ŚwiatPutin nie straci na popularności

Putin nie straci na popularności

Zakończona tragedią zakładników atak terrorystyczny w Biesłanie, w Osetii Północnej, nie powinien znacząco wpłynąć na notowania prezydenta Rosji Władimira Putina - twierdzą rosyjscy komentatorzy.

04.09.2004 | aktual.: 04.09.2004 18:44

Naród tak jak tolerował Putina do tej pory, tak będzie to robił dalej. Rosjanie nie mają w zwyczaju szukać winnych - przyjmują do wiadomości oficjalną wersję, że winni są terroryści - powiedział komentator Radia Swoboda Witalij Portnikow.

Według oficjalnych danych, w czasie szturmu sił rosyjskich na budynek szkoły w Biesłanie, gdzie przetrzymywani byli od środy do piątku zakładnicy, zginęły 322 osoby, w tym 155 dzieci. Nie wykluczone, że liczba ofiar będzie jeszcze większa, bo spod gruzów szkoły wyciągane są kolejne ciała.

Oficjalna propaganda robi wszystko, by o zajściach mówić wyłącznie jako o "olbrzymiej tragedii" i winą obarczać terrorystyczne komando. Jedynie część gazet napisała w sobotę, że szturm był chaotyczny. Władze twierdzą, że go nie planowały i że sprowokowali go terroryści, gdy zaczęli strzelać do dzieci.

W sobotę prezydent Putin po raz pierwszy przyznał, że jego ekipa też ponosi odpowiedzialność. Mogliśmy być bardziej skuteczni, gdybyśmy działali na czas i w profesjonalny sposób - powiedział w wystąpieniu telewizyjnym.

Sobotnia prasa w próbach komentarzy w ogóle nie odnosi się do postawy rosyjskiego prezydenta i nie zadaje pytań czy Putin, jako prezydent i jako człowiek, który był władny wydawać rozkazy, ponosi winę za ofiary w Biesłanie.

Są bardzo silne naciski z góry, żeby tego tematu nie poruszać - twierdzi Andriej Riabow z Fundacji Carnegie. Wczoraj gdy występowałem w jednym z kanałów telewizyjnych proszono mnie, żebym tego nie robił, bo mieli telefony 'z góry' - wyjaśnia.

Według Riabowa, opinia publiczna odbierze zamach w Biesłanie raczej jako porażkę państwa rosyjskiego, jednak Putina przed silną utratą poparcia uratuje prozaiczny czynnik - Rosjanie nie widzą dla niego alternatywy.

Putin może stracić 5-7% poparcia, ale nie więcej, bo nie ma polityka, który mógłby przejąć jego popularność. Cała klasa polityczna w obliczu kryzysu zachowała się tak samo. Minister obrony (Siergiej Iwanow) schował się, minister spraw wewnętrznych (Raszid Nurgalijew) nie istniał, premier (Michaił Fradkow) zaszył się w gabinecie, a politycy opozycyjni nie pojechali do Biesłanu - powiedział Riabow.

Media unikają triumfalizmu, jaki towarzyszył części doniesień po kryzysie w 2002 roku w moskiewskim teatrze na Dubrowce. Wówczas użyty przez Rosjan gaz, który uśpił terrorystów i zabił 130 zakładników, w jednej z gazet został nazwany "gazem- wyzwolicielem". Dziś o "szturmie-wyzwolicielu" nikt nie mówi, bo każdy (w tym Putin), kto przyznałby się, że podjął decyzję o szturmie, stawałby się automatycznie współwinny śmierci zakładników.

Prasa głównie opisuje ogrom tragedii publikując makabryczne zdjęcia zakrwawionych i martwych dzieci. W prorządowym dzienniku "Izwiestija" niemal zupełnie wyparły one tekst. Rządowa "Rossijskaja Gazieta" zaczęła swój artykuł od słów: "Nikt nie planował szturmu". (reb)

Jakub Kumoch

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)