Pytaniami o UPA ocenili związek z polskością. "Tak nie powinno być"
- Jak pan ocenia działalność UPA? - usłyszał obywatel Ukrainy wnioskujący o stały pobyt w Polsce. - Bo ja wiem - odpowiedział. Wojewoda Mazowiecki zdecydował, że pobyt mu się nie należy. Między innymi dlatego, że " nie chce wypowiadać się źle o organizacjach, które na Ukrainie są uważane za bohaterskie."
16.02.2018 | aktual.: 18.02.2018 11:43
Odmowna decyzja wydana w imieniu Wojewody Mazowieckiego zawiera opis tego, jak przebiegała rozmowa w Urzędzie Wojewódzkim.
Zaczęło się od pytania: Dlaczego ubiega się pan o kartę stałego pobytu? Mężczyzna odpowiedział, że ma polskie korzenie i chce otworzyć działalność gospodarczą. Na pytanie o to, czy czuje się Polakiem, odpowiedział krótko: tak. Potem rozmawiał z urzędnikiem o polskich potrawach, symbolach narodowych, zwyczajach i języku.
Wiedzą posiada, ale nie chce mówić źle
Później jednak rozmowa zaczęła zmierzać w stronę trudnej historii. - Jak pan ocenia działalność OUN i UPA? - zapytał w końcu urzędnik - A bo ja wiem, nigdy nie byłem w tych związkach, to nie wiem. Każdy ma swoją prawdę, mówią, że prowadzili rozbój na terenie Polski i Ukrainy. Nigdy w to nie wnikałem - brzmiała odpowiedź. - Słyszał pan o rzezi wołyńskiej? - dopytywał urzędnik. - Słyszałem i słyszałem, że film wyszedł. Ale to było pokręcone z Mokswitami, to naprawdę nie wiadomo, kto to robił. To że dużo ludzi zginęło, to wiadomo jedynie.
Potem w obszernym uzasadnieniu odmownej decyzji przeczytać można: (...) aplikujący posiada wiedzę na temat działalności organizacji OUN/UPA i jej skutków dla zamieszkujących Ukrainę Polaków, jednak nie chce wypowiadać się źle o organizacjach, które na Ukrainie są uważane za bohaterskie.
"Tak nie powinno być"
Ta sytacja oburza Natalię Panczenko, przewodniczącą Komitetu "Euromajdan Warszawa". Do jej organizacji zwrócił się mężczyzna, który dostał odmowną decyzję. - Urzędnicy zadają takie pytania podczas przesłuchania, które odbywa się w momencie, gdy osoba z polskim pochodzeniem ubiega się o pobyt stały - tłumaczy w rozmowie z Wirtualna Polską. - Urzędnicy chcą, żeby oceniać. Pytają się o to czy coś jest dobre, czy złe. Tak nie powinno być - krytykuje.
Nie jest to jednak zjawisko nowe. - Te pytania nie pojawiły się wraz ze zmianą władzy, były już wcześniej. Tylko teraz coraz częściej zdarza się, że są one decydujące - alarmuje Panczeczko.
Zauważa również, że o pobyt stały ubiegają się obywatele różnych państw: Rosji, Białorusi czy Kazachstanu, ale tylko osoby z Ukrainy dostają pytania o Szuchewycza czy Banderę. - Nie rozumiem, dlaczego wciąż przypomina się o tej historii, a nie patrzy na to, że dzisiaj Ukraińcy i Polacy mogą żyć razem w zgodzie - podsumowuje.
Ojciec Polak, a syn nie
Urzędnicy uznali, że w tym przypadku całokształt odpowiedzi mężczyzny jednoznacznie wskazuje na "brak związków z Polskością". Zwrócili uwagę na fakt, że języka polskiego nauczył się dopiero po przyjeździe do Polski, nie zna podstawowych dat historycznych, a sam fakt, że jego ojciec i dziadkowie posiadali polską narodowość nie może być decydujący.
Panczenko zwraca uwagę na ogólny problem: - Bardzo trudno obiektywnie ocenić to, czy ktoś jest związany z polskością - mówi. Jak twierdzi, z pewnością nie powinna decydować o tym znajomość historii, bo wielu Polaków urodzonych w kraju również nie zna dat, o jakie pytani są aplikujący o stały pobyt osoby z polskim pochodzeniem.