Psy na lotniskach szukają nie narkotyków, tylko przyjaciela
Na amerykańskich lotniskach pojawiły się psy, których zadaniem nie jest tropienie narkotyków i innych zakazanych przedmiotów, lecz dotrzymywanie towarzystwa czy dodawanie otuchy podróżnym.
"Jego praca to być głaskanym" - tłumaczy na jednym z kalifornijskich lotnisk wolontariuszka, której podopieczny, pięcioletni golden retriever, kilka godzin w tygodniu pełni dyżur na terenie portu.
Pomysłodawcy przekonują, że czworonogi potrafią załagodzić stres związany z podróżami lotniczymi - tłumem, uciążliwymi kontrolami i oczekiwaniem w długich kolejkach. Po kontakcie z psem wyraźnie spada napięcie, ludzie zaczynają się uśmiechać, a nieznajomi ze sobą rozmawiają.
Prekursorem jest międzynarodowe lotnisko w San Jose, które już po zamachach z 11 września 2001 roku, kiedy wiele lotów było uziemionych, wprowadziło psy mające łagodzić stres podróżnych. Później pozwolenie na "zatrudnienie" własnego pupila dostał kapelan lotniska.
Zwierzęta tak sprawdziły się w roli terapeutów, że lotnisko San Jose sformalizowało program i ma obecnie dziewięć psów. Na lotnisku w Miami na podróżnych czeka jeden pies, a w Los Angeles - od kwietnia aż 30.
Psi terapeuci muszą być zdrowi, dobrze ułożeni, cierpliwi i przyzwyczajeni do różnych dźwięków i zapachów. Tak jak wszyscy pracownicy lotniska muszą przejść kontrolę bezpieczeństwa.
Psy do towarzystwa można rozpoznać po kolorowych kamizelkach lub bandanach. Muszą być dobrze widoczne, by nie narażać na kontakt z nimi ludzi, którzy boją się zwierząt, lub mają alergie.