Przeżył zamach w Londynie
52-letni Polak przeżył zamach w autobusie, bo zmienił miejsce.
11.07.2005 08:51
52-letni inżynier Tadeusz Gryglewicz - Polak od wielu lat mieszkający w Anglii - przeżył czwartkowy wybuch bomby w londyńskim autobusie nr 30, na Tavistock Square w pobliżu stacji metra Russell Square.
Życie uratowało mu to, że w czasie jazdy przesiadł się z tylnej części autobusu do środkowej, a słuch - to, że miał na uszach słuchawki, ponieważ w czasie jazdy słuchał muzyki z przenośnego odtwarzacza.
W autobusie zginęło 13 osób, w tym prawdopodobnie zamachowiec. Pojazd został doszczętnie zniszczony. Policja zdjęła dach w celu dokonania oględzin. Sam autobus jak dotąd nie został usunięty z ulicy.
Jak powiedziała Press Association 44-letnia przyjaciółka Gryglewicza, Harriette Spierings, która zna go od 15 lat, "przesiadka z miejsca na miejsce była bardzo szczęśliwym ruchem".
Ranny w zamachu Polak wysiadł z autobusu o własnych siłach i nie stracił przytomności ani na chwilę. Zabrano go do pobliskiego University College Hospital z głęboką raną głowy, która wymagała 20 szwów. Został też raniony odłamkiem w ramię i musiał się poddać zabiegowi chirurgicznemu.
Lekarz-konsultant sądzi, że Gryglewiczowi w wyniku eksplozji mogły pęknąć bębenki w uszach, ale uratowało go to, że miał słuchawki. Nie doznał też żadnych obrażeń wewnętrznych.
"(Po zamachu) był cały we krwi, ale nie miał świadomości, że krwawi, ani nie wiedział, skąd pochodzi ta krew. Adrenalina trzymała go przy życiu i nie stracił przytomności ani na chwilę" - mówi Spierings.
"Zadzwoniłam na jego telefon komórkowy, bo obawiałam się, że mógł być w którymś z pociągów, w których podłożono ładunki wybuchowe. Żartował, że stale kontroluję jego ruchy. Powiedział, że nie pojechał kolejką, lecz autobusem. Powiedziałam, że w takim razie miał szczęście, ale on odparł: +Co masz na myśli, mówiąc, że miałem szczęście? Przecież nie jechałem jakimś autobusem, tylko tamtym+".
"Jest wciąż w szoku, ale nie upada na duchu" - dodaje Spierings.