Przyjaciel dyrygenta pedofila opowiada o swojej z nim rozmowie

Ojciec jednego z chórzystów, przyjaciel oskarżonego o pedofilię byłego dyrektora chłopięcego chóru Polskie Słowiki odwiedził go we wtorek wieczorem w szpitalu. Po rozmowie z dyrygentem zapewniał nas, że nie wierzy, aby K. wiedział wcześniej o tym, że jest nosicielem wirusa HIV i świadomie zarażał chłopców.

Mężczyzna, który deklaruje głęboką sympatię dla K., nie chce jednak ujawnić swoich personaliów ani pokazać twarzy. W rozmowie z reporterem Faktu przyznaje, że byłoby lepiej, gdyby K. powiedział rodzicom dzieci, które śpiewały w chórze o swoim nosicielstwie. I będzie go do tego namawiał. Ale obawia się, że może się nie udać.

- Wojtek jest teraz jak zaszczute zwierzę. Nie chce z nikim rozmawiać o tym, co się dzieje, bo jego zdaniem to spisek - stwierdził przyjaciel.

Tymczasem o tym, że oskarżony o molestowanie trzech chłopców (trzy inne sprawy przedawniły się) dyrektor ma HIV, rodzice jego ofiar mogły dowiedzieć się tylko z gazet. Publikacje wzbudziły falę dyskusji na temat... złamania tajemnicy lekarskiej! A przecież ani lekarze, ani sam K. nie puścili pary z ust na temat śmiertelnego zagrożenia, na jakie narażeni byli chłopcy!

Zdumiewający i szokujący zarazem jest więc fakt, że przyjaciel i jednocześnie ojciec byłego chórzysty nawet teraz broni dyrygenta i nie wierzy w oskarżenia o molestowanie seksualne. Nie ma też zamiaru zbadać swojego syna na nosicielstwo wirusa HIV!

- Wiedzieliśmy o tym, że Wojtek jest homoseksualistą, ale nie przeszkadzało nam to - opowiada spokojnie. Moja żona obiecała, że usmaży Wojtkowi jego ulubione kotlety schabowe, a ja zaniosę je do szpitala. Ojciec innego byłego już chórzysty o nosicielstwie K. dowiedział się od nas. Od dłuższego czasu jest za granicą. I też jak niepodległości broni K.

- Ciszej nad tą trumną, nie dość, że Wojtek ma raka i umiera, to jeszcze wszyscy robią aferę - powiedział nam w rozmowie telefonicznej. Zupełnie inaczej tę sprawę odbiera obecny dyrektor chóru Jacek Sykulski. Sykulski uważa, że dobrze się stało, że media ujawniły sprawę nosicielstwa K., a publiczna dyskusja o tym nie ma w tej chwili sensu.

- Jeżeli chodzi o zagrożenie zdrowia i życia to zasłanianie się tajemnicą lekarską jest co najmniej dyskusyjne - mówi Sykulski. - Ale nie mnie to oceniać, bo najważniejsze dla mnie jest teraz zapewnienie bezpieczeństwa dzieciom. Dzisiaj mam 40. urodziny, najlepszym prezentem dla mnie będzie spokój moich wychowanków.

W najbliższy poniedziałek dyrekcja chóru spotka się z rodzicami uczniów, aby porozmawiać o tej sytuacji. Uczniowie i ich rodzice maja zapewniona opiekę psychologów.

O tym, że K. bardzo "lubi" swoich podopiecznych można się było przekonać już w 1994 roku, kiedy wydał on zbiór reportaży z podróży z chórem. W świetle oskarżeń jakie ciążą dziś na dyrygencie i procesu jaki się toczy "cieplutkie" opisy spotkań i zabaw z chłopcami budzą grozę. K. opisuje na przykład, że po koncercie w Białymstoku bawił się z dziećmi w swoim łóźku. Autor umieścił także zdjęcia z wyjazdu wakacyjnego do Sarbinowa w 1992 r. kiedy to ogłosił konkurs na najlepszy strój kapielowy. Wygrał chłopiec ubrany tylko w listek! Na podstawie opisów z tej książki prokuratura podczas śledztwa sprawdzala czy świadkowie i mówia prawdę i dobrze pamietaja fakty.

- Przeglądałam tę książkę kilka dni temu i w świetle tego co się ostatni wydarzyło jestem zszkowowana i przerażona - mówi matka jednego z obecnych chórzystów.

Ze względu na zły stan zdrowia oskarżonego proces K. został na początku lutego zawieszony. Po przebytej w ubiegłym tygodniu operacji wycięcia guzów mózgu dyrygent czuje się i wygląda znacznie lepiej. Paraliż, którego dostał jeszcze w areszczie nieco ustapił, K. może o własnych siłach pójść do łazienki. Jak dowiedzieliśmy się wczoraj, za trzy miesiące K. przebadają biegli lekarze. Zadecydują, czy może on stanąć ponownie przed sądem.

Magda Wieczorkowska, Bartek Szambelan

Z książki Wojciecha K. "Słowiki a la carte" wydanej w1994 r. przez Wydawnictwo Interlink Espana SA.

"Po białostockiej premierze Faure, gdzie 11-latek zachwycił publiczność filharmoniczną urodą swojego głosu, a także obyciem scenicznym, Maciej nabrał wyraźnie większej pewności. Po ogłoszeniu ciszy w hotelu potrafił wkroczyć do mojego apartamentu w obstawie swych kolegów i rekwirując łóżko wbrew zmęczeniu bawić się mimo moich niezbyt może zdecydowanych protestów".

"Gdy wyjazd trwał dłużej, liczba maluchów - kuracjuszy wyraźnie wzrastała. Często skarżąc się na bezsenność spowodowaną gorącym klimatem, niskim lub zbyt wysokim ciśnieniem przychodzili gromadnie, by w zaciszu dyrekcyjnego pokoju wypić herbatę, posłuchać wspomnień i dowiedzieć się szczegółów kolejnego dnia".

"Mokry, dygoczący z zimna, z impetem wpadłem do ciepłego namiotu, gdzie Jacek (piętnastoletni) przygotowywał dla mnie gorącą herbatę i 25 gramów spirytusu z turystycznej apteczki".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)