument sformułowany przez zespół kierowany przez Antoniego Macierewicza. Czego się pan po nim spodziewa? Jaki będzie mieć wydźwięk?
- Jeśli Biała Księga będzie bardzo atakować Rosjan, bo już pojawiły się głosy, że kładzie największy nacisk na winę kontrolerów, może popsuć nasze relacje z Rosjanami i utrudnić nam odzyskanie wraku. Poza tym w komisji Millera zasiadali fachowcy, a w zespole Macierewicza takich się nie doszukałem.
WP: W składzie są naukowcy.
- Są, ale ich niektóre teorie absolutnie mnie nie przekonują, nigdy bym się pod nimi nie podpisał. Efekt ich „pracy” może być kontrowersyjny.
WP: Teraz 300-stronicowy raport ma zostać przetłumaczony na angielski i rosyjski. Ile to może potrwać?
- Problem polega na tym, że nawet tłumacz przysięgły nie jest w stanie dobrze przełożyć takiego raportu. Ostateczną wersję musi zweryfikować anglista specjalizujący się w języku lotniczym, albo pilot, który dobrze zna angielski. Niestety wielu takich fachowców nie mamy. Tłumaczenia dosłowne, z jakimi bardzo często się spotykamy, nijak się mają do oryginału.
WP: Wierzy pan, że uda się to przetłumaczyć przez kilka dni?
- Nie wiem czy 300 stron da się tak szybko przetłumaczyć, ale może pracę nad tym rozpoczęto już wcześniej. Z moich doświadczeń wynika, że jest to bardzo czasochłonne. Z rosyjskim tłumaczeniem może będzie łatwiej, mamy bowiem wielu specjalistów, którzy kształcili się na rosyjskich akademiach lotniczych, dlatego nie powinno być problemów z ewentualną korektą.