Publicyści o agencie przy beatyfikacji Jana Pawła II
Wiadomość o tym, że jeden z księży
pracujących w Rzymie przy procesie beatyfikacji Jana Pawła II był
tajnym współpracownikiem SB, zatruwa atmosferę przy tym ważnym
duchowo dla Polaków procesie - ocenił publicysta tygodnika "Polityka" Adam Szostkiewicz. Informację tę podał dziennikarzom ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który przygotowuje książkę "Księża wobec SB". Inni publicyści wypowiadają się w podobnym tonie.
29.09.2006 | aktual.: 29.09.2006 16:43
"Informacja o agencie zatruwa atmosferę wokół beatyfikacji Jana Pawła II"
W atmosferze nierozwiązanego ciągle w Polsce problemu lustracji duchownych, jest to następna zła wiadomość w sensie moralnym. Psuje atmosferę wokół kolejnej, bardzo ważnej duchowo dla Polaków sprawy- powiedział Szostkiewicz.
Trzeba by wiedzieć szczegółowo, na czym polega rola tego księdza w akurat tym procesie beatyfikacyjnym. Jeśli tylko zbiera papiery i je porządkuje, to nie ma powodu, by w sensie ściśle merytorycznym przejmować się tą wiadomością - podkreślił.
Zdaniem publicysty, informacja ta nie wpłynie merytorycznie na proces beatyfikacyjny, ale wpłynie na atmosferę wokół procesu.
"Sposób ujawniania informacji przez ks. Isakowicza-Zaleskiego jest irytujący"
Inny publicysta, Grzegorz Polak, wyraził opinię, że sposób ujawniania przez księdza Isakowicza-Zaleskiego informacji o ewentualnych współpracownikach księży z SB jest irytujący.
Zdaniem Grzegorza Polaka, informacje, które ujawnia ksiądz Isakowicz-Zaleski sugerują, że księża byli najliczniejszą grupą współpracowników UB. Dodał, że najlepszym sposobem na poinformowanie o wynikach badań dokumentów IPN-u jest opublikowanie książki, w przeciwnym razie pomówienia mogą objąć ludzi zupełnie niewinnych, którzy nie mieli do czynienia z SB.
Podobnego zdania jest Marcin Przeciszewski, redaktor naczelny Katolickiej Agencji Informacyjnej. Na razie nie wiadomo o co chodzi i o kogo chodzi. Dziwię się więc, że taka informacja wogóle się wydostaje, bo wywołuje tylko złą atmosferę i rzuca cień na wszystkich księży pracującuch w Rzymie. Opinia publiczna ma prawo znać historię Kościoła, ale jeśli kogoś się oskarża to trzeba powiedzieć kogo i przedstawić mu konkretne zarzuty - mówi Wirtualnej Polsce Przeciszewski.
Przeciszewski dodaje, że określanie kogoś mianem współpracownika wywiadu niczego nie wyjaśnia. Przecież można było mieć poważne winy lub tylko być wpisanym na listę współpracowników. Dlatego wymaga to rzetelnego zbadania - podsumował. Zdaniem Grzegorza Polaka, jest mało prawdopodobne, by kapłan pracujący w rzymskim Trybunale był tajnym współpracownikiem. W ścisłym gronie Trybunału jest tylko ksiądz Sławomir Oder, który jest zbyt młody, aby się pokalał współpracą ze służbą bezpieczeństwa. Być może chodzi o kogoś, kto kiedyś pracował w Kongregacji - zastanawiał się Grzegorz Polak, podkreślając jednocześnie, że to "jest wróżenie z fusów" i takich rzeczy robić nie wolno.
Postulator procesu beatyfikacyjnego, ksiądz Sławomir Oder powiedział, że nie będzie tych informacji komentował.
"To, co robi ks. Isakowicz-Zaleski to zmienianie poważnej sprawy w medialny cyrk"
Publicysta dziennika "Rzeczpospolita" Szymon Hołownia komentując doniesienia o agencie przy procesie beatyfikacyjnym stwierdził, że Kościół potrzebuje lustracji, ale uprawianie jej w taki sposób, jak robi to ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, to szkodzenie Kościołowi i zmienianie poważnej sprawy w medialny cyrk.
Ta informacja nie wpłynie na proces beatyfikacji, bo nie ma już SB, a ksiądz ten nie może już być agentem. Można całą sprawę rozpatrywać w kategoriach moralnych, ale to inny problem, nie dotyczący istoty procesu. Powstaje jednak poważne pytanie o to, co robi ks. Zaleski- mówił Hołownia.
Według niego, działania ks. Isakowicza-Zaleskiego, wypaczają ideę lustracji, z którą musi się zmierzyć polski Kościół.
Jeśli on chce, jak sam mówi, być sługą prawdy, to powinien spokojnie pracować nad dokumentami, pisać książkę i wydać ją w odpowiednim czasie - powiedział Hołownia.
Sługa prawdy nie udziela co tydzień wywiadów kolejnym telewizjom, w których ogłasza najpierw, że ujawni listę agentów, później, że jej nie ujawni, następnie podaje kilka pseudonimów oraz dorzuca cztery charakterystyki biskupów, którzy podobno współpracowali z SB. Później jednemu z hierarchów wystawia świadectwo moralności, a na koniec dorzuca do tego informację, że w Warszawie działa ksiądz "recenzent". Nazwisk oczywiście nie podaje, odsyłając do książki, a wszystko to rodzi pytanie, jaki to ma sens; czy tak ma wyglądać ujawnianie prawdy o grzechu przez księdza i chrześcijanina - tłumaczył publicysta.
Jak zaznaczył Hołownia, bolesny jest dla niego fakt, że robi to ksiądz, czyli "osoba, która powinna wskazywać, że zmaganie się z ludzkim grzechem i słabością, początek nawracania grzesznika powinien mieć miejsce nie w telewizorze, ale w konfesjonale".
Wierzę, że ks. Isakowicz-Zaleski jest szlachetnym i mądrym człowiekiem, ale powinien zwrócić uwagę, że wszedł w wyznaczoną mu przez media rolę lustracyjnego "showmana". Myślę, że nie jest to rola, którą tak naprawdę chce pełnić - powiedział. Według publicysty, jeśli rzeczywiście tak się złożyło, że ks. Zaleski jest jedyną instytucją lustracyjną, jaka publicznie działa w polskim Kościele, "to on powinien się zastanowić nad swoją rolą i odpowiedzialnością".
"Działanie ks. Isakowicza-Zaleskiego po to, by dać czas na oczyszczenie się"
Ujawnianie co jakiś czas przez ks. Isakowicza-Zaleskiego pewnych informacji o współpracownikach SB w Kościele, bez podawania nazwisk, jest celowe i powoduje, że osoby oskarżane o współpracę mają czas na oczyszczenie się - twierdzi tymczasem publicysta Tomasz Terlikowski.
Zdaniem Terlikowskiego, informacja ta nie ma wpływu na proces beatyfikacyjny Jana Pawła II. Fakt, że pracują przy nim grzesznicy, nie wpływa na świętość osoby, która ma być beatyfikowana- powiedział.
Publicysta podkreśla, że "na szczęście ks. Isakowicz-Zaleski nie ujawnia nazwisk. Mam wrażenie, że informuje o swoich badaniach, żeby zwrócić uwagę, jak bardzo gorący jest to problem, a także, by umożliwić reakcję, zanim ta książka się ukaże i zanim te nazwiska staną się znane - tłumaczył Terlikowski.
Wyjaśnił, że chodzi o umożliwienie reakcji przełożonym tych duchownych, którzy są podejrzewani o współpracę, jak i samym księżom. Dzięki temu oni doskonale wiedzą, że ich nazwiska pojawią się w książce ks. Isakowicza-Zaleskiego i mogą z honorem i godnością wyjść z tej sytuacji - mówił publicysta.
Ks. Zaleski nie ujawnia nazwisk, daje pewne wskazówki i mówi: za miesiąc wszystko będzie jasne. Do tego czasu te osoby mogą się same oczyścić. Chodzi o to, by nie było wstydu później. Tak rozumiem to zachowanie - powiedział.
Według Terlikowskiego, ujawniona w piątek informacja to kolejny dowód na to, iż spór o lustrację Kościoła nie dotyczy tylko przeszłości. To spór o współczesność - zaznaczył.
Jak się okazuje, osoby, które współpracowały kiedyś z bezpieką, nie tylko nie są na emeryturze, ale wręcz pełnią bardzo wysokie funkcje w Kościele, nie tylko w Polsce - mówił.
Terlikowski podkreślił, że Kościół musi uporać się z lustracją. Nie ma innej drogi; konieczne jest jak najszybsze ujawnienie wszystkich dokumentów i wszystkich nazwisk, wyciągnięcie konsekwencji i zamknięcie dyskusji. Udawanie, że nie ma problemu, nic już nie daje, bo te dokumenty i informacje będą wypływać - tłumaczył.