Prześladowana przez komendanta
Policjantka z Szamotuł, Beata Iwanicka, oskarża o mobbing swojego szefa, komendanta powiatowego policji.
10.08.2005 | aktual.: 10.08.2005 09:05
Muszę się bronić. Moja godność została zdeptana – uważa Beata Iwanicka. Twierdzi, że od marca 2001 roku komendant Kaczmarek zaczął ją szykanować. Wtedy zdobyła informacje o narkotykach w Pniewach. Została odsunięta od sprawy. Nie wie dlaczego. Wie zaś, że podpadła już wcześniej jako poszkodowana w pewnej sprawie. Kilku młodzieńców uszkodziło jej samochód. Według jej relacji wśród nich był syn starosty szamotulskiego.
- Byłam namawiania do wycofania sprawy. Ostatecznie uległam komendantowi Kaczmarkowi, który twierdził, że za to rzekomo starosta obiecał wymianę okien w komendzie – mówi policjantka. Największe problemy z szefem rozpoczęły się w 2002 roku, kiedy została radną gminy Szamotuły.
- To, co komendant mi zafundował, ma niestety ścisły związek z lokalnymi układami, dla których jestem niewygodna – uważa policjantka.
Kontrole nieważne
W kwietniu 2002 r. nie zgodził się, aby B. Iwanicka zatrudniła się dodatkowo jako instruktor terapii uzależnień. Już wtedy była członkiem Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Komendantowi nie spodobało się to dopiero w 2003 r., choć sam delegował ją do tej funkcji kilka lat wcześniej. Wszczęto postępowanie dyscyplinarne wobec policjantki. Komendant uważał, że nie powinna pobierać wynagrodzenia za pracę w komisji. Sprawdzał też w szkołach, czy nie pobierała wynagrodzenia za prowadzoną profilaktykę.
Choć prokuratura umorzyła sprawę, a Najwyższa Izba Kontroli nie wykazała nieprawidłowości, komendant Kaczmarek nie zmienił zdania. Podważał publicznie wyniki kontroli NIK, odgrażał się, że może zwolnić B. Iwanicką z pracy i nie zgodził się, aby pracowała dalej w punkcie konsultacyjnym do spraw przemocy.
Następnie dał jej naganę za pobieranie wynagrodzenia za pracę w komisji antyalkoholowej, choć inni policjanci w komisjach pieniądze też brali (mają do tego prawo!). Kiedy odwołała się od decyzji, utrzymał ją komendant wojewódzki, Henryk Tusiński.
Policjantka nie dała jednak za wygraną i w lipcu tego roku Naczelny Sąd Administracyjny w swym wyroku uchylił decyzje komendantów, uznając je za niezgodne z prawem.
Zdradziła tajemnicę
W Wigilię 2004 roku został pobity syn Iwanickiej. Podejrzewała, że sprawca został sfilmowany przez monitoring na stacji paliw. Policja nie zabezpieczyła jednak nagrania. Sprawa została umorzona po kilku dniach.
Na własną rękę wraz z mężem 12 stycznia ustaliła potencjalnych sprawców. Informację tę przekazała wieczorem faksem ze swego domu do komendy. Za to komendant wszczął postępowanie wyjaśniające, czy nie popełniła przestępstwa naruszenia tajemnicy służbowej.
- Nawet pobicie mojego syna wykorzystano do pastwienia się nade mną – komentuje policjantka. Lista zarzutów jest długa. B. Iwanicka została odsunięta przez komendanta od pracy z nieletnimi i po 9-letniej przerwie skierowana do dochodzeń. Podczas remontu wymalowano wszystkie, poza jej pokojem, na jednym z pięter komendy. Policjantka dowodzi też, że komendant zakazał kontaktowania się z nią innym policjantom. Czuje się osaczona postępowaniami dyscyplinarnymi, choćby za to, że poprosiła o poradę prawną radcę z komendy wojewódzkiej.
Inspiracja z komendy
Radni nie chcą komentować tej sprawy, bo się boją a sprawę znają dobrze. Mieszkaniec Szamotuł, Jerzy W., podczas sesji Rady Gminy zarzucał Iwanickiej nieprawidłowości, malwersacje w komisji antyalkoholowej oraz... zjadanie zupek z OPS. Teraz twierdzi, że inspirację i materiały do tych wystąpień pochodziły m.in. z komendy powiatowej i za te wystąpienia już ją przeprosił.
Ustaliliśmy, że kilku policjantów z szamotulskiej komendy mówi o mobbingu i chce zeznawać w sprawie Beaty Iwanickiej.
Sam komendant Kaczmarek nie chciał komentować sprawy. Także wyroku sądu.
- Wyroków boskich i wyroków sądu nie komentuję – oznajmił.
Jarosław Szemerluk, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej
Policja jest instytucją hierarchiczną, a nie demokratyczną. Zdarza się jednak tak, że polecenia i rozkazy bywają nadużywaniem stanowiska. Policja wymaga jednak dużego podporządkowania, ale oczywiście nie może być mowy o mobbingu.
Paweł Kowzan starosta szamotulski
- Z nikim nie rozmawiałem na ten temat, nikomu nic nie obiecałem. Mój syn nie był wzywany na policję. Ktoś próbuje wyciągać stare rzeczy, aby mnie utaplać w błocie.
Co to jest mobbing?
To prześladowanie i terror psychiczny w miejscach pracy (z ang. „to mob” oznacza otoczyć, zaatakować, napadać, dokuczać). Ataki skierowane wobec pracowników mają na celu zniszczenie ich reputacji, podważanie kompetencji przeszkadzanie w wykonywanej pracy i w konsekwencji pozbycie się danej osoby z pracy lub stanowiska.
Piotr MICHALAK