PolskaProwokacja: "Lekarz widział, że zostawiłam mu kopertę"

Prowokacja: "Lekarz widział, że zostawiłam mu kopertę"

Lekarz widział, że zostawiłam na biurku
kopertę, ale mógł nie wiedzieć, co było w środku - tak zeznała przed Sądem Rejonowym w Białymstoku kobieta, która wzięła udział w policyjnej prowokacji wobec kardiochirurga Tomasza Hirnle.

21.04.2009 | aktual.: 21.04.2009 13:26

Zmieniła w ten sposób swoje wcześniejsze zeznania, w których była przekonana, że Hirnle (zgadza się na podawanie danych) musiał widzieć, iż w kopercie, która nie była zaklejona, znajdowały się pieniądze na łapówkę.

Joanna Ś. niespodziewanie pojawiła się w sądzie już po tym, jak sąd odnotował jej nieusprawiedliwioną nieobecność. To jeden z ważniejszych w sprawie świadków, bo to ona zgodziła się odegrać w prowokacji rolę osoby, która wręczy kardiochirurgowi 5 tys. zł łapówki.

We wtorek kobieta w większości potwierdziła swoje wcześniejsze zeznania dotyczące okoliczności przygotowania akcji. Mówiła, że najpierw lekarz wyznaczył datę operacji, a dopiero potem ona wyciągnęła kopertę z pieniędzmi. Odnosząc się do samego jej wręczenia, zmieniła jednak opinię ws. tego, czy lekarz wiedział, co jest w środku.

Pytana przez sąd, dlaczego zmieniła zdanie, powiedziała, że próbując odtworzyć sobie w pamięci przebieg zdarzeń, "nabrała niepewności" co do tego, czy lekarz mógł wiedzieć, co jest w kopercie.

Wcześniej sąd obejrzał zapis wideo z ukrytej kamery, którą kobieta miała przy sobie w czasie prowokacji. Zapis obrazu i dźwięk są jednak złej jakości, dialogi są trudne do zrozumienia i - jak zaznaczył sąd - "słychać jedynie urywki zdań".

W czasie rozmowy w gabinecie, tuż przed wyjściem kobiety, z ust kardiochirurga padają słowa "nie trzeba", a także, że nie może obiecać, iż wynik operacji będzie dobry. Po wyjściu z gabinetu w rozmowie telefonicznej kobieta mówi, że kopertę zostawiła na biurku, a "do ręki nie wziął".

Sąd przesłuchał też we wtorek w charakterze świadka dyrektora szpitala klinicznego Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku Bogusława Poniatowskiego. Mówił on o lekarzu Wojciechu S., który uznawany jest za inspiratora prowokacji wobec docenta Hirnle.

Wojciech S. to inny lekarz z kliniki kardiochirurgii białostockiego szpitala. Po informacjach, że to on stoi za akcją przeciwko koledze z pracy, dwa razy dyrekcja szpitala próbowała go nieskutecznie zwolnić, bo lekarza chroniła działalność związkowa.

Jak powiedział przed sądem dyrektor Poniatowski, doktor S. został zwolniony po raz trzeci, bo jego związek zawodowy od roku już nie działa. Powodem zwolnienia była utrata zaufania przez pracodawcę.

Joanna Ś. i Wojciech S. są wśród siedmiu osób oskarżonych w związku z przygotowaniem prowokacji wobec kardiochirurga. Ten proces jeszcze się nie rozpoczął. Śledztwo prowadziła prokuratura krakowska, akt oskarżenia trafił do Sądu Rejonowego w Białymstoku.

Proces docenta Hirnle jest prowadzony od początku, bo sąd odwoławczy uchylił wyrok skazujący i nakazał sądowi pierwszej instancji rozpoznać sprawę ponownie.

Nakazał przede wszystkim, by rozstrzygnąć rozbieżności między zeznaniami, a także wziąć pod uwagę ustalenia prokuratury w śledztwie dotyczącym okoliczności policyjnej prowokacji.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)