PolskaPZPN - kopnąć czy przypudrować?

PZPN - kopnąć czy przypudrować?

Naprawa polskiej piłki nożnej to sprawa narodowa - wystarczy posłuchać exposé kolejnych premierów. Wątpliwe jednak, czy pod naciskiem dziennikarzy, prokuratorów i polityków Polski Związek Piłki Nożnej jest w stanie sam się zreformować. Może więc lepiej go rozwiązać.

17.08.2006 | aktual.: 24.08.2006 11:17

Wzorzec działacza PZPN wywodzi się jeszcze z PRL. To typ "towarzysza", który zawsze dogada się ze swoimi i wie, jak zaszkodzić obcym. Czas spędza na atrakcyjnych wyjazdach na mecze, na atrakcyjniejszym od meczu zajadaniu schabowego z kapustą pod czystą wódkę z kolegami, a czasem też na czymś najbardziej atrakcyjnym, czyli na finansowych machlojkach. Towarzysz ma prawo głosu w wyborach prezesa PZPN i to prawo oznacza dla niego jedno - odda głos na tego, kto gwarantuje, że towarzysz zachowa stołek działacza.

Dopiero kilka tygodni temu, gdy do PZPN wkroczył Urząd Kontroli Skarbowej, okazało się, że działaczy piłkarskich w całej Polsce (centrala i 16 związków okręgowych) jest mniej więcej tysiąc. Żeby wyżywić i zabawić tę armię, związek wydaje 25 milionów złotych rocznie - połowę swojego budżetu. Prokuratura aresztowała już ponad 30 działaczy, sędziów i piłkarzy, którzy handlowali meczami. I ciągle aresztuje kolejnych. Stało się to tak pospolite, że artykuły prasowe na ten temat spadły z czołówek do rangi krótkich notek na odległych stronach. Jedno jest jasne - w polskim futbolu trafiają się typy spod ciemnej gwiazdy.

Najsłynniejszy z nich - Ryszard F. zwany "Fryzjerem" - stworzył skomplikowany mechanizm hodowania lojalnych sędziów od niższych klas aż po pierwszą ligę. Wybierał kandydatów w czwartej i trzeciej lidze, obiecywał awans, w zamian żądał łapówki (mówi się o 50 tysiącach złotych od sędziego) i lojalności, czyli gotowości do sprzedawania meczów. O pozycji "Fryzjera" w związku świadczyło to, że PZPN w 2000 roku oficjalnie uznał go za persona non grata, ale kilka tygodni później cofnął tę decyzję. Ryszard F. mógł dalej spokojnie działać. Aresztowano go dopiero pod koniec czerwca tego roku.

Ostatnie aresztowania pokazują, że "Fryzjerów" było i jest w polskiej piłce wielu. Tacy właśnie ludzie działają w PZPN w XXI wieku. A przecież potrzebni są nam menedżerowie i pasjonaci futbolu, faceci (lub kobiety) obyci, znający języki. Nie tacy, którzy tylko udają, że coś dobrego w polskiej piłce robią.

Związek jak bagno

Armia piłkarskich działaczy zatraciła instynkt samozachowawczy. W czasach gdy PZPN siedzą na karku minister sportu, minister sprawiedliwości, kontrole finansowe, prokuratorzy i dziennikarze, część działaczy wciąż funkcjonuje, jakby była zaprogramowana na kręcenie lewej kasy. Ostatnia wielka przewałka dotyczyła biletów na mistrzostwa świata. Wyciekały z centrali PZPN przez zewnętrzną firmę do koników, którzy sprzedawali je z wielokrotnym przebiciem, a zyskiem dzielili się z działaczami.

Dziennikarze TVN kupili bilet za cenę 10 razy wyższą od oficjalnej. Efekt - kilka aresztowań, rewizja w centrali PZPN i nowa instytucja, która siedzi działaczom na karku: Urząd Kontroli Skarbowej.

Inny urząd - Ochrony Konkurencji i Konsumentów - wykrył skandaliczną umowę między PZPN a Canal+ na prawo do transmisji meczów ligowych i nałożył na obie strony osiem milionów złotych kary. Kontrakt dawał stacji niezrozumiałe przywileje, stał za nim Andrzej Placzyński, szef polskiego oddziału firmy Sportfive handlującej prawami do transmisji telewizyjnych, przyjaciel prezesa PZPN Michała Listkiewicza. Według tygodnika "Wprost" Placzyński to prawdopodobnie były esbek, porucznik Wydziału I MSW, występujący pod nazwiskiem Kafarski. Jako Kafarski znalazł się też w raporcie IPN o sprawie ojca Konrada Hejmy. Miał przekazywać władzom informacje pochodzące od rezydującego w Watykanie księdza. Placzyński w ostatnich latach zrobił majątek na gigantycznych prowizjach za transakcje związane z meczami reprezentacji Polski. - Nie chcę tego komentować, nie chcę wracać do przeszłości - odpowiadał na zarzuty Placzyński. Ale PZPN wciąż twierdzi, że wszystko gra. Jeszcze rok temu, po aresztowaniu pierwszoligowego sędziego
Antoniego F. (za przyjęcie kontrolowanej przez policję łapówki stu tysięcy złotych), Michał Listkiewicz mówił o czarnej owcy w środowisku, ale o owcy jednej, jedynej. Tymczasem minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zarzuca związkowi brak współpracy z prokuraturą i to, że korupcja sięgała centrali. Dlaczego wielu działaczy PZPN utrudnia śledztwo? Bo wciąż wierzą, że związek będzie funkcjonował jak dotąd, byle zatuszować afery, a wizerunek PZPN lekko przypudrować. Związkowi i jego wizerunkowi miał pomóc dobry wynik na mistrzostwach świata w Niemczech. A była klęska. Następnie miało pomóc zatrudnienie znakomitego zagranicznego trenera, czego domagali się dziennikarze, zwłaszcza "Gazety Wyborczej". Działacze liczą, że Leo Beenhakker, niezorientowany w bagnie polskiej piłki, nie będzie miał ambicji jej reorganizowania, a przy okazji zrobi przyzwoite wyniki i załagodzi niezadowolenie opinii publicznej. Profesjonalista Beenhakker pasuje do PZPN jak pięść do nosa, ale już zaczyna się jego oswajanie. - Słyszałem
już takie teksty: "Leoś, u nas wszytko w porządku, a te afery to wymysł prasy, znasz przecież dziennikarzy". Już widziałem poklepywanie trenera po ramionach - mówi jedna z osób obserwujących budowę reprezentancji Beenhakkera. - Tylko patrzeć, a przyzwyczają go do schabowego z wódką.

Komisarz zrobi porządek

Dla PZPN nie ma już taryfy ulgowej. - Będziemy mieli odwagę dokonać tutaj działań odważnych, odważnych i oczyszczających - zapewnił w exposé premier Jarosław Kaczyński. A poseł Jacek Falfus, PiS-owski wiceszef sejmowej komisji sportu, dodaje: - Jeśli się ugniemy, to pokażemy, że państwo jest słabe, a my chcemy państwa silnego.

Politycy nie ukrywają planów: usunąć Michała Listkiewicza i wprowadzić komisarza na jego miejsce. A komisarz zrobi porządek, bo pozwalnia starych działaczy, uzdrowi szkolenie młodzieży, uniemożliwi machlojki finansowe. Wszyscy czekają już tylko na pretekst. Jest kilka pomysłów na osobę komisarza. W kuluarach pojawiają się nazwiska Zbigniewa Bońka, Jana Tomaszewskiego, wiceministra sportu Radosława Pardy z LPR czy Ryszarda Czarneckiego, eurodeputowanego Samoobrony. Ale żadne decyzje jeszcze nie zapadły. Niewykluczone, że komisarzem zostanie po prostu dobry prawnik otoczony grupą dążących do prawdziwych zmian działaczy piłkarskich. Za tym rozwiązaniem przemawia to, że znający prawo komisarz będzie potrafił w obecnym statucie PZPN znajdować luki i wykorzystywać je w walce o nowy kształt PZPN.

Co się stanie, jeśli związkiem zajmie się przedstawiciel rządu? Gdy w listopadzie 2003 rząd zawieszał zamieszany w mętne interesy zarząd Polskiego Związku Narciarskiego, część działaczy lamentowała: - Adam Małysz może nie wystartować na igrzyskach. Ale Małysz wystartował. Czyszczenie miało też rzekomo wymazać z mapy świata polską siatkówkę. Afera wybuchła w roku 2001, gdy wyszła na jaw sprawa sfałszowanego audytu oraz nierozliczonych zaliczek na kwotę 620 tysięcy złotych, które pobrali pracownicy PZPS. Rok później szef związku Janusz Biesiada zrezygnował z funkcji. Ale tydzień później spotkał się w Lozannie z prezydentem Międzynarodowej Federacji Piłki Siatkowej Rubenem Acostą, znanym z twardej ręki i wspierania swoich ludzi w związkach narodowych. Szef FIVB skierował list do prezesa ówczesnego Urzędu Kultury Fizycznej i Sportu z poparciem dla Biesiady i ten w kwietniu znowu został wybrany na prezesa. W lipcu 2004 roku sąd zawiesił zarząd i komisję rewizyjną PZPS. Nowym prezesem PZPS został Mirosław
Przedpełski. Pokonany ostatecznie Acosta jakoś nie wykluczył Polski z rozgrywek międzynarodowych. - Nie wiem, czy w piłce nożnej powinni się bać wykluczenia - mówi Andrzej Warych, obecny szef wydziału szkolenia PZPS. - Sytuacji w piłce i siatkówce nie da się porównać. Wykluczenie naszej reprezentacji siatkówki byłoby ogromną stratą dla światowej federacji. Jesteśmy czwartą-piątą drużyną świata, mamy znakomitych kibiców, bogaty rynek transmisji telewizyjnych, świetnie organizujemy turnieje najwyższej rangi. O tym, że nas nie wykluczono, zadecydował poziom sportowy.

Winne są duże pieniądze

Co się stanie, jeśli PZPN przetrwa, czyli gdy śledztwa utkną, a stare układy zachowają władzę? Widzowie i ludzie grający w zakładach piłkarskich będą wciąż oszukiwani ustawionymi meczami. Na szkoleniu młodzieży i budowie nowych obiektów nikomu nie będzie zależało. Polska piłka będzie płacić wygórowane prowizje firmom pośredniczącym w handlu prawami do transmisji meczów. Do kieszeni nieuczciwych działaczy wciąż będą płynąć lewe pieniądze. - PZPN jest taką samą strukturą jak w latach 70., nie przeszedł rekonstrukcji w nowym ustroju - szydzi Zbigniew Boniek. I daje przykład: - Jak w latach 90. prezes PZPN Marian Dziurowicz postanowił, że w Pucharze Polski GKS Katowice ma grać u siebie, to sześć razy w kiblu pary losowano. Dlatego Boniek proponuje, żeby wraz z powołaniem komisarza rząd zdecydował się na nowelizację ustawy o sporcie, co umożliwiłoby likwidację wszystkich regionalnych struktur PZPN. Pozbawi się w ten sposób podstaw działania tych ludzi, którzy swoimi głosami przedłużali kredyt zaufania kolejnym
prezesom. Dopiero na tych gruzach - zdaniem Bońka - można zbudować zdrową, dobrze zarządzaną organizację. Bo przecież w naszym kraju są związki, które - w przeciwieństwie do piłkarskiego - mają na koncie sukcesy sportowe. Pływacy właśnie podbili kontynent ośmioma medalami mistrzostw Europy, w tym pięcioma złotymi. W tej dyscyplinie mamy gwiazdy światowego formatu - Otylię Jędrzejczak i Pawła Korzeniowskiego. Skąd te sukcesy? Krzysztof Usielski, prezes Polskiego Związku Pływackiego: - Nie będę porównywał naszego związku do PZPN. Powiem tylko, że w pływaniu nie ma zbyt dużo pieniędzy. Żeby zarobić dobre pieniądze, trzeba być mistrzem olimpijskim. A dla młodego człowieka zbyt duże pieniądze zbyt wcześnie bywają także zbyt dużym wyzwaniem.

Młodzi piłkarze ciągle się o tym przekonują. Związek, któremu przewodzi Usielski, współpracuje ściśle ze szkołami mistrzostwa sportowego. Trenerom postawił zadanie, by byli też wychowawcami. I aby mieli kontakt z rodzicami młodych pływaków. Basenów też jest w Polsce coraz więcej, choć wciąż nie jest różowo. - Prezes Listkiewicz mówił, że nasze wyniki zrobił boom basenowy. Ja jednak twierdzę, że w Polsce wciąż jest więcej boisk piłkarskich niż pływalni - ocenia Usielski.

Brak sukcesów nie martwi jednak działaczy piłkarskich. Oni swoje i tak zarobią. Na dodatek mają silną broń w walce z przeciwnikami - wszelkie zmiany w statucie musi zatwierdzić aż dwie trzecie delegatów, tych samych, którzy wybierali Listkiewicza. A prezes Listkiewicz straszy: wykluczą nas z rozgrywek międzynarodowych; przepadniemy w wyścigu o organizowanie mistrzostw Europy w 2012 roku, bo Węgrzy już się cieszą, że afery nas wykluczą. W tłumaczeniu: krytycy mają się zamknąć, a wszystko wrócić do normy. Na ten szantaż nabrał się nawet były premier Kazimierz Marcinkiewicz, który wstrzymał czyszczenie PZPN do grudnia, gdy UEFA zdecyduje, komu przyznać mistrzostwa. Czy dobrze zrobił?

- Co z tego, że nas wykluczą z międzynarodowych rozgrywek, skoro i tak odpadamy tradycyjnie po drugiej rundzie - mówi Zbigniew Boniek, w latach 1999-2002 wiceprezes PZPN. Tak jak on myśli część niezepsutych przez lata działaczy: nie ma takich kosztów, których nie warto ponieść, żeby oczyścić polski futbol. Nawet wykluczenie reprezentacji z rozgrywek międzynarodowych (co oznaczałoby, że 600 tysięcy euro na Beenhakkera wyląduje w błocie) się opłaci. PZPN potrzebny jest kopniak, a nie pudrowanie.

Kopniak uruchomiony

Aby złagodzić ewentualny gniew światowej federacji piłkarskiej (FIFA), zaczął się polityczny lobbing. Do Szwajcara Seppa Blattera, szefa FIFA, pojechała połączona delegacja Sejmu i PZPN. Posłowie opracowali konkretny plan perswazji. Janusz Wójcik, były trener reprezentacji, poseł Samoobrony, jeden z politycznych rozgrywających w sprawie PZPN: - Trzeba się porozumieć przed tym, co może się w polskiej piłce stać. Wiadomo, ile jest zatrzymań, afer. Chcemy całą sytuację dokładnie prezesowi FIFA przedstawić. Nie damy się szantażować. Ale nie chodzi tylko o to, że Listkiewicz to przyjaciel Blattera. Ważniejsze, że szef największej sportowej organizacji na świecie chce całkowicie panować nad stowarzyszeniami piłkarskimi. Gdy do piłki wtrącał się rząd grecki, Blatter na kilka dni zawiesił tamtejszą federację. Jacek Falfus, poseł PiS, członek polskiej delegacji do Blattera: - Argument o wykluczeniu z rozgrywek powtarzany przez FIFA za PZPN wynika chyba z tego, że FIFA nie wie, co się dzieje w Polsce. Trzeba federacji
uświadomić, że popieranie patologii w polskiej piłce uderzy również w nich. Wyścig między zwolennikami pudrowania i kopniaka trwa. W PZPN pojawił się pomysł, aby poświęcić Listkiewicza i wybrać prezesa, który obieca nowe otwarcie, a jednocześnie uratuje związek przed polityczną gilotyną. Pojawiło się już nazwisko - Grzegorz Lato. A w jednym z dzienników zdjęcia pokazujące, jak piłkarz kadry Górskiego polewa wódkę delegacji PZPN na mistrzostwach świata w Niemczech. Zdecydowanym wrogiem rozwiązania komisarycznego jest Janusz Atlas, wicenaczelny tygodnika "Piłka Nożna", który regularnie pisze o aferach w PZPN. Jego zdaniem rządy komisarza pochodzącego z politycznego nadania i represje ze strony FIFA cofną nas w piłkarskim rozwoju. Proponuje inne wyjście z tej sytuacji: - Związek musi ze swojego grona wybrać nowego prezesa, chociaż nie widzę tu dobrych kandydatów. Nowy porządzi przez rok do końca kadencji, przeprowadzi zmiany w sposobie wyboru delegatów, żeby nie byli ciągle ci sami. No i zabroni esbekom
działania w piłce.

Ostatnio na przykład przy okazji transmitowanej w telewizji sprawy lustracyjnej Zyty Gilowskiej jednym z przesłuchiwanych esbeków okazał się Marian Rapa, członek zarządu PZPN i szef lubelskiego oddziału związku. Nie on jedyny - według Atlasa - miał związek z tajną policją PRL. Przyznaje jednak, że do wyboru nowego prezesa potrzeba dobrowolnej rezygnacji prezesa dotychczasowego oraz głosów starych delegatów przeciwko staremu porządkowi. Musiałaby w tym celu nastąpić baśniowa - jak mówi - zgoda wewnątrz związku, na co sam nie widzi większych szans. Za to Janusz Wójcik, zwolennik komisarycznego kopniaka, ma pewność: - Machina została uruchomiona.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)