Ptasia histeria
Ludzie boją się wróbli, spada sprzedaż drobiu, a z aptek znikają leki - odnowtowuje Życie Warszawy w artykule "Ptasia histeria". Według gazety, pierwszymi polskimi ofiarami ptasiej grypy są producenci drobiu oraz służby miejskie i sanitarne. Polacy nie chcą jeść ptactwa, a histerycznymi telefonami paraliżują pracę strażników.
22.10.2005 | aktual.: 22.10.2005 08:51
Epidemiolodzy radzą poważnie traktować zagrożenie ptasią grypą. Ale gdy służby weterynaryjne przygotowują się do epidemii, to zwykli ludzie już ją przeżywają. Po moim balkonie chodzi kilka wróbli. Czy mogę otworzyć okno?. Chodzi za mną namolny gołąb, pewnie ma ptasią grypę, bo jest taki niewyraźny. To nie żarty tylko opowieści, których muszą wysłuchiwać strażnicy miejscy, pracownicy sanepidu czy weterynarze.
- Zbyt gwałtowne reagowanie społeczeństwa powoduje paraliż służb policyjnych, sanitarnych i weterynaryjnych - mówi dr Janusz Związek, zastępca głównego lekarza weterynarii. Koszmar przeżywają strażnicy miejscy. W Krakowie ludzie boją się karmić gołębie na rynku. Pracownicy sanepidu z woj. lubelskiego opowiadają, że ludzie wpadają w panikę, gdy widzą na niebie klucze dzikich ptaków.
Fala bezpodstawnego strachu doprowadziła do tego, że Polacy nie chcą kupować drobiu. Właściciele niektórych ferm z Mazowsza i okręgu łódzkiego zaczynają mówić o widmie bankructwa. Podobna panika wybuchła już we Włoszech i Francji, gdzie ludzie przestają kupować ptactwo.
Jednak i na panice można zarobić. Przebojem ostatnich tygodni są zabezpieczenia przed ptakami, instalowane na parapetach i nad oknami. Z kolei internetowe apteki oferują leki na grypę po oszałamiających cenach - nawet do kilkuset złotych. A mieszkańcy miejscowości graniczących z Czechami wykupują leki u naszych południowych sąsiadów. (IAR)