Puste, ciemne korytarze...
W tym tygodniu zakończyło się wydobycie w kolejnej katowickiej kopalni – Kleofas. Tym razem jednak przyczyną zamknięcia nie są, jak w wielu innych przypadkach, kłopoty finansowe kopalni, ale brak pokładów czarnego złota.
Kierownictwo Katowickiego Holdingu Węglowego, do którego należy Kleofas twierdzi, że złoża się wyczerpały. Zamknięciu kopalni nie towarzyszą też żadne protesty. – To dlatego, że pracownicy znaleźli zatrudnienie w innych kopalniach należących do holdingu. Stąd też emocje mniej grają rolę, choć pewną nostalgię u ludzi widać – mówi dyrektor kopalni Wojciech Dygdała.
Zostanie tylko Fortuna II
Kleofas to pierwsza kopalnia jaką przyszło zamykać Dygdale. – I mam nadzieję, że zarazem ostatnia – dodaje dyrektor. W czasach świetności w Kleofasie zatrudniano około sześciu tysięcy górników. Dziś zostało ich mniej niż ośmiuset, a codziennie liczba ta maleje. Górnicy zabierają z kopalni swoje rzeczy i spakowani żegnają się z miejscem, gdzie nierzadko spędzili kawał życia. Teraz demontowane są urządzenia górnicze na ścianie, która "fedrowała" najdłużej. Wszystkie szyby z wyjątkiem najgłębszego – Fortuny II, który ma być studnią głębinową, zostaną zasypane.
Znikną też wieże szybowe. Co zatem zostanie po kopalni? – Pamiątki, których część znajdzie się w muzeum, takie jak stare zdjęcia czy mapy. Poza tym o Kleofasie będzie przypominać wieża szybu w budowanym Silesia City Center, która pozostała po kopalni Gottwald, czyli części Kleofasa. Pozostanie także tutaj zakład przeróbki węgla. Będzie więc jakiś ślad po kopalni – odpowiada dyrektor. Likwidacja całości ma potrwać do końca 2005 roku. W ostatnim stadium życia kopalni brać będzie udział 200 ludzi.
Przedwczesna Barbórka
Nie będzie uroczystości zamknięcia Kleofasa. Górnicy tam pracujący w tym roku dzień św. Barbary będą obchodzić już w nowych miejscach pracy. Jednakże już wcześniej zorganizowano imprezę, była właśnie takim ekwiwalentem Barbórki i jednocześnie czymś w rodzaju pożegnania kopalni. Nazwa „Ostatnia biesiada” także wiele mówiła. – Bawiliśmy się hucznie mając świadomość, że to już nasza ostatnia wspólna biesiada. Jubilaci górniczy zostali uhonorowani odznaczeniami, dostawali też na pamiątkę ostatnie bryły węgla z Kleofasa. Sam również zamierzam zabrać ze sobą węgiel – mówi Wojciech Dygdała.
10 lat życia
Górnicy zatrudnieni w Kleofasie przechodzą do innych kopalń. Ci, którzy mogli poszli na emerytury. – Każda zmiana miejsca pracy wiąże się z nowymi wyzwaniami. Od nowa trzeba udowadniać, że się zna na swojej robocie – tłumaczy Artur Patyna, w branży obecny od 22 lat. – Wiem coś o tym, bo teraz będą pracował w Wesołej i będzie to piąta przeprowadzka do nowej kopalni w moim życiu. Poprzednie cztery także zostały zamknięte.
Górnicy porównują przejście do nowej kopalni z gwałtownym starzeniem się. Wszystko z powodu ogromnego stresu, jakiego doznają wchodząc w nowe środowisko. – Każde przejście to jest dziesięć lat życia – twierdzi Marcin Kotara. On także ma "na koncie" zmianę miejsca pracy.
Niewdzięczna rola "grabarza"
Nie wszyscy odchodzą do innych kopalń. Eugeniuszowi Wąsikowi i Marcinowi Kotarze przypadła rola tych, którzy do samego końca będą w Kleofasie pracować przy likwidacji zakładu. Potem idą na emeryturę. Eugeniusz Wąsik pochodzi z rodziny typowo górniczej. Mówi, że jest piątym pokoleniem górniczym. Jego dziadek zginął w wypadku na kopalni.
Kiedy zjedzie na dół coś chwyta go za serce. – To straszne uczucie. Widzi się te puste, ciemne korytarze i tylko biegające szczury. Żadnego żywego ducha. Jak ktoś wie, ile ludzi włożyło wysiłek w stworzenie tego wszystkiego, ile tam się działo, jaki panował ruch to wtedy dopiero zdaje sobie sprawę, że coś się definitywnie skończyło i nie ma już nic – opowiada Wąsik.
Przemysław Gluma