Przymykają oko na kradzione
Kolejarze alarmują: złodzieje bez trudu sprzedają w skupach złomu ukradzione szyny, hamulce i zwrotnice. Nasi dziennikarze przekonali się o tym sami.
17.12.2005 | aktual.: 18.12.2005 10:57
Przez pierwsze dziewięć miesięcy tego roku dolnośląscy złodzieje ukradli m.in. 18 kilometrów szyn, 20 kilometrów drutów elektrycznej trakcji i 45 elementów hamulców, które same zatrzymują pociąg. Straty spowodowane przez złomiarzy są ogromne. W tamtym roku, tylko na Dolnym Śląsku, kolejarze oszacowali je na 3 miliony złotych.
Straty powodowane przez złomiarzy są ogromne. W tamtym roku, tylko na Dolnym Śląsku, kolejarze oszacowali je na 3 miliony złotych. Wszyscy jednak zgodnie twierdzą, że o wiele poważniejszym problemem od pieniędzy jest narażanie pasażerów na niebezpieczeństwo. Gdyby bowiem maszynista nie zauważył, że brakuje szyn i nie wyhamował na czas, pociąg wykoleiłby się.
Policji nie wezwali
Kolej oddaje swój złom tylko specjalistycznym firmom, więc każdy inny musi pochodzić z kradzieży. Złomiarze nie mają najmniejszego problemu ze sprzedaniem kradzionych elementów kolejowych. A jeśli nawet mają, to pracownicy skupów widząc, że rzeczy zostały skradzione, nie wzywają policji, nawet doradzają, gdzie najlepiej jest z nimi pójść.
Sprawdziliśmy to sami. Urządziliśmy dziennikarską prowokację. Z magazynu PKP pożyczamy kolejowe śruby, wkręty, linki i podkładki. Bierzemy też pismo, które w razie wezwania policji przez pracownika skupu pokażemy, żeby oczyścić się z zarzutów kradzieży. Jedziemy na ulicę Partynicką. – To rzeczy kolejowe. Ja takich nie przyjmuję – mówi nam pracownik skupujący złom niedaleko torów kolejowych. – Panie, nie wiem, co to jest. Dziadek zbierał. Mam pół piwnicy tego – tłumaczę lekko przestraszony, że już na pierwszy rzut oka pracownik skupu rozpoznał, co mam w kartonie. – Nie, ja tego nie przyjmuję. Ale niedaleko jest inny skup. Tam wysyłam wszystkich, którzy przychodzą z takimi rzeczami – dodaje i żegna się, nie wzywając policji.
Idziemy pod wskazany adres. Tam nie udaje się nam jednak sprzedać rzeczy. W kolejnych kilku punktach rozkładają ręce. Rozpoznają, że to rzeczy kolejowe i nie chcą ich kupić. Podobnie jak do tej pory policji nie wzywają. – Kur... pewnie prosto z kolei. Kradzione? – pyta podenerwowany pracownik skupu na Nowym Dworze. – Nie, no gdzie – odpowiadam. – Dawaj pan to na wagę – rozkazuje. – Jedenaście kilo po 35 groszy za kilogram – wyrokuje zadowolony. Już prawie zabierał karton z rzeczami. W ostatnim momencie rozmyśliłem się jednak.
Już nie zadzwoni
Jak się później okazało, skup zaoferował nam cenę dużo niższą niż ta, którą za niekradzioną stal dostalibyśmy w innych punktach. – Kolejowa stal jest jedną z najlepszych. Za ten rodzaj płacę nawet i 500 złotych za tonę – tłumaczy Mariusz Mikołajczyk ze skupu Transma przy ulicy Stabłowickiej. Zaznacza jednak, że w jego firmie na pewno nie sprzedalibyśmy tych części. Nie ukrywa jednak, że gdybyśmy przyszli do niego i on nie wezwałby policji. – Raz zadzwoniłem. Potem dwa tygodnie chodziłem na komisariat. Teraz gdybym spotkał taką osobę, na pewno nie zadzwoniłbym tam. Po prostu nie mam czasu na ciągłe wycieczki na policję – mówi i dodaje. – Poza tym ja i tak miałem szczęście. Mój kolega kiedyś zadzwonił po mundurowych i został oskarżony o świadomą paserkę. Myśli pan, że zadzwoni jeszcze raz? – uśmiecha się.
To, że właściciele skupów złomu nie informują o osobach, które przynoszą rzeczy kradzione kolejarzom, potwierdza Adam Radek z dolnośląskiego oddziału Straży Ochrony Kolei. – Odzyskujemy skradzione rzeczy tylko dzięki, kontrolom – mówi. W tym roku SOK-iści przeprowadzili ich 706. Dzięki nim wykryli 25 przypadków sprzedaży kradzionych rzeczy. Zatrzymane zostały 33 osoby.
Co za to grozi
Paserstwo to niezbyt opłacalne zajęcie. Za skupowanie lub pomoc w zbyciu skradzionych rzeczy grozi nawet kara 5 lat więzienia.
Od spychacza po wannę
W regionie jeleniogórskim łupem złodziei padł nawet... kilkutonowy spychacz gąsienicowy. Trzej inni złomiarze włamali się do prywatnego mieszkania. Zdążyli wynieść wannę. Próbowali zdemontować grzejniki centralnego ogrzewania, ale spłoszyli ich sąsiedzi, którzy zawiadomili policję.
Kradną wszystko
W Wałbrzychu w listopadzie tego roku złomiarze wycięli ogrodzenie z metalowej siatki. Nie przeszkodziło im bezpośrednie sąsiedztwo komendy policji. Najbardziej obrotny okazał się 46-letni wałbrzyszanin, który do punktu złomu przywiózł szesnaście znaków drogowych. Na szczęście, jak się okazało, nie wyciął ich, ale ukradł z warsztatu, gdzie były składowane przed naprawą.
Arsenał w Przemkowie
21-letni mieszkaniec gminy Przemków trafił do szpitala specjalistycznego w Nowej Soli z poparzeniami ciała trzeciego stopnia. Obrażenia spowodował wybuch bomby ćwiczebnej, którą mężczyzna rozcinał palnikiem acetylenowym w punkcie skupu złomu na prywatnej posesji w Wysokiej, gm. Przemków. Bomba pochodziła z poradzieckiego poligonu.
Mogli zalać miasto
Złodzieje dobrali się do zasuwy zamykającej wylot Młynówki do rzeki Czarna Woda w Legnicy. Zniszczyli prowadnicę i urządzenie się rozsypało. Tymczasem stanowi ono część zabezpieczenia Legnicy przed powodzią. Zasuwa jest zamykana, gdy wysoki stan wody w rzece grozi przelaniem się jej przez Młynówkę na ulice miasta.
Przemysław Ziółek (CH, ULK) (ROB)(ALKA)