PublicystykaRafał Milczarski, prezes LOT: "Jeśli wizy zostaną zniesione, uruchomimy kolejne połączenie do USA" [WYWIAD]

Rafał Milczarski, prezes LOT: "Jeśli wizy zostaną zniesione, uruchomimy kolejne połączenie do USA" [WYWIAD]

- Uziemienie Boeingów 737 MAX utrudniło nam funkcjonowanie. Będziemy się domagać odszkodowania od producenta. Rozważamy także zakup części floty u konkurencji - Airbusa. LOT się jednak dynamicznie rozwija i nie zamierza przestać - o tym, ale również o strajku pracowników, CPK i wizach, mówi prezes PLL LOT Rafał Milczarski w rozmowie z Marcinem Makowskim.

Rafał Milczarski, prezes LOT: "Jeśli wizy zostaną zniesione, uruchomimy kolejne połączenie do USA" [WYWIAD]
Źródło zdjęć: © PAP | Radek Pietruszka
Marcin Makowski

04.10.2019 | aktual.: 04.10.2019 13:07

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Marcin Makowski: Na 90 lat LOT-u nieoczywista trasa - Delhi. To powrót do stolicy Indii po prawie trzech dekadach.

Rafał Milczarski (Prezes PLL LOT): Dokładnie po 25 latach. Skończyliśmy latać w 1994 roku. Wracamy w 2019 roku.

LOT przyjął strategię rozwoju przez powrót do połączeń, które były likwidowane?

Rozwijamy się w tej chwili na każdej możliwej płaszczyźnie, nie tylko powracając na dawne trasy, które w tym momencie mają dla nas ogromny potencjał. LOT nie ma po prostu żadnej innej opcji niż dynamiczny rozwój.

Parafrazując klasyka: LOT będzie wielki, albo nie będzie go wcale?

Tak. Stale mierzymy się z ryzykami biznesowymi, ale taka jest rola menedżera, by te ryzyka minimalizować. Żeby firma mogła przetrwać kryzys, musi być zdrowa. Prędzej czy później kryzys przyjdzie i wtedy firma musi być na to gotowa.

Skoro pan "uzdrawia", to znaczy, że nie wszystko jeszcze działa. Gdzie LOT w tej chwili ma największe problemy?

Cały czas pracujemy nad kwestiami flotowymi, bo kiedyś LOT pozyskiwał samoloty dużo drożej niż teraz. To jest rolowany proces. Oczywiście nie mogę zdradzić w jakiej cenie pozyskujemy samoloty, ale za każdym razem, gdy kupujemy kolejny, jesteśmy bardzo zadowoleni.

Sugeruje pan, że za poprzedniej władzy przepłacano?

Nie patrzę na to z tej perspektywy.

Mam na myśli kierownictwo spółki.

To jest bardzo trudny biznes, w którym na menadżera czeka mnóstwo wyzwań i pułapek. Jeśli prezes LOT-u był zmieniany co 6 albo co 3 miesiące, to trudno oczekiwać, że się na tym biznesie pozna. My mamy w tym momencie zarząd w utrwalonym stanie. Wiemy, czego się należy spodziewać, jak negocjować, na co uważać. I obiektywnie uzyskujemy znacznie lepsze deale. Nie chcę oceniać moich poprzedników, bo oni zarządzali firmą tylko parę miesięcy. Nawet nie mieli szansy rozwinąć skrzydeł. Fakt, że byli w zarządzie tak krótko, jest oczywiście winą właściciela, czyli polityków. Nie chcę nikogo wskazywać po imieniu.

Pozostając w obszarze floty - wiemy o ogromnych problemach z Boeingami 737 MAX, usterkach silników Rolls Royca w Dreamlinerach. Jak to przekłada się na tempo rozwoju i wzrostu i czy spółka jest na tyle stabilna finansowo, aby utrzymać płynność przy konieczności "żonglowania" samolotami.

Uziemienie Boeingów 737 MAX znacznie utrudniło nam funkcjonowanie, bo byliśmy przygotowani na jeszcze większy wzrost w tym roku. Ale i tak mamy spory wzrost, gdyż obsłużymy około 10 mln pasażerów, a mam nadzieję, że uda się w tym roku tę barierę przekroczyć. Przypomnę, że w 2015 roku zaprosiliśmy na nasze pokłady 4,3 mln pasażerów, w 2018 roku już 8,9 mln pasażerów. MAX był i jest dla nas bardzo ważnym samolotem. Z niecierpliwością czekam na jego bezpieczny powrót do służby. Natomiast jako zarząd musieliśmy podjąć strategiczną decyzję i zareagować na uziemienie MAXów. Ta decyzja mogła być dwojaka.

To znaczy?

Po pierwsze mogliśmy „ściąć” – a zatem bardzo radykalnie zmniejszyć siatkę, ograniczyć rozwój firmy, odwołać pasażerom bardzo dużo lotów, ale nie pozyskiwać drogich samolotów. Wybraliśmy jednak inną drogę. Pozyskaliśmy i pozyskujemy droższe samoloty w formule ACMI, czyli leasingujemy je wraz z załogą, ubezpieczeniem i utrzymaniem technicznym. Dodatkowo pozyskaliśmy również same samoloty w formule dry-lease. Są to trzy używane Boeingi 737-800. Było to bardzo duże wyzwanie, bo tych samolotów praktycznie nie ma. Pozyskaliśmy je, bo jesteśmy postrzegani już jako zupełnie inna linia lotnicza niż ta, którą byliśmy. To też jest przejaw fundamentalnej zmiany w DNA i wizerunku naszej firmy.

Na jaką kwotę spółka szacuje straty ze względu na uziemienie MAX-ów?

W tym momencie te samoloty są wciąż uziemione. Aby oszacować straty, trzeba poczekać do czasu powrotu MAX-ów do latania. Docelowa kwota będzie zależna od czasu trwania uziemienia. Ale już dziś mogę potwierdzić, że każda szkoda wyrządzona LOT-owi będzie się wiązała z oczekiwaniem rekompensaty.

Jak to wygląda z pana perspektywy. Czy ma się w takich sytuacjach myśli, że może za bardzo postawiliście na Boeinga? Czy myśli pan długofalowo, żeby zrównoważyć dostawców? Postraszyć Airbusem?

Nie mam żalu ani wątpliwości związanych z naszą dotychczasową polityką dotyczącą floty. Od dawna powtarzam, że prowadzimy długofalowy projekt flotowy. Porównujemy Airbusy A350 wersji 900 i 1000 z Boeingami 787-9 i 787-10. Porównujemy też Airbusa A220-100 i -300 z Embraerem serii E2 w wersji 190 i 195. I wynik tego porównania da nam wskazówkę, jakie samoloty powinniśmy włączyć do floty. Co do zasady we flocie linii lotniczej powinno być co najmniej 20 samolotów jednego typu na long haulu. Robienie mixed fleet na np. 10 maszyn jednego typu i 10 innego nie ma sensu. Ale już robienie mixed fleet 20 na 20 może już mieć głęboki sens. Dlaczego? Bo stawia producenta pod bezwzględnym i bezlitosnym pręgierzem konkurencji.

Czyli to jest droga, jaką LOT może podążyć.

To jest droga, jaką LOT świadomie analizuje i absolutnie nie wykluczam, że może nią podążyć. O czym informujemy zarówno naszego aktualnego partnera, firmę Boeing, jak też i naszego potencjalnego partnera, firmę Airbus. Jesteśmy po angielsku mówiąc "Dead serious about it".

W tej branży nie ma miejsca na "cackanie się".

Tak jest.

Kończąc wątek tych rzeczy, które można poprawić. Oczywiście w mediach ten rok i też po części miniony minął w cieniu kryzysu wizerunkowego – strajku części załogi. Czy obawia się pan powrotu tej fali niezadowolenia pracowników na gruncie statusu wynagrodzenia, ich pracy i warunków zatrudnienia?

Uważam, że gdyby miało dojść do jakiegokolwiek powrotu, byłby to przejaw tak piramidalnej bezmyślności, o którą nikogo nie podejrzewam.

Wszystkie warunki zostały spełnione, czy też po prostu urealniono je ze strony związków?

Nasze załogi dostały znaczące podwyżki.

Czyli wnioski były słuszne?

Czyje wnioski?

Związków, jeśli domagały się podwyżek i je dostały.

Nie do końca, gdyż nigdy nie byliśmy przeciwnikami zwiększenia uposażeń naszych załóg. Natomiast byliśmy i jesteśmy przeciwnikami swoistej "urawniłowki". Wprowadzamy mechanizmy płacowe, dzięki którym osoby, które bardzo się starają, zarabiałyby bardzo dobrze. Jestem też zdania, że osoby, które się nie starają, powinny otrzymywać mniejsze wynagrodzenie. To ma znaczenie motywujące.

Czyli motywacja to klucz do pracy w LOT?

Z całą pewnością. Motywacja napędza nie tylko nasz, ale każdy biznes. To właśnie motywacja pomaga firmom przetrwać kryzysy.

Spodziewa się pan, że on przyjdzie?

Zawsze trzeba być przygotowanym na kryzys.

W jaki sposób?

Poprzez dynamiczny rozwój. Ci, którzy stoją w miejscu, upadają.

Czyli kryzys, który LOT-u nie obejmie?

Tego nie wiem, ale zrobię wszystko, żeby na kryzysie zarobić, a nie stracić.

A jak LOT zarabia na hubie w Budapeszcie? Różne są głosy, niektórzy "złośliwi" twierdzą, że traci.

Gdy rozpoczynałem pracę w LOT-cie, złośliwi mówili, że to zła decyzja, a LOT nie ma szans na rozwój, bo są inne linie lotnicze, które są od niego lepsze. Dokładnie to samo mówiono o hubie LOT-u w Warszawie. A teraz mamy 111 połączeń zamiast 41. To prawie trzykrotny wzrost siatki połączeń. Zamiast 4,3 mln pasażerów w tym roku obsłużymy ponad 10 mln. Konsekwentnie realizujemy strategię. Zbudujemy hub w Budapeszcie i z pewnością będzie to hub przez duże „H”, który będzie nam przynosił zyski.

Na razie złośliwi dodają też, że połączenie np. do Chicago, które było regularne, teraz będzie sezonowe. Są to jakieś przestoje nieplanowane?

My zawsze reagujemy na rzeczywistość rynkową. Awiacja to są szachy, w które gramy z naszą konkurencją.

To czasami nie poker?

Nie, to zdecydowanie szachy. Wszystko jest przeanalizowane i przeliczone. Analizują to bardzo inteligentni ludzie, bo staram się takich zatrudniać. Takich, z których mogę być dumny – i szczerze jestem. Jako szef mam ogromną menadżerską satysfakcję.

Już chyba satysfakcji z przedłużenia kontraktów?

Satysfakcja z przedłużenia kontraktów oczywiście jest, bo to jest dla mnie duży honor.

Brzytwa na gardle była?

Nie odczuwałem, nie odczuwam i nigdy nie pozwalam nikomu na to, żeby mi nóż do gardła przykładał. Mam natomiast wielką satysfakcję menedżerską, patrząc na sukcesy moich kolegów, koleżanek i podwładnych. Przykładowo bardzo się cieszę z otwarcia połączenia do Delhi – przebiegło ono świetnie. Doskonale zaprezentowaliśmy Polskę i LOT w Indiach.

Czyli ta maszyna zaczęła pracować, tak jak sobie to pan zaplanował?

Zaczynam widzieć symptomy, że ta maszyna zaczyna właśnie poprawnie działać.

A propos Delhi. To nie jest pierwszy i ostatni kierunek LOT-u, który jest otwierany w Azji, następne przed nami. Jeżeli jest taka możliwość, może pan zdradzić te kolejne kierunki?

Zdradzić nie mogę, ale mogę powiedzieć, że chcielibyśmy latać do Chin 98 razy w tygodniu, a do Indii co najmniej 49 razy w tygodniu.

Jest już Korea, Japonia, Singapur…

Do Korei chcielibyśmy latać co najmniej 21 razy w tygodniu. Do Japonii także co najmniej 21 razy w tygodniu, a może i częściej. Wszystko jest przedmiotem rozwoju LOT-u i dogłębnej pracy analitycznej.

Czyli uwzględniając te rozwijające się połączenia do Stanów Zjednoczonych, można powiedzieć że LOT ma dwa skrzydła - Azję i Amerykę Północną?

LOT stoi jak każda rozsądna organizacja na dwóch dobrze podbudowanych nogach, czyli w naszym przypadku na azjatyckiej i transatlantyckiej, jeśli chodzi o loty dalekodystansowe. Oczywiście duża część naszej działalności to operowanie na trasach regionalnych i short-haulowowych.

A jaka jest długofalowa strategia?

Naszym strategicznym celem jest bycie wiodącą linią lotniczą sieciową Europy Środkowej. To ambitny cel, ale możliwy do zrealizowania. My mamy poziom wrażliwości na inne narody środkowoeuropejskie na bardzo wysokim poziomie. Jesteśmy jako Polacy przez te narody lubiani, a w bardzo wielu aspektach także podziwiani. Polska w świadomości wielu innych narodów jest kojarzona z ogromnym sukcesem. I to pomimo wszystkich niedomagań naszego państwa, które cały czas są widoczne, ale też konsekwentnie przez rządzących, zwłaszcza teraz, eliminowane.

Jak informowałem na Wirtualnej Polsce, jeszcze w planach w których miał przylecieć Prezydent Donald Trump do Polski, miano ogłosić nominację Polski do programu ruchu bezwizowego. Ostatecznie ogłoszono to podczas spotkania prezydentów Dudy i Trumpa w Nowym Jorku. Jaką rolę Pana zdaniem odegrał w tym całym procesie LOT i na ile się przyczynił do takiego stanu rzeczy, a na ile to po prostu statystyka, polityka?

LOT bardzo mocno zaangażował się w proces zniesienia wiz. Jesteśmy założycielem kampanii “Bez Wiz do USA”. Pomysł jest bardzo prosty, polega na wygenerowaniu wystarczającego wskaźnika, żeby spełnić kryteria do tzw. „Visa Waiver Program”. Przez ponad półtora roku prowadziliśmy różne działania wspierające tę inicjatywę, takie jak każdorazowe zapowiedzi po lądowaniu na pokładach LOT-u, kampanię medialną, strony internetowe itd.

Czy ma pan w posiadaniu jakieś statystyki ukazujące jak to się zmieniło na plus dla Polskiego czasu kiedy LOT otworzył tą kampanię?

Rozpoczęliśmy kampanię w lutym 2018 roku. Chcieliśmy to zrobić wcześniej, ale musieliśmy zbudować koalicję firm. Przypadło nam w udziale być “silnikiem” tej inicjatywy. Zaczęliśmy w lutym 2018 roku i udało się nam dojść w tym roku do punktu, w którym wskaźnik odmów wiz spadł z 5,9% do 3,9%. Kontynuowaliśmy ten wysiłek i mam nadzieję, że zejdziemy w tym roku poniżej 3%, czyli granicy, dzięki której państwa zostają włączone do ruchu bezwizowego. Głęboko w to wierzę. Zaangażowaliśmy się w to bardzo mocno, wysłaliśmy wielu ludzi pracujących i współpracujących z LOT-em po wizy. Prowadziliśmy także z wieloma spółkami i instytucjami kampanię wizową. Myślę, że bez mocnego zaangażowania Pani Ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher w ogóle nie moglibyśmy mówić o tym, że możliwy jest sukces. Jeśli się to uda, to osobiście pojadę do Pani Ambasador z wielkim bukietem kwiatów w podziękowaniu za gigantyczną pomoc w rozwiązaniu tej nużącej i nurtującej wielu Polaków bariery, jaką nadal jeszcze są wizy. I tutaj nie chodzi o kwestię płacenia za wizy, ale o elementarną godność i równoprawność we wzajemnych stosunkach.

Czy po zniesieniu wiz zostanie uruchomione kolejne połączenie do Stanów?

Gdy zostaną zniesione wizy, nie ukrywam, że będziemy chcieli ogłosić kolejne połączenie do USA. Na razie jednak nie zdradzam szczegółów.

Parafrazując Beatę Szydło, “te wizy nam się po prostu należały”?

Gdy spełnimy kryteria, takie stwierdzenie będzie rzeczą oczywistą. Ale bardzo się cieszę, że mogliśmy liczyć na duże zaangażowanie Pani Ambasador, jej zastępcy – Pana Bixa Aliu, a także wielu innych osób w Departamencie Stanu i całych Stanach Zjednoczonych.

W strategii długodystansowej LOT-u, CPK jest elementem kluczowym, żeby ten wzrost się rozwijał. Jeżeli nie uda się wybudować Centralnego Portu Komunikacyjnego, albo będzie się to odwlekać, to czy LOT ma alternatywny scenariusz na rozwijanie hubu w kraju i w Budapeszcie? Czy na przykład Radom, Kraków, Budapeszt będą taką alternatywą i trzeba będzie po prostu rozproszyć takie sieci?

Centralny Port Komunikacyjny uda się wybudować. Nie ma żadnego powodu, dla którego miałbym zakładać inaczej.

Jest pan człowiekiem wielkiej wiary.

Jestem człowiekiem zarówno wielkiej wiary, jak i wielkiej determinacji. Obserwując postęp prac rządu przy projekcie Centralnego Portu Komunikacyjnego, mogę pana zapewnić, że projekt ten zostanie zrealizowany. Jest to w interesie nie tylko Polski, ale i całego regionu.

Nie wybuduje się Portu samą wiarą, to jednak dużo kosztuje.

Jestem przekonany, że skoro rząd realizuje już projekt CPK, to ma też plan na sfinansowanie tego przedsięwzięcia. Jeśli okazałoby się, że będzie to projekt wymagający dodatkowego finansowania spoza budżetu Polski, to osobiście zaangażuję się w pozyskiwanie inwestorów do tego projektu. Potrzebne jest tylko pokonanie pewnych barier regulacyjnych. Uważam jednak, że Polska powinna mieć bardzo duży udział w tym porcie. Polacy będą na tym zarabiać gigantyczne pieniądze. To prorozwojowe, strategiczne przedsięwzięcie na niebywałą skalę. Dzięki niemu zatrudnienie znajdzie kilkadziesiąt tysięcy osób. Dodatkowo wokół CPK powstanie najbardziej atrakcyjny teren inwestycyjny w Europie – najlepiej skomunikowane miejsce w Europie, które zmieni paradygmat transportu lotniczego między naszym kontynentem a światem. To po prostu genialna inwestycja.

Rozmawiał Marcin Makowski dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
pll lotlotdreamliner
Komentarze (0)