PolskaPrzyszły mistrz nie ma gdzie trenować

Przyszły mistrz nie ma gdzie trenować

Jak mamy wyłowić talent, skoro najmłodsi nie mają warunków, by bawić się w sport? Za profesjonalne hale trzeba słono płacić, a osiedlowe boiska są zdewastowane bądź nie można na nich grać w piłkę.

Holenderskie Hengelo. Czerwiec 1988. W centrum miasta wysypane dwa boiska do siatkówki plażowej, rozgrywki trwają do nocy. Wieczorem na skraju miasta oświetlony stadion lekkoatletyczny (znany z międzynarodowych mityngów), na którym młodzi wykorzystują każdy skrawek do treningu.

Hiszpańska Malaga. Styczeń 2000. Kompleks sportowy: wielofunkcyjna hala sportowa i stadion lekkoatletyczny. W sali sportowej podzielonej na trzy części w koszykówkę, piłkę ręczną i siatkówkę grają młodzi chłopcy i dziewczęta. Wokół stadionu kilkanaście grupek chodzi lub biega, a na oświetlonej bieżni ścigają się biegacze.

Paryż, styczeń 2001. Mały stadionik lekkoatletyczny od popołudnia do późnego wieczoru pełen sportowców w wieku od kilku do kilkudziesięciu lat. W sali w koszykówkę grają młodzi ludzie, którym kibicują rodzice.

Opole, 30 sierpnia 2004. Boisko szkolne na opolskiej Pasiece: puste, nikt nie gra, bo nie ma w co. Nie ma bramek, koszy do koszykówki. Wokół masa butelek i puszek. Stadion lekkoatletyczny przy ul. Duboisa. Pusty, bramy zamknięte, na wejściu napis informujący o remoncie obiektu; Plac między blokami przy ul. 1 Maja. Na tablicy do koszykówki, zamiast kosza, napis: „Zakaz gry w piłkę nożną na zieleńcu”.

Dzień wcześniej w Atenach skończyły się igrzyska olimpijskie. Holandia wywalczyła na nich 22 medale, Hiszpania 19 krążków, a Francja - 33. Polska - 10. Najmniej od ponad pół wieku!!!

- Trenuję lekkoatletykę, jestem mistrzynią Opola na tysiąc metrów szkół podstawowych - chwali się Justyna Bernacka. Ma to szczęście, że jako zawodniczka może przez dziurę w płocie wchodzić na stadion przy ul. Duboisa i nie zostanie wyrzucona. Może pobiegać. - Mamy obskurne podwórka, więc tylko tu możemy pobiegać - zaznacza. Jej młodsi koledzy trenują w pobliskiej szkole lekkoatletykę lub dżudo. Nie skrywają, że lubią też piłkę nożną, ale nie mają gdzie w nią pograć. - Na boisku szkolnym nie ma bramek, jeśli chcemy pograć, to za bramki służą nam ustawione kosze na śmieci - wyjaśniają.

Na osiedlu przy 1 Maja kiedyś można było pograć w koszykówkę. Czasami konstrukcje koszów chłopcy wykorzystywali jako futbolowe bramki. Teraz nie grają ani w jedno, ani w drugie. Z konstrukcji zniknęły kosze, a na tablicy widnieje napis: „Zakaz gry w piłkę nożną na zieleńcu”.

- Proszę zobaczyć, jaki to zieleniec: wydeptany trawnik, na którym można tylko wejść w psie odchody - żalą się chłopcy. - Chętnie byśmy pograli w koszykówkę, ale pościągali nam kosze, w piłkę gramy czasem na osiemnastce (PSP nr 18), ale boisko nie zawsze jest wolne.

- Niedawno dokonaliśmy przeglądu bazy sportowej i jest ona kiepska - przyznaje Stefan Zdziechowski z Wydziału Kultury Sportu i Turystyki UM Opola. - Jest wiele terenów, na których młodzież mogłaby uprawiać sport, tylko że miejsca te nie mają administratora. Przykładem boisko na wyspie Pasieka. Jest gminne, ale nikt nim nie zarządza, dlatego trudno tam o porządek. To nie jedyny przykład. Boisko na Pasiece będzie remontowane w tym roku, ale zostanie problem, komu dać je w opiekę. Jest rozstrzygany przetarg na dostawę dużej ilości sprzętu na boiska osiedlowe i szkolne. Są to kosze, słupki do siatkówki, bramki.

- Szczycimy się jednym boiskiem lekkoatletycznym i świetnie, że ono jest, ale generalnie w Opolu jest za mało obiektów, na których można przeprowadzać choćby zawody międzyszkolne - zaznacza Mirosław Śnigurski, wicedyrektor PSP nr 2 w Opolu, koordynator imprez sportowych Międzyszkolnego Ośrodka Sportowego. - Nie problem w zmobilizowaniu dzieci do uprawiania sportu. One się garną do niego i mają wiele godzin wychowania fizycznego czy zajęć SKS-u. Ale problem w liczbie i jakości obiektów, na których można uprawiać poszczególne dyscypliny. Gdyby ktoś chciał w Opolu przeprowadzić olimpiadę w sportach halowych, to zostaje nam niepełnowymiarowa hala w PSP nr 24 i „Okrąglak”. W centrum miasta jest największa szkoła podstawowa - numer dwa. Ma malutką salkę, a część dzieci przychodzi na lekcje wychowania fizycznego do sali MOS-u.

Zdaniem Śnigurskiego problemem jest też eksodus dobrej kadry nauczycielsko-trenerskiej. - Ubolewam nad tym, że młodzi fantastyczni nauczyciele wuefu po roku czy dwóch latach pracy wyjeżdżają z kraju - mówi. - Tu za swoją pracę biorą siedemset złotych i wolą wyjechać do Anglii sprzątać, myć naczynia. To kolejna przyczyna, która może mieć wpływ na to, że nasz start w Pekinie będzie jeszcze słabszy.

W Opolu boiska osiedlowe i szkolne są zaniedbane. Nie ma też szans, by sztandarowe obiekty miasta: pływalnia, „Okrąglak” czy „Toropol”, w wyznaczonych godzinach były bezpłatne dla młodzieży szkolnej. - Nie w obecnej sytuacji - tłumaczy Zdziechowski. - Żeby to można było zrobić, Miejski Zarząd Obiektów Rekreacyjnych musiałby być jednostką budżetową, a nie zakładem budżetowym. Jako zakład może dostać dotację tylko do 50 procent swoich kosztów, resztę powinien wypracować między innymi przez płatny wynajem. W wypadku jednostki budżetowej jest możliwość na otrzymanie takiej dotacji, iż MZOR mógłby zejść z cen dla klubów czy młodzieży. W tej chwili dostaje dwa miliony dotacji, gdyby był jednostką budżetową, musiałby dostać cztery. W budżecie nie ma takiej możliwości.

Nie ma też szansy, by na każdym osiedlu powstała hala sportowa. - Nie sądzę, by taki plan można było przeprowadzić - uważa Zdziechowski. - Jeżeli, to w bardzo odległej przyszłości. Najbliższe inwestycje to wspomniane doposażenie boisk osiedlowych i szkolnych oraz projekt przebudowy stadionu Gwardii na stadion lekkoatletyczny z prawdziwego zdarzenia. Na inne nie ma pieniędzy.

- W pierwszej kadencji mieliśmy narzucony budżet, w którym 0,7 procentu wyasygnowano na sport - wyjaśnia Janusz Trzepizur, radny Opola. - W tym roku ten poziom wynosił 1,7 procentu, a chcielibyśmy, by to było 2-2,5 procentu budżetu. To jest realne, bo Opole nie należy do najbiedniejszych miast. A pod względem infrastruktury i bazy sportowej jest jednym z najbardziej zaniedbanych. Warto to zmienić, bo to inwestycja w siebie, w zdrowie, a może w przyszłego mistrza olimpijskiego.

Roman Stęporowski

INWESTYCJA W MISTRZA

Krzysztof Szumański z Opola, ojciec Bojana, wielokrotnego mistrza Polski w tenisie ziemnym w najmłodszych kategoriach wiekowych, tegorocznego młodzieżowego MP:

- Kiedy Bojan zaczynał grać w tenisa, nie było najlepszych warunków do treningu. Trenowaliśmy w wielu halach, które budowano jako sale wielofunkcyjne. Tam się uprawiało wszystko: piłkę nożną, siatkówkę, koszykówkę. Szukaliśmy hal, które spełniały jeden podstawowy warunek - miały odpowiednią długość. W Opolu to kryterium spełniał tylko „Okrąglak”, z tym że nawierzchnia parkietowa nie sprzyjała treningowi. Zajęć nie było dużo, ale jakoś sobie radziliśmy. Wszystko rozbijało się o finanse. Zresztą bariera finansowa zawsze jest, szczególnie w takim sporcie jak tenis. W tej chwili baza tenisowa jest już bardzo dobra, pod Opolem są dwie hale, w Zawadzie i Chrząstowicach, przy obu są korty ziemne. Te hale są typowo tenisowe, ale też kosztują.

OPINIE

W Pekinie trudniej

- „W 1990 roku 0,55% budżetu państwa było przeznaczone na sport centralny, dziś jest 0,07%!!! To jest 7 razy mniej, niż 14 lat temu”.
- „Infrastruktura sportu jest coraz gorsza, nie wspominając w ogóle o obiektach. Jeśli Centralny Ośrodek Sportu musi się sam utrzymywać, to przestaje być ośrodkiem przygotowań olimpijskich”.
- „Hiszpańska federacja lekkoatletyki dostaje od budżetu więcej pieniędzy niż cały polski sport. Nie mówiąc o Niemcach”.
- „Nasi trenerzy są za granicą. By wrócili, ale nie przy pensji niemożliwej dla podjęcia pracy przez ludzi, którzy są 300 dni w roku poza domem. Ta pensja to 4,5 tysiąca złotych, a w klubach trenerzy zarabiają po 500- 1000 złotych. W takich warunkach nie wychowa się mistrza olimpijskiego”.
- „W przygotowaniach olimpijskich powinno brać udział około trzech tysięcy zawodników, a u nas w roku olimpijskim wzięło udział czterystu. Czyli ci, którzy byli na olimpiadzie, rok temu wiedzieli, że tam będą. Nie uczyli się więc pokonywania stresu w walce treningowej, w walce na mistrzostwach Polski, bo po prostu byli najlepsi. Na igrzyskach stanęli przed ścianą jeszcze lepszych od siebie”.
- „Mamy obawy, że w Pekinie będzie nam jeszcze trudniej. Nie chciałbym wykrakać, bo życzę naszym sportowcom jak najlepiej, ale jeżeli wiele w sporcie polskim się nie zmieni, to będzie jeszcze gorzej”.

Stanisław Stefan Paszczyk, przewodniczący PKOl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)