PublicystykaPrzemówienie prezydenta to mały przełom

Przemówienie prezydenta to mały przełom

Podczas przemówienia w rocznicę Marca ‘68, Andrzej Duda zrobił rzecz oczywistą dla każdego normalnego polityka - wyraził żal i skruchę. Cieszmy się, bo z obozu partii rządzącej nie zawsze dochodzi do nas głos rozsądku. Dlatego wystąpienie, które w innych okolicznościach byłoby rutynowe, należy uznać za przełom.

Przemówienie prezydenta to mały przełom
Źródło zdjęć: © PAP | Jakub Kamiński

Zgadzam się w pewien sposób ze słowami prezydenta, że za Marzec ‘68, nie do końca można obarczać dzisiejszą Polskę. Nie dlatego, że jego architekci już nie żyją. Chodzi o to, że naród jest odpowiedzialny albo za to co sam robi, albo za to co robią wybrani przez niego przedstawiciele.

W tym wypadku było jednak inaczej, niż na przykład w przypadku Niemiec. Autorem Marca ‘68 i represji wobec Żydów był narzucony nam rząd, który nie pochodził z wyboru, a nawet rządził wbrew społeczeństwu, wbrew narodowi. Dlatego odpowiedzialność narodu jest mocno ograniczona. Ostatecznie jednak Polska wtedy istniała, a dobrym zwyczajem jest, że liderzy państw biorą jednak jakąś odpowiedzialność za czyny poprzedników, nawet jeżeli sami nie mieli z nimi - co oczywiste - nic wspólnego. Dlatego słowa prezydenta o tym, że dzisiejsza Polska nie ponosi odpowiedzialności za Marzec ‘68 są słuszne, ale jednak wydarzenia te miały miejsce w naszym kraju, ich autorami byli Polacy, więc przeprosiny w imieniu ówczesnej Polski, Polaków i Rzeczpospolitej, połączone z wyrażeniem żalu i ubolewania, wydają się postawą jak najbardziej na miejscu.

PiS się „napuszył”

Dlatego bardzo dobrze się stało, że w dzisiejszym przemówieniu Andrzej Duda nie lawirował jak Mateusz Morawiecki. Nie starał się wytłumaczyć Polski za wszelką cenę, żeby tylko nie przyznać się do niczego. On po prostu, jak przystało na prezydenta kraju, przeprosił za to co się w nim działo 50 lat temu. Zresztą nie oszukujmy się, liczne źródła dowodzą, że akurat w antysemityzmie ówczesny rząd nie był jakoś szczególnie w naszym społeczeństwie osamotniony.

Jednak PiS można oskarżać o wiele rzeczy, ale raczej nie o antysemityzm. Od czasu Lecha Kaczyńskiego co chwila, główni przedstawiciele tej partii manifestują gesty przyjaźni wobec narodu żydowskiego. Niby jarmułkę może włożyć każdy, niby nic to nie znaczy, ale taki prosty gest daje jasny sygnał i dyskwalifikuje polityka w oczach najbardziej radykalnych antysemitów. Oczywiście mają miejsce wybryki szeregowych posłów, ale główna linia partii raczej jest jasna.

Dlatego właśnie ustawy o IPN nie należy uznawać za wymierzoną w Żydów, lecz mającą wybielić Polaków. Izrael swoją reakcją na nią uderzył w czuły punkt PiS-u (partia każdą negatywną opinię traktuje jako próbę podporządkowania), stąd w ciągu ostatnich dni mieliśmy do czynienia z „napuszeniem się” członków PiS, na zasadzie: „nie będą nam dyktować”.

Tak jak już pisałem, dzisiaj doszło do małego przełomu, wyciągnięcia ręki. Nawet jeżeli Andrzej Duda stwierdził rzeczy oczywiste, że wielu Żydów miało zasługi dla Polski, że haniebnym było ich wypędzanie, że należą im się przeprosiny, to fakt stwierdzenia tego publicznie, patrząc na to co się działo w ostatnich tygodniach, już taki oczywisty nie jest.

Miejmy nadzieję, że to przedsmak powrotu do dialogu opartego na racjonalnych przesłankach, a nie na zasadzie: wybielmy siebie, do niczego się nie przyznawajmy i dokopmy przeciwnikowi, chociażby wszelkie fakty świadczyły przeciw nam.

Nawet jeżeli taka postawa została wymuszona, to dobrze dla nas.

Za dużo „samców Alfa”

Powinniśmy się zatem cieszyć, bo po kilku delikatnie rzecz ujmując, bardzo niestandardowych jak na język dyplomacji wypowiedziach (np. premiera Morawieckiego), mamy w końcu typowe, dyplomatyczne przemówienie.

Czyli takie, które wygłosiłby lider każdego europejskiego państwa, gdyby był w naszej sytuacji historycznej. Jest to jasny sygnał, że rządzący w końcu poszli po rozum do głowy i zrezygnowali z postawy typu: „każdy pojednawczy gest to przejaw słabości”.

Bo przemówienie Dudy jest właśnie takim gestem. Zresztą chyba większość przemówień dotyczących spraw historycznych ma takie zadanie. No i bardzo dobrze, zdecydowanie wolę, żeby światowi liderzy jednali się ze sobą, niż sobie odgrażali, szukając zwady, w której, w razie czego, będą uczestniczyć ich obywatele, nie oni.

Daleko nie trzeba szukać. Mamy już dwóch „samców Alfa”: Donalda Trumpa i Kim Dzong Una. Szkoda tylko, że nie będą udowadniać, który jest ”bardziej Alfa” między sobą, tylko za pomocą swoich obywateli i ich kosztem.

U nas może sytuacja nie jest aż tak napięta, nie grozi nam atak atomowy, ale nasze bezpieczeństwo jest realnie zagrożone. I jest zagrożone tym bardziej, im bardziej jesteśmy pokłóceni z tymi, którzy nam ewentualnie pomogą. Jest to rzecz oczywista w świetle doniesień różnych mediów, jak i amerykanisty Zbigniewa Lewickiego, który stwierdził, że jest nawet gorzej niż podają te media.

PiS oczywiście krzyczy, że to fake newsy, że notatka, na którą powoływał się Onet, a która to potwierdzała, nie istnieje. Jednak wczoraj wieczorem MSZ zapowiedział karę za jej ujawnienie. Dziwna sytuacja, ale z naszym rządem wszystko jest możliwe.

To, że politycy (nawet amerykańscy) mówią, że coś jest nieprawdą (mowa o zamrożeniu relacji polsko-amerykańskich), naprawdę nie oznacza, że nią nie jest. Poza tym jakby przeanalizować wypowiedź rzeczniczki Departamentu Stanu, to można by ją uznać za typowo dyplomatyczne lawirowanie, i jak słusznie zauważył Lewicki, takich rzeczy nie przyznaje się publicznie.

O co walczy PiS?

Być może pisząc nowelizację ustawy o IPN, PiS nieudolnie, ale jednak walczył o dobre imię Polski. Jednak po burzy jaką wywołali, to dobre imię jest przez nich chyba trochę źle definiowane.

Rządzący walczyli już tylko o pokazanie „siły”, nieugięcie się, tak jakby cały świat był nam wrogi i tylko myślał, żeby nas jako kraj złamać i sobie podporządkować. Tak jakby każde przyznanie się do błędu, każdy krok w tył, był oznaką słabości i porażki.

To najłatwiejszy sposób na zniszczenie naszego wizerunku, a co za tym idzie relacji z sojusznikami. A niestety albo na szczęście, nie jest tak, że Polska może sobie poradzić sama, potrzebuje sojuszy, choćby do obrony własnych granic.

Jedyne co musi teraz zrobić PiS to znaleźć sposób by wycofać się z tej ustawy „z twarzą” (chociażby w swoim mniemaniu), bo w to, że się normalnie wycofa, nie wierzę.

Pierwsze jaskółki tego procesu już mamy.

izraelusaipn
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)