Ptasia grypa uderzy w światową gospodarkę?
Azja i świat nie są przygotowane do stawienia czoła konsekwencjom możliwych mutacji wirusa ptasiej grypy i przenoszenia się go na ludzi, co może mieć konsekwencje dla gospodarki światowej - twierdzą analitycy ośrodka badawczego EIU (Economist Intelligence Unit).
Na wirus ptasiej grypy (H5N1) zmarło jak dotąd ok. 60 osób w
Tajlandii, Wietnamie, Kambodży i Indonezji.
"Nawet, jeśli ptasia grypa ograniczy się tylko do Azji, to i tak okaże się silnym szokiem dla globalnej gospodarki, biorąc pod uwagę kluczowe znaczenie tego regionu w światowym łańcuchu podaży" - napisano w komentarzu EIU.
Za szczególnie niebezpieczną uznano groźbę wystąpienia zachorowań na ptasią grypę wśród ludzi w Chinach ponieważ kraj ten dysponuje gigantycznymi rezerwami walutowymi, które reinwestuje w USA, gdzie służą do finansowania amerykańskich deficytów - budżetowego i handlowego.
W swoim opracowaniu analitycy EIU zwracają uwagę na to, iż jak dotąd liczba zachorowań na wirusa H5N1 była znacznie mniejsza, niż w przypadku choroby SARS (ostrej, przewlekłej niewydolności układu oddechowego)
z lat 2002-03.
Są jednak dwie istotne różnice. O ile w przypadku SARS współczynnik umieralności ludzi wynosi 10-20%, o tyle w odniesieniu do ptasiej grypy przekracza 50%.
Po drugie wirus H5N1 jest bardziej podatny na mutację i tym samym może się o wiele łatwiej niż SARS przenosić między ludźmi, zaś wirusem SARS nie jest łatwo się zarazić.
Największe obawy związane z rozprzestrzenianiem się wirusa ptasiej grypy i jego mutacją wiążą się z zachorowaniem na tę chorobę przez kogoś, kto już jest chory na grypę. Doszło do tego na szeroką skalę w 1918 r. (Europa), w latach 1957-58 (Azja) i w 1968 roku (Hong Kong) w przypadkach innych epidemii.
"Ekonomiczne konsekwencje wybuchu epidemii ptasiej grypy będą zależeć od tego, jak szybko wirus będzie się szerzył i od tego w jaki sposób kraje Dalekiego Wschodu i Azji Południowo Wschodniej zareagują na to zagrożenie" - podkreślaja analitycy.
Za najbardziej prawdopodobny scenariusz uznali taki, w którym wirus będzie przekazywany z ludzi do ludzi, ale epidemia dotknie ich stosunkowo niedużą liczbę i zostanie opanowana.
Jednak nawet w tym przypadku dostrzegają wiele niewiadomych związanych m. in. dostępnością leków i ich dystrybucją i przewidują, że powrót do normalności zająłby ok. 6 miesięcy.
Andrzej Świdlicki