Radny miał prawo do obrony
Wrocławski sąd apelacyjny utrzymał w mocy wyrok uniewinniający radnego ze Środy Śląskiej Dariusza Maciejewskiego, oskarżonego o śmiertelne postrzelenie jednego mężczyzny i zranienie drugiego. Obaj demolowali należącą do niego kawiarnię. Zdaniem sądu, oskarżony działał w obronie koniecznej. Wyrok jest prawomocny. Radny zgodził się na ujawnienie swego nazwiska.
Sąd I instancji we wrześniu uniewinnił Maciejewskiego. Apelację od tego wyroku złożyła prokuratura i pełnomocnicy rodzin postrzelonych mężczyzn. Domagali się uchylenia wyroku i przekazania sprawy do ponownego rozpatrzenia.
Człowiek ma prawo do obrony - to jest podstawowa rzecz, jeśli chodzi o ocenę postawy oskarżonego - powiedział w uzasadnieniu wyroku sędzia Robert Wróblewski.
Dodał, że nie ma wątpliwości, że oskarżony odparł bezpośredni zamach na swoje mienie, bał się o życie własne i rodziny.
Tęsknimy za tym, aby można było czuć się bezpiecznie na ulicach. Wszelkiego rodzaju działania, które to uniemożliwiają, powinny być oceniane negatywnie - powiedział Wróblewski.
Sędzia przyznał, że na sprawie ciąży tragedia rodziny nieżyjącego mężczyzny. Ważne jest jednak to, abyśmy mieli prawo żyć bezpiecznie i wolno nam było się bronić - podkreślił.
Dariusz Maciejewski płakał przez cały proces. Po ogłoszeniu wyroku powiedział, że "kamień spadł mu z serca". Dodał, że ma nadzieję, iż rodziny postrzelonych również pogodzą się z wyrokiem.
Do zdarzenia doszło 13 października 2003 roku we wsi Juszczyn koło Środy Śląskiej. Radny ma tam kawiarnię, która wcześniej była kilka razy demolowana przez nieznanych napastników. Mężczyzna zgłaszał to policji, ale bez efektu. W dniu zdarzenia Maciejewski został poinformowany telefonicznie, że lokal znów jest demolowany przez grupę młodych mężczyzn. Poszedł więc do baru ze strzelbą myśliwską.
Przed lokalem doszło do starcia z napastnikami. Oskarżony postrzelił w nogę Kazimierza S., który zmarł w wyniku wykrwawienia. Ranny w nogę został również Marcin S. Radny strzelał jeszcze do jednego mężczyzny. Ten jednak odskoczył i uciekł z miejsca zdarzenia.
Po wyroku sądu I instancji policja objęła całodobową ochroną oskarżonego i jego rodzinę. Po ogłoszeniu wyroku rodziny postrzelonych mężczyzn krzyczały bowiem do Dariusza Maciejewskiego, że "nie wyjdzie z tego żywy". Policyjna ochrona potrwała dwa tygodnie. Później radny sam wynajął firmę ochroniarską, która m.in. odwozi jego dzieci do szkoły.