"Przyszła informacja, że nie możemy lądować w Smoleńsku"
Przyszła informacja, że nie możemy lądować w Smoleńsku - powiedziała w "Faktach po faktach" w TVN24 Ewa Komorowska, wdowa po wiceministrze Stanisławie Komorowskim.
30.09.2010 | aktual.: 30.09.2010 21:14
Komorowska mówiła, że rodziny chciały lecieć do Smoleńska tupolewem i lądować na lotnisku Siewiernyj, ale to okazało się niemożliwe. Wykluczono też lot wojskową CASĄ. A na tym właśnie - powiedziała - opierał się cały pomysł pielgrzymki.
- To byłoby bardzo bolesne, ale wierzyłam, że będzie to miało dla mnie olbrzymie znaczenie. Wiem, że było tak z wieloma innymi osobami, które teraz czują się zawiedzione - mówiła Komorowska.
Jak zatem będzie wyglądał ten lot? - Lecimy do Witebska, a nie do Smoleńska. Potem autokarami pojedziemy prosto do wraku. Następnie będziemy szli ok. 2,5 km. Przejdziemy fragment, którego samolot nie przeleciał, aż do miejsca katastrofy - mówiła Komorowska. - Następnie będzie nabożeństwo ekumeniczne, które potrwa ok. 40 minut. Potem rodziny będą miały czas, żeby pobyć w miejscu katastrofy. Potem pojedziemy do Katynia, tam też będzie uroczystość, modlitwa. Będziemy się tam skupiać nad celem, dla którego lecieli tam nasi najbliżsi.
Komorowska mówiła, że cieszy się z tego, że do pielgrzymki - czyli do 10 października - wrak samolotu zostanie zabezpieczony. - Ta podróż dała już pozytywny efekt - powiedziała, przyznając jednocześnie, że ma dla niej znaczenie to, że wrak będzie zadaszony, a nie jedynie pod "jakąś płachtą".
Komorowska mówiła też, że jest bardzo przejęta pielgrzymką. Jak powiedziała, pojedzie w sumie 170 osób rodzin ofiar katastrofy. - Jednak ci, którzy nie wezmą udziału w pielgrzymce dzwonią i mówią: nie mogę jechać, ale uważam, że to cenna inicjatywa, psychika nie pozwala mi jednak lecieć. Są też ci, którym ta idea nie odpowiada - powiedziała Komorowska.
Jak dodała dla niej to bardzo ważna podróż. - To było rozstanie bez pożegnania, ja muszę stanąć na tej ziemi, gdzie mąż wydał ostatnie tchnienie - powiedziała Komorowska.