Prywatne uczelnie handlują ocenami
Studenci próbujący, po zrobieniu licencjatu,
dostać się na studia magisterskie napotykają niespodziewaną
konkurencję w postaci absolwentów płatnych i zazwyczaj niewiele
wymagających prywatnych uczelni - pisze "Dziennik".
02.10.2008 | aktual.: 02.10.2008 04:57
Ci drudzy mają zazwyczaj znacznie wyższą średnią, a w wielu uczelniach to ona decyduje o przyjęciu na IV i V rok studiów. To handel ocenami - twierdzą rozmówcy "Dziennika".
Sprawa stała się głośna, po tym jak student Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, pozwał rodzimą uczelnię do sądu. Studiował na niej trzy lata i ukończył licencjat ze średnią 3,8. Dalej się nie dostał. Złożył w wojewódzkim sądzie administracyjnym skargę. "Przegrałem wyścig z absolwentami prywatnych uczelni, którzy mają wyższą średnią, ale umieją mniej niż ja" - czytamy w uzasadnieniu pozwu.
Gros uczelni prywatnych kształci tylko do poziomu licencjatu. Często zajęcia prowadzą ci sami nauczyciele, którzy wykładają na renomowanych uczelniach, ale patrzą przez palce na poziom kształcenia w szkole, z której biorą wysokie pensje - powiedział "Dziennikowi" szef kancelarii Civitas et Ius Piotr Brzozowski.
Wśród kadry naukowej nietrudno znaleźć osoby, które potwierdzają jego wersję. Jedna z nich, doktor na Uniwersytecie Śląskim, na co dzień wykłada na państwowej i kilku prywatnych uczelniach. Ludzie płacą za studia ciężkie pieniądze, więc muszą mieć wyniki. Puszczamy oko do studentów prywatnych uczelni, wskazując możliwość zrobienia magistra na uniwersytecie - mówi bez ogródek.