Przeciwnicy zwolnienia Gmyza będą pikietować
Oświadczenie Rady Nadzorczej i właściciela "Rzeczpospolitej" zawiera kłamstwa - powiedział portalowi wpolityce.pl Cezary Gmyz. Na środę (7 listopada) na godz. 15.30 planowana jest pikieta przed redakcją "Rzeczpospolitej" w sprawie zwolnienia dziennikarza Cezarego Gmyza - informuje press.pl.
06.11.2012 | aktual.: 06.11.2012 18:31
- Chciałem rozstać się z "Rzeczpospolitą" po dżentelmeńsku, natomiast to, co zrobiono publikując to oświadczenie, zmusza mnie do obrony mojego dobrego imienia - powiedział "wpolityce.pl" Gmyz.
- To oświadczenie zawiera szereg co najmniej nieścisłości, używając języka prokuratury z ostatniej konferencji, a po ludzku rzecz ujmując kłamstw, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością - mówi Gmyz o oświadczeniu władz wydającej "Rzeczpospolitą" spółki Presspublica.
Porównuje swoją rozmowę z radą nadzorczą do stanięcia przed komisją weryfikującą dziennikarzy w czasie stanu wojennego: - Przez dwie i pół godziny rozmawiałem z tymi ludźmi i miałem poczucie, iż biorę udział nie w żadnym dialogu, tylko kolejnych monologach nie mających nic wspólnego z szukaniem prawdy. Miałem silne wrażenie, że decyzja została podjęta znacznie wcześniej, zanim jeszcze wystąpiłem przed tym gremium. Z tego co wiem o komisjach weryfikacyjnych wyrzucających dziennikarzy z pracy w stanie wojennym, to właśnie tak to pewnie wyglądało. Czułem się jak na komisji weryfikacyjnej.
Gmyz zaznaczył, że oświadczenie władz Pressbubliki przypomina "niedawną konferencję prokuratury, w której starano się o to, żeby nie skłamać ale i prawdy nie powiedzieć". - Dokładnie taki charakter ma to oświadczenie podpisane przez tych ludzi, z których zaledwie jeden otarł się o dziennikarstwo. Ocenianie przez nich mojego warsztatu dziennikarskiego uważam za rzecz dla mnie poniżającą - mówi.
- W mojej opinii sięgnęliśmy właśnie poziomu Białorusi - przekonuje. - Tam też istnieją media, które wychodzą w sposób niezależny. Formalnie tam też nie ma cenzury. Ale nałożone obostrzenia, kagańce, odpowiedzialność za opublikowane teksty sprawiają, iż dziennikarze mogący coś publikować bardzo, bardzo ostrożnie podają informacje o władzy.
W serwisie wPolityce.pl zamieszczono apel o poparcie dla Cezarego Gmyza, który stracił pracę w "Rzeczpospolitej" w związku z ubiegłotygodniową publikacją "Trotyl na wraku tupolewa". Na jutro planowana jest pikieta pod warszawską redakcją "Rzeczpospolitej" "dla sprawy wolności prasy i wolności słowa w Polsce". Zwołali ją "przyjaciele i sympatycy" Cezarego Gmyza.
Oświadczenie Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP
"Wyrażamy oburzenie brakiem solidarności dziennikarskiej ze strony części koleżanek i kolegów dziennikarzy wobec Cezarego Gmyza, Bartosza Marczuka, Mariusza Staniszewskiego i Tomasza Wróblewskiego zwolnionych z redakcji „Rzeczpospolitej”, w związku z ostatnimi publikacjami tego dziennika poświęconymi katastrofie smoleńskiej" - głosi oświadczenie Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP wysłane Wirtualnej Polsce.
"Fakt, że duża część kolegów i koleżanek dziennikarzy wydała medialny wyrok na Cezarego Gmyza bez weryfikacji faktów, a zarazem w sytuacji, w której bardzo poważne nieścisłości (także przy opisywaniu katastrofy smoleńskiej) zdarzały się i ich redakcjom, jest ponurym obrazem złej kondycji i stopnia upolitycznienia polskiego dziennikarstwa" - czytamy w oświadczeniu.
Oświadczenie Zarządu Głównego SDP
Oświadczenie w tej sprawie wydał także Zarząd Główny Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. "Zwolnienie redaktora naczelnego 'Rzeczpospolitej', jego zastępcy, szefa działu krajowego oraz czołowego dziennikarza śledczego uznajemy ze względu na konsekwencje tego kroku za naruszenie kruchej równowagi na rynku dzienników ogólnopolskich" - czytamy w oświadczeniu SDP.
"Po decyzjach, jakie Grzegorz Hajdarowicz podjął 5 listopada br. oraz zapoznaniu się z argumentacją, jakiej użył, by je uzasadnić, uważamy, że niezależność redakcji została skrajnie zagrożona. W naszej opinii wizerunek i marka 'Rzeczpospolitej' najbardziej ucierpiały na naciskach, jakimi jej dziennikarze zostali poddani przez właściciela" - dodaje zarząd SDP.
Zarząd SDP podkreśla, że reporter, który uzyskał wiedzę o prowadzonych badaniach, nie może zwlekać z opublikowaniem ich i przedstawieniem opinii publicznej. "Nie musi czekać, aż stosowne instytucje wydadzą oficjalne oświadczenie. Jeżeli posiadane informacje pochodziły z niezależnych źródeł, to tym samym dochował rzetelności dziennikarskiej. W takiej sytuacji kluczowa jest ochrona źródeł informacji i wsparcie ze strony macierzystej redakcji" - głosi oświadczenie.
Według zarządu SDP, działania podjęte przez radę nadzorczą i właściciela wydawnictwa Presspublica wobec Cezarego Gmyza to "naruszenie obowiązujących w wolnych i niezależnych mediach zasad postępowania wobec dziennikarzy śledczych". "Próbę wymuszenia na autorze ujawnienia jego informatorów oraz szczegółów śledztwa uznajemy za niedopuszczalną" - czytamy w oświadczeniu. Publikacja "Rzeczpospolitej"
W ubiegłym tygodniu "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy na wraku samolotu Tu-154M w Smoleńsku znaleźli ślady trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura wojskowa zaprzeczyła, że są takie ustalenia; wskazała, że znalezione ślady mogą oznaczać obecność substancji wysokoenergetycznych, m.in. materiałów wybuchowych. Dopiero badania laboratoryjne będą mogły być podstawą do twierdzenia o istnieniu bądź nieistnieniu śladów materiałów wybuchowych - replikowała prokuratura.
Reakcja wydawcy
W poniedziałek wieczorem Rada Nadzorcza Presspubliki - wydawcy "Rzeczpospolitej" - rekomendowała zarządowi tej spółki odwołanie redaktora naczelnego tytułu Tomasza Wróblewskiego, jego zastępcy Bartosza Marczuka, szefa działu krajowego Mariusza Staniszewskiego oraz Cezarego Gmyza - autora artykułu. Oświadczenie CMWP SDP dotyczy ich wszystkich.
W poniedziałek Rada Nadzorcza Presspubliki i właściciel tego wydawnictwa Grzegorz Hajdarowicz oświadczyli, że "po przeprowadzonym postępowaniu uznaje, że dziennikarze związani z publikacją nie mieli podstaw do stwierdzenia, że we wraku tupolewa znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny".
"Tekst uznajemy za nierzetelny i nienależycie udokumentowany" - podkreślono w oświadczeniu wydawcy.
RN wyjaśniła, że 31 października przekazano Gmyzowi dokumenty pozwalające mu na ochronę świadków, jak i pisemne zapewnienie o ochronie jego osoby w razie przyszłych procesów, jeśli okazałoby się, że rzetelnie zbierał materiały i posiada na to stosowne dowody. Wśród dokumentów było również zapewnienie o ochronie informatorów, a dla ich bezpieczeństwa oświadczenia miały być zdeponowane w jednej z kancelarii adwokackich. Gmyz zobowiązał się do przedstawienia do poniedziałku, do godz. 14 dokumentów, nagrań i wszelkich materiałów, na podstawie których napisał swój tekst.
"Pan redaktor Cezary Gmyz, pomimo wcześniejszych zapewnień, nie przedstawił żadnych oświadczeń stwierdzając, że informatorzy odmówili złożenia dokumentów. Niezależnie od tego, co ustali prokuratura, na obecnym etapie wiedzy publikowanie tytułu 'Trotyl we wraku tupolewa' było ogromnym nadużyciem" - oświadczyła RN Presspubliki.
Sam Hajdarowicz ocenił, że tekst Gmyza "nie powinien się nigdy w takiej formie ukazać w "Rzeczpospolitej'", a sam tytuł artykułu określił mianem "ogromnego nadużycia". - Nieprzemyślane działania kilku osób znów wywołały wojnę polsko-polską. Za to wszystko czytelników przepraszam - oświadczył.
Hajdarowicz powiedział w radiowej Jedynce, że nie czytał i nie wiedział o powstawaniu tekstu Gmyza. - Natomiast zostałem ściągnięty do Polski i w pół do pierwszej w nocy redaktor naczelny przy świadkach powiedział mi, że ma w pełni udokumentowany, potwierdzony materiał, który jest bardzo wrażliwy społecznie, który jeszcze potwierdził mu prokurator (generalny Andrzej) Seremet - dodał. Zaznaczył, że wiedział, że rozmawia o tupolewie i wizycie prokuratorów w Smoleńsku.
- Parokrotnie zapytałem redaktora, czy ten materiał jest udokumentowany należycie, czy jest potwierdzony. Zapewnił mnie, że tak. Poprosiłem go, żeby w takim układzie tekst, który ukaże się na łamach "Rzeczpospolitej", był tekstem wyważonym, rzeczowym, operującym tylko faktami, nie dającym domysły, bo my nie jesteśmy od tego, żeby stwierdzić pewne rzeczy, i żeby był z racjonalnym tytułem. To, co zobaczyłem na drugi dzień (...), to po prostu było nie to, o co ja prosiłem i nie to, co mówił mi redaktor naczelny. Dlatego też nie widziałem szansy współpracy z nim po tym incydencie - powiedział właściciel Presspubliki.
Odnosząc się do oświadczenia RN, Gmyz napisał na Twitterze, że "bardzo łagodnie rzecz ujmując, wydawca 'Rzeczpospolitej' w oświadczeniu mija się z prawdą".
Już wcześniej list otwarty w obronie Gmyza wystosowała część środowiska dziennikarskiego. Podkreślono w nim, że przez lata pracy udowodnił on, że "jest poważnym i rzetelnym dziennikarzem".
Także we wtorek oświadczenie w sprawie zwolnień w "Rz" wydało Stowarzyszenie Wolnego Słowa. Oceniło ono, że fakt ten może wywołać efekt zastraszenia dziennikarzy w Presspublice i innych polskich mediach, "co jest zagrożeniem wolności słowa".
"Odpowiedzialność za słowo jest oczywiście nieodzowną częścią wolności słowa. Każdy dziennikarz i każdy redaktor naczelny musi się z tym liczyć. Można mieć wątpliwości co do rzetelności dziennikarskiej autora artykułu, a także co decyzji redaktora naczelnego o jego publikacji. Oświadczenie RN spółki Presspublica nie wyjaśnia jednak, jaki związek z publikacją artykułu (...) mieli zwolnieni z pracy kierownik działu krajowego i zastępca redaktora naczelnego" - czytamy w oświadczeniu SWS, podpisanym przez jego prezesa Wojciecha Borowika.
Działania właściciela "Rz" potępił też Kongres Mediów Niezależnych. Jego przewodniczący Krzysztof Czabański ocenił, że są one "złamaniem elementarnych standardów niezależności i wolności słowa, które powinny obowiązywać w mediach". Zadeklarował też udzielenie pomocy prawnej "osobom narażonym na represje w związku z wyżej wymienionym artykułem".
Według zapowiedzi pełnomocniczki zarządu Presspubliki Hanny Wawrowskiej, kolejnych decyzji co do przyszłości szefostwa redakcji "Rzeczpospolitej" można oczekiwać w najbliższych dniach. Do tego czasu pracami redakcji kieruje dotychczasowy wicenaczelny Andrzej Talaga.