Przyjaciel Olewnika odegrał główną rolę w porwaniu
Jacek K., przyjaciel i wspólnik Krzysztofa Olewnika miał według nieoficjalnych informacji pięciokrotnie łączyć się z telefonem, który zdaniem śledczych wykorzystywali porywacze - informuje TVP Info. Kontakt miał nastąpić dzień przed, i dzień po porwaniu Krzysztofa Olewnika. W czwartek Jacek K. został aresztowany jako podejrzany o udział w porwaniu swego przyjaciela. Według wiceprokuratora generalnego Jerzego Szymańskiego jest to przełom w sprawie, a rola Jacka K. była kluczowa w porwaniu.
13.02.2009 | aktual.: 13.02.2009 16:52
Jacek. K. został zatrzymany przez CBŚ w Płocku w środę. Prokuratura przedstawiła mu zarzuty udziału w zbrojnej grupie przestępczej planującej porwanie Krzysztofa Olewnika oraz współudziału w jego uprowadzeniu i przetrzymywaniu.
Komendant główny policji Andrzej Matejuk mówił, że specjalna grupa policjantów z CBŚ musiała przygotować wiele wariantów zatrzymania Jacka K. - Przygotowywaliśmy się wiele tygodni. Wiedzieliśmy, że to bardzo groźny przestępca. Zatrzymany był kompletnie zaskoczony Andrzej Matejuk - dodał Matejuk wyjaśniając, dlaczego do zatrzymania zaangażowano specgrupę z CBŚ.
Jacek K. był jednym z bohaterów czwartkowego reportażu TVP Info pt "Śmiertelne błędy", w którym ujawniono wykazy podejrzanych bilingów rozmów biznesmena z Płocka. Prokuratura postawiła mu zarzut współudziału w porwaniu Krzysztofa Olewnika oraz udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. - Nie kontaktowałem się nigdy z bandytami, nie znałem ich. Rodzinie Olewników zawdzięczam wszystko - mówił Jacek K. w rozmowie z dziennikarzami TVP Info na kilka dni przed zatrzymaniem.
- Dla państwa Olewników Jacek K. od dawna był w kręgu podejrzanych, co uzasadniali nie tylko logicznymi wywodami, ale i konkretnymi informacjami i pewnymi dowodami. Jednak przez wiele lat policja i prokuratura uznawała te dowody za zbyt słabe - mówi serwisowi tvp.info mec. Bogdan Borkowski, pełnomocnik rodziny Olewników.
Według śledczych dzień przed porwaniem i w noc uprowadzenia Krzysztofa Olewnika, a także dzień po tym zdarzeniu ktoś dzwonił na komórkę Jacka K. z telefonu, który zdaniem policjantów i prokuratorów, był prawdopodobnie wykorzystywany przez porywaczy.
Biznesmen twierdził podczas wcześniejszych przesłuchań, że to była pomyłka i nie wiedział, co to za numer. Z bilingów do których dotarli dziennikarze TVP Info wynika jednak, że w noc porwania - 27 października 2001 r., o godz. 1.35 z tajemniczego telefonu ktoś wysłał do K. SMS-a. W sumie zarejestrowano z telefonu K. pięć kontaktów z tym numerem - dwa SMS-y i trzy rozmowy trwające ok. dwóch minut. Jacek K. zeznawał ponadto, że w czasie gdy doszło do porwania, zmożony alkoholem spał w swoim domu w Drobinie. Świadkami tego miały być jego matka i żona. Tymczasem policjanci ustalili, że telefon K. logował się w noc porwania na innym przekaźniku GSM niż ten w Drobinie. Ponadto matka mężczyzny zeznawała, że tej nocy spała w Płocku.
Według nieoficjalnych informacji od kilku tygodni śledczy z Gdańska mają podobno nowe dowody obciążające Jacka K. - Podejrzewam teraz, że takim nowym dowodem mogła być ekspertyza fonoskopijna taśmy na której w tle nagrania Krzysztofa zarejestrowano urywek rozmowy między tajemniczymi mężczyznami, prawdopodobnie porywaczami. Jacek K. był jedną z osób wytypowanych przez policję do sprawdzenia. Tak samo jak ważna była kwestia tajemniczych połączeń z nieznanego numeru dzień przed i po porwaniu - mówi Bogdan Borkowski.
Porywacze Krzysztofa Olewnika nagrywali na dyktafon polecenia dla rodziny uprowadzonego i odtwarzali je później przez telefon. W październiku 2008 roku "Rzeczpospolita" ujawniła, że badając jedno z takich nagrań śledczy odkryli, że w tle słychać fragment rozmowy dwóch mężczyzn. Nagranie sprawdzili biegli.
W reportażu "Śmiertelne błędy" Jacek K. tak mówił o swoim związku z Krzysztofem i sprawą jego porwania: nie wiem kiedy rodzina zaczęła mnie podejrzewać. Od samego początku starałem się jakoś pomóc. Stawiałem się na policji i mówiłem o naszym życiu, o znajomościach - wspominał Jacek K. w rozmowie zarejestrowanej na kilka dni przed zatrzymaniem. - Później był okres, kiedy jeździłem z okupem na specjalne żądanie porywaczy, a kiedy przestałem jeździć wówczas nasze drogi z rodziną zaczęły się rozchodzić. Zaś kiedy dowiedziałem się, że oficjalnie byłem podejrzewany przez rodzinę to już definitywnie sam odsunąłem się z pola widzenia, bo byłem zły na cała sytuację.