Radość z oglądania tłuszczu
Od kilku tygodni możemy oglądać w Polsacie program „Chcę być piękna”. Miał być hitem i rewolucją, ale w rankingach oglądalności przegrywa z wszelkimi tańcami z gwiazdami. Niska jak na takie przedsięwzięcie oglądalność być może jest wynikiem niespełnionych obietnic. Miało być pięknie i glamour, a jest: ból, tłuszcz i wymuszona radość na twarzach bohaterek.
07.07.2006 | aktual.: 07.07.2006 18:03
Ruszyła długo oczekiwana polska edycja programu „Chcę być mądra”. Zgłosiło się ponad milion chętnych. Pani Karolina z Bydgoszczy przyznaje: „Zawsze uważana byłam za mało inteligentną, wstydziłam się odezwać nawet w sklepie. Z wiekiem jest coraz gorzej. I choć mąż mówi, że kocha mnie taką, jaka jestem, wiem, że chcę być mądra”. Dwudziestoletnia Marzena z Białogardu najpierw nie chciała się zgłosić. Namówili ją przyjaciele. Dziś wydaje się zdeterminowana: „To dla mnie jedyna szansa. Muszę zrobić maturę, inaczej czeka mnie praca w fabryce”. Matka Marzeny popiera córkę: „Nasz cukiereczek jest taki głupiutki, wiem, że dla niej ta zmiana będzie bardzo ważna, trzymamy za nią kciuki. Już nigdy nie chcemy się jej wstydzić”. A już trwają przymiarki do kolejnego reality show pt: „Chcę być dobra”. Kobiety bijące mężów, zabijające komary, niegotujące obiadów, złodziejki i w końcu morderczynie stoją w kolejce przed budynkiem producenta, który sfinansuje wszczepienie superczipu dobroci.
Ciało i dusza
Biorąc pod uwagę przewidywania wielu krytyków kultury, taki scenariusz wcale nie jest niemożliwy. Ray Kurzweil, badacz sztucznej inteligencji, nie ma wątpliwości: „Stosując implantowane nanoroboty, będziemy mogli wzmocnić lub zmienić emocjonalne reakcje (…) nanoroboty rozbudują ludzką inteligencję i nasze zdolności na wiele różnych sposobów”. Nie trzeba jednak sięgać do, na razie, fantastycznych wizji – choć, notabene, przekonująco przez Kurzweila pokazywanych – by uwierzyć w „Chcę być mądra”. Wiara w kowalność ciała, w to, że podda się ono naszym zachciankom, charakterystyczna dla XX i XXI wieku, zdaje się dziś równa z wiarą w kowalność osobowości. Pisze o tym Zbyszko Melosik: „Ciało, jako środek ekspresji tożsamości (lub nawet jako tożsamość sama w sobie), pozostaje ciągle Innym. Ten Inny jest podatny na konstrukcje i rekonstrukcje, na wpisywanie oraz wymazywanie coraz to nowych znaczeń – jest kowalny i posłuszny (…). Redukcja tożsamości do ciała sprawia przy tym, że i ona jest kowalna, podatna i
posłuszna, staje się Innym”.
Program „Chcę być piękna”, który od pewnego czasu możemy oglądać w polskiej telewizji, pokazuje, że w chirurgii plastycznej nie chodzi tylko o ciało. Każda z uczestniczek wierzy, że dzięki zmianie wyglądu stanie się bardziej pewna siebie, a co za tym idzie: szczęśliwsza. Każda chce być szczęśliwa. W to, że korekta ciała może zmienić niemal wszystko, wierzy chyba każda uczestniczka polskich ekstremalnych metamorfoz.
Triumf kompleksów
Sylwia przytyła w ciąży 30 kg, potem zaraz schudła, a na pamiątkę został jej „okropny, obwisły brzuch”. Wokół brzucha toczy się życie bohaterki i całej jej rodziny. Matka nie owija w bawełnę: „ja też już przez to stałam się nerwowa, bo jej brzuch jest naprawdę brzydki” – przyznaje. A kilkuletnia córka Sylwii przynosi zebrane grosiki i daje mamie na operację plastyczną. Wszyscy mają dość tego strasznego brzucha. Na pomoc przychodzi Polsat. Zanim jednak zoperują Sylwii brzuch, pokażą go światu w całej okazałości: en face, z profilu, w przybliżeniu i oddaleniu, wystający z biodrówek i spoglądający spod nagiego biustu. I tak z dziesięć razy. Wszystko o jej brzuchu. Żeby bowiem przejść na stronę doskonałego ciała, trzeba wrócić do jego najciemniejszych, najbardziej fizjologicznych warstw. By nastał porządek, na chwilę musi zatriumfować chaos. Karnawałowy dół materialno-cielesny. Zobaczymy go niemal w całej okazałości u kolejnej bohaterki. Pięćdziesięcioletniej Ewie będą odsysać tłuszcz z ud i brzucha. Zanim
stanie się nowa, dobrze poznamy dolne partie jej ciała. Projektowana doskonałość wymaga poświęceń. I nie są największymi ból fizyczny oraz rozłąka z rodziną (bohaterki na czas trwania metamorfozy nie mają prawa widzieć się z rodziną, by ta odpowiednio zareagowała na zmianę, by był show i szok). Najgorsze wydaje się to, że wpierw należy światu pokazać swój za duży, obwisły biust, na którym doktor wyrysuje flamastrem mapę przyszłej operacji. Pokazać zaniedbane zęby, które zostaną spiłowane i ocenione np. w taki subtelny sposób: „jest ich dużo, ale są bardzo wyeksploatowane”. („Podobnie jak moje buty” – pomyślałam, słuchając wywodu dentystki). Najpierw trzeba bohaterkę poniżyć, uprzedmiotowić, sprowadzić do jej obwisłości i próchnicy. Odkryć mięso. Muszą zatriumfować kompleksy.
Sens cierpienia
Być może uczestniczki reality show są bohaterkami naszych czasów. Robią to dla nas, bo jak pisał Max Scheler: „wszystkie rodzaje bólów i cierpień – jakkolwiek cierpiący zachowywałby się wobec nich – są w sobie jedynie subiektywnymi, psychicznymi odzwierciedleniami, korelatami obiektywnych procesów ofiary, w których jakieś dobro niższego porządku zostaje poświęcone dla dobra wyższego porządku”. Z jednej strony słowa Schelera w kontekście opisywanego reality show możemy rozumieć w ten sposób, prosto: kobiety cierpią teraz, by potem być pięknymi i szczęśliwymi. Z drugiej można rozumieć je w kontekście metafizyczno-fantastycznym. One to robią , by mógł zatriumfować sterylny, technologiczny porządek. Bowiem, jak pisał w Kongresie futurologicznym Stanisław Lem: „Jeżeli detaszyzm przegłosują, za parę lat każdy będzie uważał posiadanie miękkiego, włochatego ciała za wstyd i nieprzyzwoitość. Ciało trzeba myć, odwaniać, pielęgnować, a i tak się psuje, kiedy przy detaszyzmie można sobie podłączyć najpiękniejsze cuda
sztuki inżynierskiej. Która kobieta nie zechce mieć srebrnych jodów zamiast oczu, wysuwających się teleskopowo piersi, anielskich skrzydeł, promieniujących łydek i pięt wydających przy każdym kroku melodyjne dźwięki?”.
Ciało nie nadąża
Tak naprawdę jednak program „Chcę być piękna” nie należy do porządku przyszłości, supertechnologicznej obróbki ciał. Wprawdzie wykorzystuje się tu najnowsze zdobycze inżynierii plastycznej, ale ciało nie nadąża za nimi. W sześć tygodni – czas narzucony wymogami telewizji – blizny ledwo co zdążą się zagoić. Ból po operacji biustu, nosa czy twarzy da się zauważyć spod szeroko uśmiechniętych białych zębów. Gdy patrzy się na nowo zrobione bohaterki, ma się wrażenie, że stanowczy ruch ręką spowoduje pęknięcie szwów, a mocno naciągnięta za uszy skóra twarzy, gdy bohaterka przestanie się uśmiechać, strzeli jak gumka z majtek. Nie bez przyczyny zdjęcia po operacji nie są już tak fizjologiczne, dokładne jak te sprzed. Przypominają raczej komputerowe wizualizacje. Być może za czas jakiś szwy się zagoją i znikną obrzęki. Minie też wspomnienie bólu. Prawdopodobnie jednak wróci także to ciało sprzed interwencji, obwisły brzuch, do którego już nawet telewidzowie się przyzwyczaili, zęby niezbyt zadbane i te stroje
nieciekawe, i twarz nieumalowana.
Jesteśmy dumni z technologicznych możliwości XXI wieku. Wykorzystujemy je na każdym kroku, nie umiemy bez nich żyć. Gdy jednak w grę wchodzi nasze ciało, wydaje się, że jeszcze bardzo daleko nam do wizji Kurzweila, który twierdzi, że w 2040 roku będziemy tyle biologicznymi, co elektronicznymi organizmami (i nie będzie w tym nic złego, podkreśla Kurzweil). Kiedy ogląda się program typu „Chcę być piękna”, z pozoru triumf technologii i medycyny nad naturą, ma się wrażenie, że prawdę o nas cały czas lepiej wyraża dziewiętnastowieczny mit o doktorze Frankensteinie i jego potworze niż historie o metaliczno-elektroniczno-biologicznych cyborgach.
Magdalena Radkowska
Więcej: opcit.pl