Przygraniczna współpraca polsko-niemiecka
Politycy twierdzą, że stosunki polsko-niemieckie są lodowate. Tymczasem pogranicze żyje swoim rytmem - czytamy w "Gazecie Lubuskiej".
21.12.2006 | aktual.: 21.12.2006 00:27
Południe, Park Mużakowski w Łęknicy. Przez parkowy most przechodzą wycieczki. Tylko stojący na niemieckim brzegu Nysy samochód policyjny świadczy o tym, że jest to most graniczny. Nie wiadomo jakiej narodowości są tu turyści, czy rowerzyści. Część polska i niemiecka tego parku są ze sobą ściśle związane. Traktowanie ich osobno nie miałoby sensu - mówi Barbara Iwlew.
Pracownicy parku o współpracy z sąsiadami zza Nysy mówią w superlatywach. Polityka? Tutaj jej się nie zauważa. Większym problemem jest ubożenie mieszkańców wschodnich Niemiec. O tym mówią handlowcy na bazarach w Przewozie, Łęknicy, Gubinie, Słubicach i Kostrzynie. Niemcy mają coraz mniej pieniędzy i wolą polskie markety niż bazary. Poza tym, po wejściu Polski do Unii, bez obaw jadą na zakupy w głąb województwa.
Niemcy są tu nie tylko klientami. Od kilku miesięcy Wilfried Dumann na targowisku w Gubinie sprzedaje "wursty" i sznycle. W ubiegłym roku trafiłem na zasiłek emerytalny i zastanawiałem się, co zrobić z czasem - opowiada. Gdy porozmawiałem z polskimi i niemieckimi znajomymi, zrodził się pomysł małej gastronomii. Dlaczego nie? Przecież to jedno miasto - mówi dziennikowi. "Dlaczego nie" powiedział też m.in. producent klimatyzatorów z Cottbus, który przenosi produkcję do Gubina.
Znoszenie granicy na co dzień jest normalne także dla Polek sprzedających owoce i warzywa na rynku w Guben. Polityka? Ma sens, gdy może pomóc w codziennym życiu. I nie chodzi tutaj o historyczne spory. Dla Anny Krawczyk ze Słubic ważne jest, by udało się ułatwić mieszkańcom strefy przygranicznej zatrudnianie się u sąsiadów. Tego chcieli burmistrzowie przygranicznych miast. Politycy mogliby też zmienić prawo, by Polacy mogli wprowadzić się do opuszczonych mieszkań we Frankfurcie i Foerst.
Hossę przeżywają łowiska komercyjne, gdzie tłumnie zjeżdżają niemieccy wędkarze; Niemcy przyjeżdżają do fryzjerów, kosmetyczek, krawcowych. Brandenburska kasa chorych AOK zachęca najuboższych klientów do korzystania z usług polskich stomatologów. Zachodni sąsiedzi pytają o polskie kiełbasy, zaglądają do gospodarstw pytając o jajka i kury, kupują węgiel, a od siebie przynoszą grzyby do polskich skupów - wylicza "Gazeta Lubuska". (PAP)