Psychowojna mięśniaków z psami
Kibole i policjanci tłuką się ze sobą bez fantazji: podeszwa glana kontra gumowa pała, łom versus pocisk z broni gładkolufowej, płyta chodnikowa przeciw armatce wodnej. Ostatnie starcia pokazują, że wojna psychologiczna między nimi jest o wiele bardziej twórcza.
22.09.2005 | aktual.: 22.09.2005 09:57
Zbiorowe ego kiboli jest wrażliwe jak skóra niemowlaka. Policjanci z Podkarpacia zranili je okrutnie 11 września na meczu tarnobrzeskiej Siarki ze Stalą Mielec. Nie pozwolili kibolom pohasać nawet po trybunach. Wyłapali najbardziej agresywnych kibiców Stali na meczu, a po nim zapakowali wszystkich do autobusów i odesłali do domów.
- Byli zdruzgotani - opowiada nie bez satysfakcji rzecznik Komendy Wojewódzkiej w Rzeszowie Wiesław Dybaś.
Kibole stali wgapieni w okna - zawiedzione szprotki z buzującą w środku energią. Zamknięci w beznadziejnym konwoju powolnych autobusów, które otaczają radiowozy. I wtedy w sam środek tej apatii wjechał na motocyklu z prędkością 200 kilometrów na godzinę 25-letni Dawid. Wiemy dokładnie, że było to 200 kilometrów, bo na tej liczbie zatrzymał się rozbity prędkościomierz. Wszystko inne wiemy w dwóch wersjach. Dostarczonych skrzętnie do prasy przez policjantów i kiboli.
- Samobójca - mówi o Dawidzie podinspektor Dybaś.
- Ofiara policji - mówią kibole.
Dawid wpadł w poślizg, potem na radiowóz, potem pod koła autobusu (jak chce policja), czy może radiowóz zajechał mu drogę, a pewien wysoki mielecki funkcjonariusz policji otworzył drzwi auta, żeby chłopaka zatrzymać (tak twierdzą kibole). Prokuratura wprawdzie ustaliła już, że policjanci nie zawinili temu wypadkowi, ale media podążają jednym z dwóch tropów, jak im wygodnie.
Kibic Stali Mielec: - Dawid umierał pod tymi kołami jak ścierwo. Chcieliśmy mu pomóc, ale policjanci celowali do nas ze strzelb. Policjanci na to, że działali zgodnie z procedurą. Chłopak był w strzępach, rozdarty na dwa kawałki. Gdyby go dotknęli, bryzgnąłby krwią i umarł. Czekali na sanitarkę. I to w jakim stresie. Bali się linczu. Z autobusów wyskoczyło 120 kiboli, napakowanych bydlaczków krzyczących wściekle: "Policja, mordercy!". Tyle z relacji policjantów do prasy. W którą opowieść uwierzy Polska: kiboli czy funkcjonariuszy?
Wojna partyzancka
W drugi weekend września i kilka kolejnych dni nie doszło do pojedynczych starć kibiców z policją. Była regularna wojna partyzancka. Bitwy wybuchły w trzech różnych rejonach kraju. A wrogie dywizje - policjantów i kiboli - przerzucano pociągami i konwojami samochodowymi po kilkaset kilometrów. Nie wiadomo tylko, czy o ruchach kiboli decydował impuls, czy jacyś generałowie. W Lublinie bitwa zaczęła się na stadionie Motoru (po meczu z Avią Świdnik) i zaraz przeniosła na okoliczne ulice. Tutaj nie było jednego impulsu jak w Mielcu. Bitwa była zaplanowana, zjechali na nią zaciężni kibole z całego regionu. Niektórzy, gdy tylko weszli na trybuny, założyli na głowy kominiarki - sprzęt zbędny przy oglądaniu futbolu. Zamiast trąbek i konfetti powyciągali łomy, sztachety i kamienie. Potem na ulicy kibole zbudowali barykadę, palili opony, wyrywali płyty chodnikowe. W języku komunikatów prasowych bilans wyglądał tak: rannych 8 policjantów, 6 ochroniarzy oraz 12 innych osób, kilkanaście zniszczonych radiowozów, 38 osób
zatrzymanych. Osobiste tragedie brzmią bardziej przejmująco: jeden z ochroniarzy dostał potężny cios w twarz, może stracić nos. Zaraz po zamieszkach zaczęła się bitwa propagandowa. Rzecznik lubelskiej policji Janusz Wójtowicz zrobił wszystko, żeby jak najbarwniej opisać okrucieństwa napakowanych sterydowców, a kibole wyskoczyli ze starym tekstem: policja działała nieporadnie i atakowała postronnych ludzi.
W ten sam weekend w Nowym Mieście Lubawskim kibice miejscowego drugoligowego Finishparkietu oglądali sceny niespotykane w tym spokojnym miasteczku. Tadeusz Raszkowski przyszedł na stadion z dwoma synami - 13- i 8-letnim. Chłopcy mieli oglądać mecz, ale głowy odwracały im się same w prawą stronę, na trybuny z kibicami przyjezdnych. Tam sterydowcy Zagłębia Sosnowiec i mieszanina fanów różnych klubów machali łańcuchami, bluzgali, atakowali ochroniarzy. Nie oglądali meczu. Przyszli, żeby tłuc się z policją. I to im się udało.
- Moi synowie zamiast futbolu oglądali policjantów ciągnących rozebranych do połowy osiłków po ziemi - mówi Tadeusz Raszkowski. - Nie wiedziałem, co im powiedzieć.
Policjanci zatrzymali kilkudziesięciu kiboli, potem wypuścili. Ustalili tyle, że zwołali się przez Internet.
W Mielcu do wielkiej bitwy doszło w nocy z niedzieli na poniedziałek, a nie zaraz po śmierci Dawida. Impuls impulsem, ale taka bitwa wymaga logistyki. Tym razem raport brzmiał tak: zatrzymanych zostało 60 osób, 6 policjantów ma urazy, uszkodzonych zostało 8 radiowozów. Z policją walczyło 600 kiboli.
Dzieciak czy morderca?
Kiedy wściekły tłum staje naprzeciw kordonu policji, procedura wygląda tak: Policjanci przez megafon ogłaszają, że zgromadzenie jest przestępcze i niebezpieczne. Wszyscy, którzy nie chcą być uznani za winnych, powinni je opuścić. Ci, co zostali, w umysłach policjantów zmieniają się w zwykłych bandziorów. Taki im więcej dostanie, tym więcej się nauczy. Ale dostają też przypadkowi przechodnie, a kibole używają ich jako argumentu za tym, że każdy pies to sadysta. W Mielcu ich zdaniem oberwało kilka staruszek i pewien pan w średnim wieku, którego policja oblała dziwną substancją i niemal stracił wzrok. Kibic Stali Mielec: - Przed pogrzebem Dawida policjanci rewidowali samochody z czarnymi wstążkami. To była czysta prowokacja. Podinspektor Dybaś: - Przeszukiwaliśmy auta, w których siedziały wygolone byczki po 120 kilo z nabitymi karkami. Musieliśmy sprawdzić, czy w bagażniku nie ukrywają toporka albo butelki z benzyną. A oni teraz skarżą się prasie, że są tacy biedni i skrzywdzeni. Policjant natychmiast rzuca
zdanie, z którego wynika, że skrzywdzeni i biedni to są funkcjonariusze: - Policjanci bardzo przeżywają śmierć Dawida. To dla nas wstrząs.
W dniu pogrzebu Dawida, gdy kibole obiecywali zemstę na mundurowych, policjant mówił tak: - Były huczne zapowiedzi zemsty i co? Cisza. ,Fakt" i ,Super Ekspress" ogłaszały wojnę na śmierć i życie, ich dziennikarze dali się podpuścić małolatom z forów internetowych. Dziennikarze zwykle rozmawiają z anonimowymi dzieciakami. Nasze informacje jakoś do nich nie docierają.
Czy policjanci prowokowali kiboli w Mielcu? Podinspektor Dybaś zapewnia, że nie. Ale dziennikarz lokalnych ,Super Nowości" Szymon Jakubowski, który dzień pogrzebu Dawida spędził na ulicach miasta, mówił tak: - Policjanci chodzą w 10-osobowych patrolach z psami. Są naładowani agresją. Widziałem, jak patrol chciał się rzucić na kibiców, ale podjechało kilka samochodów z dziennikarzami, więc policjanci sobie odpuścili. Jeszcze przed pogrzebem na jednym z internetowych forów kibiców ktoś wezwał do polowania na policjanta, który miał zabić Dawida drzwiami. Zażądał: znaleźć i powiesić drania. A także jego rodzinę.
- To pewnie jakiś 12-letni dzieciak, których pełno na forach. Nie rozumie, co pisze - mówi jeden z kibiców.
Dla podinspektora Dybasia to żaden dzieciak, to groźny przestępca podjudzający do morderstwa. Kogoś takiego należy ścigać i tępić z całą bezwzględnością. - Pracujemy nad tym, żeby dotrzeć do nadawcy tej wypowiedzi - mówi złowrogo. I zaraz przechodzi do ofensywy. Wie, że rozmawia z dziennikarzem, słowa dobiera nieprzypadkowo: - Po kolei wyłapiemy wszystkich, którzy brali udział w zamieszkach i postawimy przed sądem. Ustalimy ich tożsamość. Będziemy pukać od jednych drzwi do drugich. Teraz to ich dopadnie psychoza.