Puste, ciemne korytarze...
W tym tygodniu zakończyło się wydobycie w kolejnej katowickiej kopalni – Kleofas. Tym razem jednak przyczyną zamknięcia nie są, jak w wielu innych przypadkach, kłopoty finansowe kopalni, ale brak pokładów czarnego złota.
19.11.2004 | aktual.: 19.11.2004 07:49
Kierownictwo Katowickiego Holdingu Węglowego, do którego należy Kleofas twierdzi, że złoża się wyczerpały. Zamknięciu kopalni nie towarzyszą też żadne protesty. – To dlatego, że pracownicy znaleźli zatrudnienie w innych kopalniach należących do holdingu. Stąd też emocje mniej grają rolę, choć pewną nostalgię u ludzi widać – mówi dyrektor kopalni Wojciech Dygdała.
Zostanie tylko Fortuna II
Kleofas to pierwsza kopalnia jaką przyszło zamykać Dygdale. – I mam nadzieję, że zarazem ostatnia – dodaje dyrektor. W czasach świetności w Kleofasie zatrudniano około sześciu tysięcy górników. Dziś zostało ich mniej niż ośmiuset, a codziennie liczba ta maleje. Górnicy zabierają z kopalni swoje rzeczy i spakowani żegnają się z miejscem, gdzie nierzadko spędzili kawał życia. Teraz demontowane są urządzenia górnicze na ścianie, która "fedrowała" najdłużej. Wszystkie szyby z wyjątkiem najgłębszego – Fortuny II, który ma być studnią głębinową, zostaną zasypane.
Znikną też wieże szybowe. Co zatem zostanie po kopalni? – Pamiątki, których część znajdzie się w muzeum, takie jak stare zdjęcia czy mapy. Poza tym o Kleofasie będzie przypominać wieża szybu w budowanym Silesia City Center, która pozostała po kopalni Gottwald, czyli części Kleofasa. Pozostanie także tutaj zakład przeróbki węgla. Będzie więc jakiś ślad po kopalni – odpowiada dyrektor. Likwidacja całości ma potrwać do końca 2005 roku. W ostatnim stadium życia kopalni brać będzie udział 200 ludzi.
Przedwczesna Barbórka
Nie będzie uroczystości zamknięcia Kleofasa. Górnicy tam pracujący w tym roku dzień św. Barbary będą obchodzić już w nowych miejscach pracy. Jednakże już wcześniej zorganizowano imprezę, była właśnie takim ekwiwalentem Barbórki i jednocześnie czymś w rodzaju pożegnania kopalni. Nazwa „Ostatnia biesiada” także wiele mówiła. – Bawiliśmy się hucznie mając świadomość, że to już nasza ostatnia wspólna biesiada. Jubilaci górniczy zostali uhonorowani odznaczeniami, dostawali też na pamiątkę ostatnie bryły węgla z Kleofasa. Sam również zamierzam zabrać ze sobą węgiel – mówi Wojciech Dygdała.
10 lat życia
Górnicy zatrudnieni w Kleofasie przechodzą do innych kopalń. Ci, którzy mogli poszli na emerytury. – Każda zmiana miejsca pracy wiąże się z nowymi wyzwaniami. Od nowa trzeba udowadniać, że się zna na swojej robocie – tłumaczy Artur Patyna, w branży obecny od 22 lat. – Wiem coś o tym, bo teraz będą pracował w Wesołej i będzie to piąta przeprowadzka do nowej kopalni w moim życiu. Poprzednie cztery także zostały zamknięte.
Górnicy porównują przejście do nowej kopalni z gwałtownym starzeniem się. Wszystko z powodu ogromnego stresu, jakiego doznają wchodząc w nowe środowisko. – Każde przejście to jest dziesięć lat życia – twierdzi Marcin Kotara. On także ma "na koncie" zmianę miejsca pracy.
Niewdzięczna rola "grabarza"
Nie wszyscy odchodzą do innych kopalń. Eugeniuszowi Wąsikowi i Marcinowi Kotarze przypadła rola tych, którzy do samego końca będą w Kleofasie pracować przy likwidacji zakładu. Potem idą na emeryturę. Eugeniusz Wąsik pochodzi z rodziny typowo górniczej. Mówi, że jest piątym pokoleniem górniczym. Jego dziadek zginął w wypadku na kopalni.
Kiedy zjedzie na dół coś chwyta go za serce. – To straszne uczucie. Widzi się te puste, ciemne korytarze i tylko biegające szczury. Żadnego żywego ducha. Jak ktoś wie, ile ludzi włożyło wysiłek w stworzenie tego wszystkiego, ile tam się działo, jaki panował ruch to wtedy dopiero zdaje sobie sprawę, że coś się definitywnie skończyło i nie ma już nic – opowiada Wąsik.
Przemysław Gluma