ŚwiatPrzyjąć pomoc od Rosji? Prof. Staniszkis zabiera głos

Przyjąć pomoc od Rosji? Prof. Staniszkis zabiera głos

Gdybym była na miejscu ukraińskich władz, zaryzykowałabym wpuszczenie rosyjskiego konwoju humanitarnego. Wyciągnęłabym do Rosjan rękę, udając, że uznaję ich pomoc za dobry gest, ale skrupulatnie kontrolując czy konwój nie ma charakteru militarnego - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Jadwiga Staniszkis.

Przyjąć pomoc od Rosji? Prof. Staniszkis zabiera głos
Źródło zdjęć: © PAP | Adam Warżawa

Zdaniem prof. Jadwigi Staniszkis zbyt wiele jest sprzecznych informacji, by jednoznacznie stwierdzić jaki będzie los rosyjskiego transportu z żywnością i odzieżą dla mieszkańców wschodniej Ukrainy. - Z jednej strony Rosjanie mówią, że jest zgoda anonimowych władz ukraińskich, z drugiej - minister spraw wewnętrznych Ukrainy ogłosił, że nie wpuści konwoju pod eskortą rosyjskich wojsk. Wygląda na to, że Kijów jest wewnętrznie podzielony, nie ma jednoznacznego stanowiska. Podobnie jest w Moskwie. Która wizja zwycięży, okaże się, gdy samochody dojadą do granicy – mówi profesor.

Profesor przyznaje, że dobrym rozwiązaniem byłby przeładunek do pojazdów ukraińskich na granicy, co jednak byłoby skomplikowane logistycznie. - Problem w tym, że państwo ukraińskie nie jest w stanie przeprowadzić takiego manewru, bo trudno stwierdzić, czy ma tyle ciężarówek, paliwo i nie wiadomo, w którym miejscu dojdzie do przekroczenia granicy. Poza tym na tym terenie toczy się wojna, i trudno stwierdzić czy ukraińskim pojazdom udałoby się bezpiecznie wjechać na teren oblężony przez separatystów – wyjaśnia prof. Staniszkis.

- Gdyby udało się nawiązać kontakt z kierującym konwojem, skierować go np. do Charkowa, można by przewieźć stamtąd towar drogą kolejowego. W podobny sposób przetransportowano stamtąd szczątki po tragedii malezyjskiego samolotu – przypomina profesor.

– Być może jednak wysłanie transportu symbolizuje wyciągnięcie ręki przez Rosjan do porozumienia. Tego nie wiemy, bo z wpuszczeniem konwoju wiąże się duże ryzyko. Gdybym była na miejscu ukraińskich władz, zaryzykowałabym wpuszczenie rosyjskiego konwoju humanitarnego. Wyciągnęłabym do Rosjan rękę, udając, że uznaję ich pomoc za dobry gest, ale skrupulatnie kontrolując czy konwój nie ma charakteru militarnego – tłumaczy.

Dodaje, że „Ukraina i Rosja są na siebie skazane”, dlatego eskalacja konfliktu zbrojnego byłaby najgorszym z możliwych rozwiązań. – Wraz z rosnącym napięciem na Bliskim Wschodzie, Zachód będzie potrzebował wsparcia rosyjskiej dyplomacji. W efekcie, może przyjąć niekorzystne dla Ukrainy rozwiązania. Kijów musi szukać zatem samodzielnie dyplomatycznych i politycznych kontaktów z Rosją. Podobało mi się, co kiedyś zaproponował szef Rady Europejskiej Herman Van Rompuy, i na co wtedy zgodził się Putin podczas spotkania UE-Rosja – podpisanie przez Ukrainę umowy stowarzyszeniowej z UE, dot. utworzenia strefy wolnego handlu, a jednocześnie wejście do wolnocłowej strefy rosyjskiej. Niestety nie zostało to podchwycone przez brukselskich urzędników, bo było zbyt skomplikowane. Szkoda, bo sądzę, że to sensowne rozwiązanie. Warto dodać, że np. Białoruś i Kazachstan prowadzą dziś własną politykę w ramach wspólnoty wolnocłowej, związaną m.in. z importem żywności. Z badań wynika, że dzięki temu w pewnych dziedzinach są
lepiej od Rosji rozwinięte.

Pytana, czy narastający konflikt może zagrozić bezpieczeństwu Polski, mówi: - Polska nie jest zagrożona. Działania Rosji są obliczone na destabilizację na Ukrainie. Putin, kierując się własną wizją bezpieczeństwa Rosji, obawia się, że dojdzie do rozszerzenia NATO, europeizacji Ukrainy. Podobnie było z Gruzją, która była zmuszona uznać utratę południowej Osetii i Abchazji, rezygnując z prawa wydawania wiz na tym terytorium, co było zresztą ze strony UE warunkiem stowarzyszenia. Przejmując kontrolę nad Osetią i Abchazją Rosja przełknęła fakt stowarzyszenia Gruzji z Unią. Wydawało się, że podobnie będzie z Krymem. Jak się okazało, manewr ukraiński był nieprzygotowany i nieprzemyślany.

W ocenie prof. Staniszkis, polskie wypowiedzi ws. konfliktu na Ukrainie „powinny być skromniejsze”. – Nie powinniśmy udawać, że jesteśmy głównym graczem w tych rozgrywkach i przeceniać naszej roli. Krytycznie oceniam postawę Radosława Sikorskiego, który najwyraźniej zapożyczył histerię od Donalda Tuska. Jego absolutny brak zrozumienia toczącej się w Rosji, ale też na Ukrainie walki o władzę, może nas wiele kosztować. Nie mamy większego wpływu na rozwój wypadków, a zaostrzanie retoryki jest jedynie drażniące. Ukraina powinna wykorzystać ten moment na budowanie porozumienia z Rosją na własną rękę, ostrożniej mówić o m.in. walkach z Gazpromem, bo gdy Zachód skoncentruje się na Bliskim Wschodzie, ona zostanie sama z rosyjskim problemem. Tym bardziej, że niektóre kraje Europy Wschodniej (Bułgaria, Węgry) też prowadzą własną, bliższą Rosji grę.

Profesor odniosła się też do skandalicznej wypowiedzi lidera LDPR Władimira Żyrinowskiego, który stwierdził w poniedziałek w państwowej telewizji informacyjnej Rossija 24, że w wypadku konfliktu wojennego między Federacją Rosyjską i Zachodem o Ukrainę Polska i kraje bałtyckie "zostaną zmiecione z powierzchni ziemi". Wyraził też przekonanie, że prezydent Rosji podjął już decyzję o rozpoczęciu III wojny światowej. Dodał, że przywódcy "karzełkowatych państw" powinni się zastanowić, na co je narażają.

- To człowiek politycznie niepoczytalny, dlatego nie należy przeceniać jego wypowiedzi. Pamiętajmy jednak, że to nie pierwsze kontrowersyjne wystąpienie. Nie tak dawno namawiał, by kraje Europy Środkowej, Słowacja, Węgry, Rumunia, Polska, wyraziły głośno swoje pretensje terytorialne ws. Ukrainy. Z drugiej strony jego współpracownikiem był Dmitrij Rogozin, obecny konkurent Putina do władzy – podsumowuje profesor.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (255)