Psy pogryzły dziecko - oskarżona właścicielka restauracji
Za narażenie dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia odpowie przed sądem krakowska restauratorka, właścicielka psów, które w sierpniu ub. r. pogryzły przebywające w jej restauracji dziecko. - Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do sądu - powiedziała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie Bogusława Marcinkowska.
03.03.2010 13:42
Prokuratura oskarżyła Jolantę O., że pozostawiając w otwartym pomieszczeniu restauracji bez należytego nadzoru i bez założonych kagańców, dwa psy rasy Amstaff, naraziła dziewczynkę na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia.
Sprawa dotyczy wypadku, do jakiego doszło w Krakowie na początku sierpnia ub. r. Włoska rodzina odwiedziła restaurację przy ulicy Grodzkiej w Krakowie. Pięcioletnia dziewczynka wraz z dwójką innych dzieci poszła do toalety. Wtedy z zaplecza wyszły dwa amstaffy, należące do właścicielki lokalu. Jeden z psów zaatakował małą Włoszkę, powodując u niej rany kąsane i szarpane głównie twarzy i głowy.
Obrażenia te - jak stwierdza prokuratura na podstawie opinii biegłych - stanowią ciężki i trwały uszczerbek na jej zdrowiu w postaci zeszpecenia twarzy.
W śledztwie Jolanta O. przyznała się do popełnienia zarzucanego jej czynu. Powiedziała, że poczuwa się do odpowiedzialności za działanie psów i chciałaby wynagrodzić powstałe u dziecka szkody. Kobiecie grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności.
Po wypadku dziewczynka z obrażeniami głowy, policzka i nosa została przewieziona do szpitala. Założono jej tam kilkadziesiąt szwów, na dalsze leczenie wróciła z rodzicami do Włoch.
Pies trafił do schroniska na obserwację. W toku śledztwa prokuratura uzyskała m.in. opinie biegłych z zakresu kynologii i weterynarii. Wynika z nich, że psy tej rasy powinny być specjalnie szkolone i prowadzone, szkolone jednak nie były.
Trzy dni po wypadku krakowski Sanepid przeprowadził kontrolę w restauracji, inspektorzy nie stwierdzili jednak podstaw do zamknięcia lokalu. Jak informował wówczas Stanisław Pawlus z małopolskiego sanepidu, przeprowadzona kontrola powiatowego inspektora sanitarnego wykazała jedynie drobne uchybienia techniczne w obiekcie. Nakazano ich usunięcie i nałożono 300-złotowy mandat.
Kontrolę udało się przeprowadzić dopiero po trzech dniach od wypadku, bo bezpośrednio po nim właścicielka zamknęła restaurację. - Inspektorzy zastali wysprzątany obiekt, bezpieczny dla klientów. Nie było więc podstaw do jego zamknięcia, które jest możliwe tylko wtedy, gdy lokal stanowi zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi - wyjaśnił Pawlus.