Prowokacja w sądzie. Niebywała bezczelność oskarżonego
We wtorek zakończył się proces Karla P., który według śledczych zamordował swoją matkę, a następnie poćwiartował jej ciało i wrzucił do Wisły. W trakcie posiedzenia oskarżony kpił z sądu, obrażał śledczych, a nawet groził, że celowo wydłuży postępowanie.
Karl P. (wyraził zgodę na publikację wizerunku-red.) to obywatel USA. Jego matka Gretchen P. zaginęła w Warszawie w 2020 roku. Śledczy są pewni, że została zamordowana przez syna. Jej ciała szukały w Wiśle polskie służby, którym pomagali agenci Federalnego Biura Śledczego (FBI), ale zwłok do tej pory nie odnaleziono.
Oskarżony od początku procesu starał się prowokować. Na widok wchodzącej sędzi salutował, skarżył się na warunki w areszcie oraz zachowanie policji, śmiał się, a obecnym na rozprawie dziennikarzom pokazywał znak pokoju. To jednak nie wszystko.
- Jeżeli chodzi o śmierć mojej matki to kwestia, którą mogę manipulować. Bo nikt nie był świadkiem jej śmierci. Powiedziałem, że ją zabiłem, bo to chcieli usłyszeć ludzie - mówił we wtorek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: kierowcy nagrani w tunelu w Świnoujściu. Oburzające zachowania
Po chwili zmienił zdanie i stwierdził, że to on zabił Gretchen P. - Była to bezpośrednia czynność, ale nie bezpośredni zamiar. To jakaś przypadkowa sytuacja - oświadczył tłumacząc to "paranoją i brakiem snu". - Jeżeli chcecie, możemy wrócić do początku i zbadać sprawę, że to moja matka sama się zabiła - kpił.
Z kolei na zarzut poćwiartowania ciała oraz wrzucenia szczątków do Wisły odpowiadał, że jako syn, sam może "decydować o sposobie pochówku" matki.
W trakcie procesu pojawił się wątek zadośćuczynienia w wysokości 200 tys. złotych. Tyle od zabójcy zażądała Heidi - siostra ofiary. - Jeżeli będziecie mi grozić, odwołam wszystkie swoje zeznania i będę je aż tak długo odwoływał, aż ta sprawa zacznie wyglądać głupio. Przypomnę Wam, że pracujecie dla mnie, a nie dla Heidi - powiedział w odpowiedzi Karl P.
Stwierdził też, że to on jest "osobą, która została poszkodowana", a także zagroził, że podejmie kroki, by wyroku nie odbywać w Polsce. - Skontaktuję się ze Szwajcarią i zobaczymy, co rząd szwajcarski ma do powiedzenia w tej sprawie - oświadczył.
Kim jest Karl P.?
Amerykanin mieszka w Polsce od 2016 roku. Wcześniej mieszkał wraz z matką w Seattle w stanie Waszyngton w USA. Przez krótki okres przebywali też w Szwajcarii.
Gdy Getchen nagle zniknęła, Karl P. wyjechał do Miami, gdzie korzystał z karty kredytowej matki. Po kilku tygodniach został zatrzymany. W trakcie jednego z pierwszych przesłuchań mówił, że "przez 14 minut widział, jak matka cierpi". Przyznał też, że tego dnia znajdował się pod wpływem fentanylu - silnego leku przeciwbólowego.
Opowiadał, jak pozbył się fragmentów ciała matki. - Zrzuciłem je do rzeki z Mostu Poniatowskiego i w okolicach Nowego Dworu Mazowieckiego. W sumie zorganizowałem trzy przejazdy taksówką. Dałem napiwek kierowcy. Co prawda trochę się spóźnił, ale był miły. Nie wzbudzałem żadnych podejrzeń, wyglądałem na zwykłego turystę - opisywał.
Tłumaczył, że miał złe relacje z matką, która nie akceptowała jego partnerki. Wedle relacji oskarżonego Getchen miała przejąć majątek po ojcu Karla P., który ten zostawił synowi.
Przeczytaj też:
Źródło: "Fakt"