PolskaPrzywrócimy dobre imię prokuraturze

Przywrócimy dobre imię prokuraturze

Ze Zbigniewem Ćwiąkalskim, ministrem sprawiedliwości rozmawia Andrzej Dryszel

29.01.2008 | aktual.: 04.02.2008 11:52

Zbigniew Ćwiąkalski objął swe stanowisko 16 listopada ub. r. Od pierwszych dni urzędowania jest najczęściej atakowanym przez liderów PiS i związane z nimi media ministrem rządu Donalda Tuska. Trudno się temu dziwić. Poprzednik min. Ćwiąkalskiego był tym członkiem gabinetu Jarosława Kaczyńskiego, którego działalność wyrządziła szczególnie wiele szkód. Bardzo dużo jest więc po nim do naprawienia, co może wywoływać opór i niezadowolenie. O najważniejszych zadaniach resortu sprawiedliwości obecny minister mówi w naszym wywiadzie. Warto zwrócić uwagę, że zapowiedziane przez niego przywrócenie dobrego imienia prokuraturze to w istocie wielka praca oznaczająca poprawę jakości funkcjonowania całego wymiaru sprawiedliwości, co jest ważne dla wszystkich chyba ludzi w Polsce. Prawie 58-letni Ćwiąkalski mógłby być ojcem 37-letniego Ziobry. Obaj skończyli wydział prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim – ale podobieństw w podejściu do prawa trudno u nich szukać. Zbigniew Ziobro to wielki zapał w korzystaniu z możliwości
przymusu stwarzanych przez prawo oraz chęć instrumentalnego wykorzystywania jego mechanizmów (nie tylko do walki z rozmaitymi układami, ale i z szeroko pojmowanymi przeciwnikami). Idealizm łączy się u niego z łatwością rzucania oskarżeń i pragnieniem zwracania na siebie uwagi. Poprzestał na tytule magistra, nie wykładał, nie wykonywał zawodu prokuratora, adwokata czy radcy. Bardziej trybun ludowy niż prawnik. Zbigniew Ćwiąkalski to umiar w stosowaniu siły prawa, respekt dla jego ducha i litery, adwokacka (12 lat praktyki) świadomość, że prawnika piastującego wysoką funkcję powinna cechować szczególna odpowiedzialność za słowo, bo nieuzasadnione oskarżenie może mieć zabójczą moc. A prawnikiem chciał być, od kiedy pamięta – i jest prawnikiem nie tylko z krwi i kości, lecz także genetycznie, po ojcu, jeszcze przedwojennym sędzim i radcy prawnym. Został doktorem w wieku 29 lat, zrobił habilitację, jest profesorem (praca w Katedrze Prawa Karnego UJ i Zakładzie Prawa Karnego i Postępowania Karnego Uniwersytetu
Rzeszowskiego), doradzał premier Hannie Suchockiej, był czynnym adwokatem. Min. Ćwiąkalski mówi, że nie jest politykiem. To dobrze, bo na jego obecnym stanowisku im mniej polityki, tym lepiej.

– Pojawiają się opinie, że wymiar sprawiedliwości łagodnieje. Był Ziobro, to przestępców traktowano surowo, zamykano do więzień i aresztów, wyroki były wysokie. Przyszedł Ćwiąkalski – wyroki ponoć mają być niskie, złoczyńców się wypuszcza. Mówił o tym ostatnio były premier, Jarosław Kaczyński, ostrzegając, że z więzień zwalniani są arcyzbrodniarze, bandyci, mordercy.

– Nie ma żadnej polityki łagodzenia odpowiedzialności karnej. Były premier jest prawnikiem, powinien wiedzieć, że w Polsce są niezawisłe sądy, bo ich niezawisłości nie udało się zniszczyć PiS. Minister sprawiedliwości nie może więc niczego kazać sędziom – choć rozumiem, że przez ostatnie dwa lata wydawało się, że minister ma uprawnienia pozwalające mu dyrygować sądami. Ten zarzut jest polityczną demagogią mającą zdyskredytować obecny rząd i mnie. Jarosław Kaczyński poprzez niedopowiedzenia – mówi: „wypuszczono” z więzień – chce postraszyć społeczeństwo i zasugerować, że prokuratura, podległa ministrowi-prokuratorowi generalnemu wypuszcza sprawców okrutnych czynów. Skrócenie aresztu tymczasowego czy przedterminowe zwolnienie nie jest decyzją prokuratury, lecz sądu, który dokładnie ocenia stopień winy poszczególnych przestępców. Jednym wymierza 25 lat czy nawet dożywocie, ale są i członkowie grup przestępczych, którzy dostają po półtora roku. Nie wszyscy zasługują na najsurowszy środek zapobiegawczy, jakim
jest areszt, i na wysoki wyrok.

Zbyt długie areszty

– Długie areszty i wysokie wyroki są sygnałem, że władza ma wolę zwalczania przestępczości.

– Tymczasowe aresztowanie zgodnie z przepisami nie powinno trwać dłużej niż 12 miesięcy i tylko w wyjątkowych sytuacjach można je przedłużać. Po 2005 r. przyzwyczajono nas do tego, że areszt jest jedynym skutecznym środkiem zapobiegawczym. Nie jest jedynym. W wielu sytuacjach poręczenie majątkowe, osobiste czy dozór policyjny równie skutecznie zapobiegają utrudnianiu postępowania. Polityka masowego stosowania aresztu tymczasowego i kar bezwzględnego pozbawienia wolności prowadzi właśnie do tego, że nie zwalcza się przestępczości. Skoro dziś aż 61 tys. osób skazanych prawomocnie na karę pozbawienia wolności nie odbywa tej kary, bo brakuje miejsc, to efektem jest tylko wzrost poczucia bezkarności wśród przestępców i spadek szacunku dla prawa. A mnie zależy na tym, żeby polityka karna była racjonalna.

– W planach resortu jest rozładowanie tłoku w więzieniach i znalezienie jeszcze 17 tys. miejsc w celach. Jakim cudem?

– Szereg obiektów zostanie zaadaptowanych na ośrodki półwolnościowe i wolnościowe, z przeznaczeniem dla sprawców lżejszych przestępstw, budowany jest nowy zakład karny w Opolu Lubelskim. Szerzej powinna być stosowana kara ograniczenia wolności, w formie nieodpłatnej dozorowanej pracy na cele społeczne, a nie jak dotychczas, potrącania części wynagrodzenia, co jest po prostu grzywną rozłożoną na raty. Zmniejszy się zapewne liczba tymczasowych aresztowań.

– Zlecił pan zbadanie przypadków najdłuższych tymczasowych aresztowań w Polsce. Jakie są wyniki?

– 204 aresztowania tymczasowe, zastosowane przez sąd na wniosek prokuratury w postępowaniu przygotowawczym, trwają dłużej niż rok. Zdarza się, że areszt trwa i siedem lat (chodzi o osoby już skazane i przebywające w więzieniu, wobec których sąd zastosował areszt tymczasowy w innej sprawie). Spośród tych 204 osób zaledwie w kilku przypadkach można by dyskutować, czy areszt był nieuzasadniony. Na ogół zastosowano go słusznie, choć często trwa zdecydowanie za długo, bo czynności były bardzo ślamazarnie prowadzone przez prokuratora. Rozważamy więc możliwość wprowadzenia skargi na bezczynność prokuratury w postępowaniu przygotowawczym, tak by nie można było trzymać ludzi w aresztach pod pozorem wykonywania czynności dowodowych. Dotychczas zdarzało się tak, że na wszelki wypadek kogoś zamykano i nie wykonywano jakichkolwiek czynności, dopiero przed upływem okresu tymczasowego aresztowania prokurator postanawiał jakąś czynność wykonać, by mieć uzasadnienie dla kolejnego wniosku o przedłużenie aresztu.

– Areszt stawał się wtedy bardziej dodatkową karą i metodą wymuszenia określonych zeznań niż środkiem zapobiegawczym. Kogo, pana zdaniem, należy karać surowiej, a kogo łagodniej?

– Surowiej – sprawców przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu z użyciem przemocy, ludzi popełniających przestępstwa umyślne w trakcie czynności zawodowych, recydywistów. Łagodniej – debiutantów, tych którzy łamią prawo po raz pierwszy. Propozycje zmian znajdą się w tzw. małej nowelizacji kodeksu karnego, której projekt powstanie w pierwszym półroczu 2008 r. Zostanie wprowadzona np. możliwość odstąpienia przez prokuraturę od zarzutu przekroczenia granic obrony koniecznej, bez czekania na wyrok sądowy. Możliwe będzie zastosowanie nadzwyczajnego złagodzenia kary za zabójstwo kwalifikowane (czyli dokonane np. z użyciem broni), tak by sąd nie musiał wymierzać tylko 25 lat lub dożywocia, co nakazuje przepis wprowadzony w 2005 r. z inicjatywy posła Zbigniewa Ziobry. Teraz bowiem policjant, który w trakcie odpierania ataku czy zatrzymywania przestępcy użyje broni niezgodnie z przepisami i zabije go, odpowiada właśnie za zabójstwo kwalifikowane. Zmienić też chcemy oczywisty błąd nowelizacji z 2005 r., polegający na
tym, że nieletniemu bardziej „opłaca się” popełnić gwałt ze szczególnym okrucieństwem, bo wtedy jest traktowany jak nieletni, niż gwałt z udziałem kolegi (za gwałt zbiorowy odpowiada już jak dorosły). Czyn surowszy jest więc traktowany łagodniej. Zmieniony będzie także przepis o tzw. małym świadku koronnym, tak aby nie premiować złagodzeniem kary za ujawnienie szczegółów znanych już organom ścigania.

Natychmiast protestować albo rezygnować

– Co przede wszystkim wymaga naprawy po działalności pańskiego poprzednika?

– Najważniejsze jest przywrócenie dobrego imienia prokuraturze. Żaden zawód nie ucierpiał tak bardzo przez ostatnie dwa lata jak zawód prokuratora, przecież wiem, jak to w praktyce wyglądało, jakie wywierano naciski. Polityczne wykorzystywanie prokuratury przez ministra Ziobrę to mój największy zarzut kierowany pod adresem poprzednika.

– Grupa warszawskich prokuratorów zaprotestowała nawet przeciw naciskom wywieranym na prokuraturę okręgową, pod koniec października dziesięcioro z nich złożyło rezygnację.

-Ta grupa zbuntowała się już po wyborach. Według mnie, każdy powinien buntować się wtedy, kiedy jest na niego wywierana presja, od razu, a nie czekać z protestami do momentu, gdy sytuacja robi się bardziej bezpieczna. Wszystkim mówię, także w tej rozmowie: jeśli gdzieś w prokuraturze byłyby wywierane jakieś naciski, to trzeba natychmiast protestować albo rezygnować!

– Rozumiem, że słowa te są adresowane do wszystkich podległych panu prokuratorów?

– Oczywiście, powtarzam to przy każdej okazji. Również premier Donald Tusk na posiedzeniach Rady Ministrów mówił, że absolutnie nie dopuszcza sytuacji, w których prokuratura czy służby specjalne zbierają haki na domniemanych przeciwników politycznych albo jedne śledztwa zamiatają pod dywan, a drugie nagłaśniają, bo są wygodne dla obecnego układu rządzącego. Czegoś takiego już nie będzie, skończyło się. Chcę powiedzieć jedno – nie ma takiego prokuratora w Polsce, który mógłby stwierdzić, że ja mu coś kazałem wbrew jego woli albo próbowałem złamać jego charakter czy zlecałem mu zbierać haki na kogokolwiek, szczególnie na przeciwników politycznych.

– Wkroczyliśmy w obszar, co do istnienia którego nie ma zgody. Zbigniew Ziobro i jego współpracownicy mówią: jakie naciski, jakie ręczne sterowanie, jakie haki na przeciwników politycznych, gdzie są dowody? A w naszym życiu politycznym przyjęte jest, że każda ekipa idąca do władzy zarzuca poprzednikom różne nieprawości, ale potem jakoś się one nie potwierdzają.

– Myślę, że będą dowody i konkrety. Prokuratorzy na razie wypowiadają się na ten temat nieoficjalnie. Podczas postępowań prowadzonych przez prokuraturę czy przed komisjami śledczymi z pewnością zechcą powiedzieć o szczegółach. Na pewno ujawnią je chętniej, jeśli zobaczą, że ich szefami nie są już ci prokuratorzy, którzy zmuszali czy nakłaniali ich do takich działań.

– Słyszeliśmy o wielu takich szefach prokuratur i ich działaniach. Bogdan Święczkowski i Tomasz Janeczek wywierali presję na prokuratorów katowickich. Janeczek potajemnie nagrał podwładnego Emila Melkę i wytoczył mu postępowanie dyscyplinarne za to, że wspomniał o naciskach, żeby postawić zarzuty Barbarze Blidzie. Były prokurator krajowy Dariusz Barski chciał politycznie wykorzystać śledztwo w sprawie przecieku o akcji CBA w resorcie rolnictwa. Działania Józefa Giemzy i Marka Woźniaka z Krakowa miały zmierzać do objęcia niektórych polityków śledztwem w sprawie tzw. mafii paliwowej. Brak bezstronności i ręczne sterowanie zarzucono Elżbiecie Janickiej, byłej szefowej warszawskiej prokuratury okręgowej. Prokuratura poznańska włączyła do sprawy korupcji pos. Beaty Sawickiej jej słowa o prywatyzacji szpitali – po to, by na konferencji prasowej tuż przed wyborami szef CBA, Mariusz Kamiński, mógł pouczać, na kogo nie głosować. Janusz Kaczmarek, jeszcze zaufany Zbigniewa Ziobry, publicznie omawiał to, co wynika z
zeznań w sprawie seksafery w Samoobronie...

– Rzeczywiście, te osoby wymieniano w mediach. Można o tym mówić długo, pojawiło się wiele informacji na ten temat. Toczą się już śledztwa w sprawie afery z „odralnianiem” gruntów, w sprawie doktora Mirosława G., Ryszarda Krauzego, Konrada Kornatowskiego i Jaromira Netzla, śmierci Barbary Blidy. Jeśli okaże się, że podejmowano sprzeczne z prawem działania i ingerencje, to zostaną sformułowane konkretne wnioski personalne, być może zarzuty przekroczenia uprawnień.

– Także wobec Zbigniewa Ziobry?

– Taka możliwość też istnieje, ale gdybym teraz o tym mówił, zachowywałbym się właśnie jak min. Ziobro, który przesądzał czyjąś winę, zanim jeszcze sformułowano akt oskarżenia. Wolę więc, by w stosownym momencie powiedzieli o tym ci, którzy te śledztwa prowadzą.

Roszady w prokuraturach

– Wspomniał pan o zmianach na stanowiskach kierowniczych w prokuraturze. Wielu już prokuratorów ma innych szefów. Przedstawiciele poprzedniej ekipy i ich media oskarżają pana o dokonanie czystek. W istocie, zmian jest sporo: prokuratorzy apelacyjni w Białymstoku, Katowicach, Krakowie, Lublinie, Łodzi, Rzeszowie, Warszawie, Wrocławiu, wielu prokuratorów okręgowych.

– Zmiany na stanowiskach w prokuraturze oczywiście nastąpiły, ale trudno je porównywać z prawdziwymi czystkami, dokonanymi przez mojego poprzednika. Niektóre gazety kłamią, przypisując mi zmiany kadrowe, których w ogóle nie było, czy wręcz takie, których dokonał jeszcze min. Ziobro (np. „Nasz Dziennik” czy „Gazeta Polska”). Chcę też podkreślić, że żaden z prokuratorów odwołanych ze stanowiska, gdy zostałem ministrem sprawiedliwości, nie został zesłany w teren, co się zdarzało podczas rządów poprzedniego ministra. Moje rozstania np. z zastępcą prokuratora generalnego Jerzym Engelkingiem czy prokuratorem krajowym Dariuszem Barskim były, wbrew temu, co mi niektórzy zarzucają, wręcz aksamitne, nie było cienia próby zemsty ani odgrywania się z mojej strony, obaj pracują w Prokuraturze Krajowej. Niektórzy posłowie PiS mają jednak problemy ze zrozumieniem, że 51 to więcej niż trzy. Za moich czasów w okręgu katowickim doszło do trzech zmian kadrowych na prokuratorskich stanowiskach kierowniczych. Za czasów min.
Ziobry tych zmian było 51.

– Czy osoby, które pan odwołał, są odpowiedzialne za ręczne sterowanie i stosowanie nacisków politycznych?

– Nie twierdzę, że wszyscy odwołani prokuratorzy postępowali w naganny sposób, ale wśród nich są tacy, którzy lubili ręcznie sterować śledztwami. Ja chcę zaś, by odpowiedzialne stanowiska w prokuraturze piastowali wyłącznie ludzie, co do których nikt nigdy nie będzie miał cienia wątpliwości, że na ich pracę wpływają jakiekolwiek inne względy poza merytorycznymi. Wystarczy przypomnieć, ile razy wskazywano prokuratury apelacyjne w Białymstoku, Katowicach, Warszawie i paru innych miastach jako te, do których posyłane były sprawy, na których szczególnie zależało poprzedniemu kierownictwu ministerstwa. Nie chciałem, by te prokuratury nadal postrzegano jako mniej czy bardziej dyspozycyjne, w których sprawy toczą się tak, a nie inaczej, bo wciąż kieruje nimi tzw. człowiek Ziobry. Nie ma ludzi Ziobry, Ćwiąkalskiego czy Tuska. Dla mnie liczy się tylko to, żeby prokuratura działała sprawnie, zdecydowanie i szybko, tak jak to teraz czyni np. prokuratura łódzka prowadząca śledztwo w sprawie śmierci Barbary Blidy.
Wcześniej to śledztwo toczyło się zdecydowanie wolniej. Na czele prokuratur mają stać ludzie z bardzo dobrą pozycją zawodową, którzy są apolityczni i nie czekają na telefon ode mnie ani nie sugerują się tym, co powiedziałem na jakiejś konferencji prasowej. I dlatego są te zmiany. Nikogo z nowo powołanych prokuratorów apelacyjnych wcześniej nie znałem, kierowałem się tylko i wyłącznie opiniami o ich kwalifikacjach zawodowych. A konferencji prasowych jest zdecydowanie mniej niż kiedyś, bo nie zamierzam co chwila epatować społeczeństwa coraz to nowymi pomysłami.

– Pana poprzednik miał szereg pomysłów i chętnie opowiadał o nich publiczności.

– W Ministerstwie Sprawiedliwości istniały aż 74 zespoły robocze, z których ponad połowa ani razu się nie zebrała, a nad wieloma pozostałymi nikt nie panował. Ich działania miały efekt wyłącznie propagandowy, nie merytoryczny. Min. Ziobro podejmował wiele inicjatyw czysto medialnych, prezentowanych na swych konferencjach. W przypadku sądów 24-godzinnych zastosował niemal żywcem tryb przyśpieszony wzięty z kodeksu karnego z 1969 r., już wtedy mocno krytykowany. W 2007 r. same obrony z urzędu w sądach 24-godzinnych kosztowały ponad 20 mln zł. Na ten rok zaplanowano 25 mln zł. Zapowiadano, że trafi tam ponad 150 tys. spraw, było ok. 50 tys. – i dobrze, bo trzeba by trzy razy więcej zapłacić za obrony z urzędu. Nie likwidujemy sądów 24-godzinnych, nie będzie jednak obligatoryjnej obrony z urzędu i wprowadzona zostanie możliwość dobrowolnego poddania się karze w postępowaniu przygotowawczym, jeszcze przed rozprawą. Takie rozwiązanie wybierze zapewne wiele osób mających stanąć przed sądem 24-godzinnym. Parlament
przyjął ustawę o dozorze elektronicznym – chodzi o „bransolety” kontrolujące miejsce pobytu skazanych – ale Ministerstwo Sprawiedliwości nie stworzyło koncepcji ich zastosowania ani nie przygotowało założeń przetargu. Wdrożenie przepisów tej ustawy trzeba więc odłożyć. Zwykłym humbugiem, projektem niemożliwym do zrealizowania przy naszych przepełnionych zakładach karnych, okazały się „kary weekendowe”, czyli zamykanie sprawców tylko na soboty i niedziele, by mogli normalnie pracować. Pod kierownictwem Zbigniewa Ziobry ministerstwo zajęło się rozwiązaniami mającymi ułatwić dostęp do zawodów prawniczych. Ja jestem jak najbardziej za rozszerzeniem dostępu na aplikacje...

– Ta deklaracja ma swą wymowę w ustach przedstawiciela dynastii prawniczej (pana dzieci stanowią już trzecie pokolenie prawników w rodzinie) i do niedawna członka korporacji adwokackiej.

– Podchodzę jednak inaczej do ułatwień w drodze na aplikacje. Chcę przygotować koncepcję możliwą do zrealizowania, a nie taką, która będzie fikcją oprotestowaną przez Trybunał Konstytucyjny, jak stało się z zapisami przygotowanymi przez mojego poprzednika. Proponujemy dwustopniowy państwowy egzamin prawniczy. Na podstawie wyników egzaminu pierwszego stopnia będzie można ubiegać się od przyszłego roku o wstęp na aplikacje. Problem w tym, że aż 50 tys. osób studiuje prawo, uczelnie wypuszczają ponad 8 tys. absolwentów rocznie. Państwo ponosi odpowiedzialność za przygotowanie merytoryczne specjalistów mających rozstrzygać sprawy i reprezentować innych w sądach. Musi istnieć droga dojścia do kolejnych stopni wtajemniczenia zawodowego, chyba nikt nie chciałby, żeby lekarz zaraz po studiach zabierał się do przeszczepów serca. Prawnik będzie musiał być bardzo dobrze wykształcony przez swoją szkołę, bo inaczej po prostu nie zda egzaminu państwowego, szybko się więc okaże, gdzie warto studiować.

Polska – bezpieczny kraj

– I korporacje godzą się na egzamin państwowy?

– Te rozwiązania zostały już wstępnie zaakceptowane przez samorządy prawnicze. One oczywiście same wolałyby decydować o przyjęciach na aplikacje, ale uznają, że interes państwa wymaga kontroli nad procedurami dochodzenia do zawodu. Członkami państwowych komisji egzaminacyjnych zostaną teoretycy i praktycy, naukowcy, przedstawiciele wydziałów prawa różnych uczelni, reprezentanci zawodów prawniczych, a więc i samorządu zawodowego. Limity przyjęć na aplikacje będą wyłącznie dolne, ustalane co roku w proporcji do liczby czynnych przedstawicieli danego zawodu. Już w tym roku powstanie wspólna aplikacja sądowo-prokuratorska; aplikacje radcowska, notarialna i adwokacka zachowają odrębność. Jeśli korporacje zechcą przyjąć więcej osób, proszę bardzo, ale nie będą mogły przyjąć mniej.

– Kiedy nastąpi rozdzielenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego?

– To jeden z priorytetów, projekt ustawy jest praktycznie gotowy, zespół ekspertów jeszcze dyskutuje nad ostatnimi szczegółami. W pierwszym półroczu tego roku projekt powinien zostać przyjęty przez Radę Ministrów i trafić do Sejmu. Prokuratora generalnego miałby powoływać prezydent spośród dwóch kandydatów przedstawionych bądź przez Krajową Radę Sądownictwa, bądź przez Krajową Radę Prokuratorów (to organ doradczy, który dopiero ma powstać). Większość sejmowa nie będzie miała wpływu na powoływanie prokuratora generalnego, będzie mogła natomiast w pewnych sytuacjach go odwołać – np. jeśli Sejm i Senat odrzucą roczne sprawozdanie prokuratora generalnego, to możliwe jest jego odwołanie kwalifikowaną większością głosów.

– Celem zmian w prawie i wymiarze sprawiedliwości powinno być przede wszystkim to, by w Polsce było coraz bezpieczniej. A jest już bezpiecznie?

– Polska jest naprawdę bezpiecznym krajem. W porównaniu z liczbą ludności popełnia się u nas nie więcej przestępstw niż w państwach starej Unii o ugruntowanej demokracji. Znacznie więcej osób siedzi natomiast w więzieniach, tu Polska przoduje w statystykach. Ponad 230 osób na 100 tys. mieszkańców jest pozbawionych wolności. We Francji, Niemczech czy Anglii – 60-70 osób na 100 tys. mieszkańców...

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)