Puszkarski: możliwe zawieszenie procesu Przewoźnika
Sąd Lustracyjny może we wtorek zacząć autolustrację Andrzeja Przewoźnika lub ją umorzyć, bo nie jest on już kandydatem ma prezesa Instytutu Pamięci Narodowej; może też ją zawiesić do rozstrzygnięcia przez Sąd Najwyższy kwestii autolustracji osób niepełniących funkcji podlegających lustracji.
Takie trzy możliwości przebiegu sprawy przedstawił przewodniczący Sądu Lustracyjnego Zbigniew Puszkarski. Poczekajmy na wtorkową decyzję składu orzekającego; nie chcę niczego prognozować - zastrzegł sędzia.
W najbliższy wtorek ma się zacząć proces lustracyjny, o który Przewoźnik, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, wystąpił dla oczyszczenia z zarzutu, że miał być agentem SB. Termin procesu wyznaczono już wcześniej - tymczasem w środę kolegium IPN wykluczyło Przewoźnika z konkursu. Powołano się na ustawę o IPN, dyskwalifikującą kandydata, wobec którego w archiwach jest choćby najmniejsza informacja o jego możliwych związkach z tajnymi służbami PRL.
Wywołało to spekulacje, czy sąd nie umorzy teraz sprawy, skoro Przewoźnik nie jest już oficjalnym kandydatem na prezesa IPN. Początkowo sąd odmówił bowiem wszczęcia jego procesu, uznając, że nie pełni funkcji publicznej podlegającej lustracji. Dopiero sąd II instancji wszczął proces - ale tylko dlatego, że podlega on lustracji jako kandydat na prezesa IPN. Sam Przewoźnik, który liczy na oczyszczenie przez sąd, nie chciał o tym spekulować.
Przedstawiając możliwe scenariusze Puszkarski przypomniał, że sąd zajmował się w sierpniu dwoma wnioskami o autolustrację od osób niepełniących funkcji publicznych, a pomówionych o związki z SB - Przewoźnika i szefa departamentu w MSZ Henryka Szlajfera, niedoszłego ambasadora Polski w USA. Autolustrację Przewoźnika ostatecznie wszczęto, bo został on kandydatem do funkcji publicznej podległej lustracji. Co do Szlajfera zaś Sąd Lustracyjny postanowił spytać Sąd Najwyższy, jak traktować wnioski o autolustrację od osób niepodlegających lustracji. Obie sprawy były podobne - podkreślił Puszkarski.
Na początku lipca "Rzeczpospolita" podała, że w archiwach IPN w Krakowie odnalazło się oświadczenie b. kaprala SB Pawła Kosiby, który - aby trafić do służb specjalnych III RP - napisał w 1990 r. oświadczenie, w którym ujawnił swych agentów. Jednym z nich miał być Przewoźnik. Potem Kosiba odwołał to, mówiąc, że Przewoźnik nie był jego agentem. Sam Przewoźnik kategorycznie zaprzeczył, by miał być agentem SB.
Kolegium IPN nie ujawniło, czy tylko notatka Kosiby przesądziła o wykluczeniu Przewoźnika. Według "Gazety Wyborczej", zdyskwalifikowała go nie tylko ta notatka, ale też inne materiały "z numerem ewidencyjnym i pseudonimem przypisywanym Przewoźnikowi". "Wprost" twierdzi zaś, że chodzi o zapis z dziennika rejestracyjnego SB, a pseudonim to "Łukasz".
W czwartek Przewoźnik mówił, że nie miał szansy zapoznać się z materiałami, które były podstawą decyzji kolegium; dodawał też, że nie ma ich też sąd.
Puszkarski ujawnił, że w piątek IPN przesłał sądowi te materiały i że tego samego dnia Przewoźnik zapoznał się z nimi. Sam Przewoźnik potwierdził tę informację. Nie chciał się wypowiadać na ten temat, bo materiały IPN są tajne, ale oświadczył, że podtrzymuje wszystko, co mówił wcześniej o swojej niewinności.