Raj zamienił się w koszmar - musiał uciec z tego kraju
Kiedy żył w Korei, sądził, że mieszka w najwspanialszym państwie świata. Wielkość swojej ojczyzny sławił tworząc propagandowe obrazy zamawiane przez reżim. Klęska głodu, cierpienie bliskich i śmierć ojca sprawiły, że postanowił wyrwać się z miejsca, które jeszcze niedawno uznawał za raj. Chociaż jest już wolny, to wciąż maluje Koreę Północną - tym razem bez grubej warstwy propagandowej farby. Song Byeok opowiada o swoim życiu i ucieczce z państwa rządzonego przez Ukochanego Przywódcę Kim Dzong Ila.
07.10.2011 | aktual.: 11.10.2011 19:24
WP: Adam Parfieniuk: W Polsce Korea Północna często nazywana jest "najbardziej odizolowanym krajem świata", jak wygląda zewnętrzny świat z punktu widzenia Koreańczyka mieszkającego na północy?
Song Byeok: Dopóki tam mieszkałem i dopóki nie zapanował głód, to sądziłem, że Korea Północna jest najdoskonalszym państwem jakie tylko może istnieć. Dopiero gdy osiedliłem się na południu, dostrzegłem biedę panującą pa północy. Zrozumiałem, że Korea Północna w rzeczywistości jest najuboższym krajem świata, a ten świat nie jest taki jak nam go przedstawiano.
WP: Jak postrzegałeś swoich najbliższych sąsiadów - Koreę Południową i Chiny?
Od małego byliśmy intensywnie indoktrynowani, to było pranie mózgów. Z północy uciekłem najpierw do Chin, tam dowiedziałem się, jak bardzo rozwinięta jest Korea Południowa. Chociaż Chiny są pokrewne ideologicznie, to dopiero po ucieczce dowiedziałem się o zmianach u naszego sąsiada. O tym, jak otworzył się na świat i jakie gruntowne reformy przeszedł. Wcześniej cała moja wiedza o sąsiadach i zewnętrznym świecie nie była nic warta.
WP: Czy rodziły się w tobie podejrzenia, że sposób sprawowania władzy w twojej ojczyźnie odbiega od "normalności"?
Absolutnie nie. Wtedy system północnokoreańskich rządów był dla mnie czymś normalnym. Nigdy nawet nie pomyślałem, że tak wyróżnia się na tle świata.
WP: Często można usłyszeć, że poziom życia w Phenianie i reszcie Korei Północnej bardzo się różni. Jak to wyglądało z twojej perspektywy?
Mieszkałem w prowincji Hwanghae, graniczącej z okręgiem, w którym leży Phenian. Największe różnice były odczuwalne w czasie kryzysu. Pamiętam, że gdy kraj nawiedziła klęska głodu, to rząd wydzielał mieszkańcom stolicy racje żywnościowe. Były skromne, jednak reszta ludzi mogła co najwyżej pomarzyć o takiej pomocy.
WP: Przeżyłeś wydarzenia z lat 1995-2000, które dziś nawet północnokoreański rząd nazywa "wielkim kryzysem" i przyznaje, że ludzie umierali z głodu. Co tak naprawdę działo się wtedy na północy?
Samymi słowami ciężko jest opisać warunki, jakie panowały. Tak naprawdę tamte wydarzenia może zrozumieć tylko ten, kto doświadczył w swoim życiu prawdziwego uczucia głodu. Cała moja rodzina i wszyscy znajomi walczyli wtedy o przetrwanie. Nikt nie może powiedzieć z całą pewnością, ilu Koreańczyków umarło z głodu ani ilu utonęło w rzece Tumen podczas przekraczania koreańsko-chińskiej granicy w poszukiwaniu jedzenia.
WP: Wraz z ojcem również poszukiwałeś jedzenia po chińskiej stronie, czy taka desperacja była powszechna?
Robiliśmy to, co inne rodziny. W obliczu głodu nikt z nas nie miał wyboru, byliśmy do tego po prostu zmuszeni. Chociaż przekraczanie rzeki było nielegalne i niebezpieczne, to musieliśmy zaryzykować, inaczej umarlibyśmy z głodu.
WP: Czy to oznacza, że jako propagandzista, nie cieszyłeś się specjalnymi względami władzy?
Nie byłem traktowany wyjątkowo. Malowanie nie szło w parze z prestiżem. To było zwykłe zajęcie jakich wiele.
WP: Czy z racji swojego zajęcia miałeś większą niż przeciętny obywatel wiedzę na temat swojego państwa i rządu?
Nie. Tak naprawdę nie wiedziałem nic o własnym kraju ani o Kim Dzong Ilu, czy o jego ojcu. Zupełnie jak moi znajomi i rodzina. Brak wiedzy na te tematy nie był niczym niezwykłym. WP: Jak to się stało, że zacząłeś malować obrazy sławiące wielkość Korei Północnej? Kiedy władza odkryła twój talent?
Gdy skończyłem 24 lata, rządząca Partia Pracy poprosiła mnie, bym zaczął tworzyć dla nich propagandowe obrazy. W tamtym czasie pracowałem w fabryce, a w wolnych chwilach oddawałem się swojej pasji. Pewnego dnia przedstawiciel partii zatrudniony w naszym zakładzie zobaczył jak maluję. Stąd wiodła już prosta droga do zostania artystą propagandowym.
WP: Jak wyglądał twój przeciętny dzień?
Wyglądał zupełnie tak samo, jak dzień każdego Koreańczyka na południu. Wstawałem rano, szedłem do pracowni, gdzie malowałem obrazy zamówione przez partię, a wieczorem wracałem do domu. Najgorszy był okres tuż przed rocznicą urodzin Kim Ir Sena (15 kwietnia - przyp.) lub Kim Dzong Ila (16 lutego - przyp.). To dwa najważniejsze święta państwowe w Korei Północnej. Wtedy dosłownie nie miałem czasu na sen. Musiałem malować tony plakatów i budować lojalność społeczeństwa wobec reżimu Kima.
WP: A kiedy sam przestałeś być lojalny?
Wraz z ojcem trzykrotnie w poszukiwaniu jedzenia przekraczaliśmy granicę z Chinami na rzece Tumen. Ostatnim razem nie mieliśmy szczęścia. Podczas powrotu do Korei namierzyli nas strażnicy. Ojca porwał nurt rzeki i już nigdy go nie zobaczyłem, nikt nie kwapił się by mu pomóc. Tymczasem ja, jako "zdrajca"; zostałem skazany na gułag. To wszystko sprawiło, że w 2002 roku byłem już pewien decyzji o ucieczce.
WP: Kiedy nadarzyła się okazja?
Podczas pobytu w więzieniu ciężko zachorowałem. Zwolnili mnie na leczenie. Ze względów bezpieczeństwa nie chciałbym przedstawiać więcej szczegółów osadzenia, ale ostatecznie udało mi się zbiec. Raz jeszcze przeprawiłem się przez rzekę i trafiłem do Chin, a stamtąd na południe.
WP: Nie zdarza się często, że uciekinierzy dzielą się swoimi historiami tak chętnie jak ty. W dodatku w swojej sztuce otwarcie krytykujesz reżim. Co cię do tego skłania?
Wreszcie mogę cieszyć się wolnością artystyczną. Dlatego nie chcę siedzieć cicho. Obrazy są formą dzielenia się z ludźmi moimi przeżyciami z tamtego świata.
Zobacz obrazy Byeoka: Dyktatura w krzywym zwierciadle
WP: Od czego rozpocząłeś nowe życie na południu? Miałeś jakieś problemy z przystosowaniem się?
" Pierwszą rzeczą, której chciałem się nauczyć, było malowanie. W Korei zajmowałem się tylko propagandowymi obrazami. Gdy trafiłem na południe, od razu zapragnąłem poznać inne style poza socjalistycznym. Moje początki na południu wiązały się z nieporozumieniami, wynikającym z wielu różnic kulturowych. Gdy podczas zajęć ujrzałem nagą, pozującą modelkę, to byłem tak zdumiony, że nie mogłem nic namalować. Mimo takich kulturowych problemów, skończyłem studia.
WP: W tym roku miałeś pierwszą indywidualną wystawę, którą zauważył świat. Czy w przyszłości nadal będziesz umieszczał Koreę Północną w centrum swojej twórczości?
Tak, ale nie tylko. Poprzez swoją sztukę chcę mówić o wolności i pokoju nie tylko w Korei Północnej, ale na całym świecie. Chcę przedstawiać nadzieję, która ma swoje źródło w rozpaczy i pokazywać pokój, który zaczyna się tam gdzie jest nadzieja.
WP: Na jednej ze swoich prac przedstawiłeś kobietę odzianą w koszulkę z podobizną Kim Dzong Ila. Czy jest to może wyraz Twoich obaw o to, że Kim zostanie "ikoną", tak jak wielu dyktatorów przed nim?
Nie myślałem o tym w taki sposób, choć to możliwe. Na tej pracy chciałem jedynie uzewnętrznić uczucie, które być może Kim Dzong Il ukrywa głęboko na dnie swojego serca i nigdy nie okazuje go publicznie.
WP: Co sądzisz na temat przyszłości obu Korei? Czy zjednoczenie jest w ogóle możliwe?
Dużo o tym myślę, to dla mnie wyjątkowo ważna sprawa. Temat jest drażliwy i wciąż trochę boję się o tym mówić. Może będę czuł się pewniej i bezpieczniej w przyszłości, wtedy podzielę się swoimi opiniami o wspólnej przyszłości obu państw.
Rozmawiał Adam Parfieniuk, Wirtualna Polska
Specjalne podziękowania dla Mike'a Lee, za pomoc w przeprowadzeniu wywiadu. Więcej prac Song Byeoka można obejrzeć na jego stronie internetowej http://www.songbyeok.com