Prowadził ślepy kulawego, czyli jak reformuje się polska piłka
Konflikt pomiędzy PZPN, Ministrem Sportu oraz włączoną w to międzynarodową federacją nie wydaje się mieć prostego rozwiązania. Poza wszystkim, problem moim zdaniem polega na tym, że nikt tu nie jest do końca bez winy, nikt nie jest całkiem czysty. I w związku z tym żadna ze stron, uczestników tego konfliktu nie ma pełnej legitymacji do przeprowadzania działań naprawczych i każda też popełnia błędy.
01.02.2007 06:00
Oto PZPN, który na pewno nie jest oazą czystości moralnej. Związek, którego grupa działaczy pozostających na wolności niepokojąco się kurczy, niewątpliwie jest głównym przejawem zła. Przejawem, bo pewnie nie przyczyną: tą bowiem jest taki a nie inny model sportu i selekcji do grup zarządzających nim. Ale nawet ten związek poniekąd słusznie punktuje błędy formalne Ministra polegające na lekceważeniu międzynarodowych przepisów. W ten sposób zostaje uruchomiony związek – matka, czyli struktury międzynarodowe (FIFA), które stają w obronie autonomii stowarzyszenia mniej lub bardziej rzekomo zagrożonego ingerencją polityczną. Żeby rzecz jeszcze skomplikować, pamiętajmy, że zdaniem niektórych komentatorów, międzynarodowe związki piłkarskie także nie są oazą czystości i walki z korupcją.
I wreszcie Minister, który działa w przekonaniu, że w obliczu zgnilizny w PZPN racja moralna jest po jego stronie. I pewnie jest, ale… Po pierwsze, Minister działa niezgrabnie, jakby potwierdzając, że nasza władza wciąż nie zna nowoczesnych mechanizmów instytucjonalnych i powinna ich się uczyć, także w konfrontacjach na forum międzynarodowym. Po drugie, ta moralna racja Ministra jakoś nie może zalśnić pełnym blaskiem. Ciągnie się za nim oskarżenie o doping i późniejsze wykluczenie przez niego z komisji antydopingowej prof. Smorawińskiego kierującego komisją, która ten doping wykryła. Jeśli to nie była zemsta, to jest to co najmniej oczywisty konflikt interesów w jaki popadł Minister.
Tak więc nie dość, że Minister popełnia błędy formalne, to dodatkowo nie mogą w pełni lśnić jego racje moralne. Z kolei w przypadku PZPN, broniącego się na gruncie formalnym, trudno mówić o jakichkolwiek racjach moralnych. Każdemu więc czegoś brakuje – choć na pewno nie jednakowo, PZPN-owi nieporównanie bardziej i nie zamierzam tu relatywizować przewin. Tu sam kurator nie pomoże, tym bardziej też, że ciekawe jest łączenie przez niego funkcji kuratora i kierowania piłkarskim przedsiębiorstwem, jakim jest Ekstraklasa SA, skądinąd współpracująca z PZPN. Choć to szczegół w obliczu całości, to zgodny z jej logiką. Teraz słyszymy, że być może genialnym posunięciem byłoby odwieszenie zarządu, po to, by sam się podał do dymisji i żeby wtedy sąd wprowadził kuratora, aby nie drażnić FIFA. To chyba kpina. A w odwodzie pojawia się jeszcze jeden zbawca, ewentualny kandydat na nowego szefa PZPN, działacz Samoobrony – partii, która przecież od zawsze wysoko, a ostatnio szczególnie wysoko wznosi sztandar moralnej odnowy.
Nie wiem, czy to wszystko razem śmieszne, czy straszne. A może trzeba wybrać opcję zero, rozwiązać cały ten PZPN i zacząć wszystko od nowa? Czy naprawdę naród, który obalił komunizm nie może obalić jednego, w sporej części skorumpowanego związku sportowego? A może jednak to, że takie pezetpeeny (bo jest ich więcej) istnieją świadczy raczej o tym, że komunizmu do końca nie obaliliśmy?
Prof. Andrzej Rychard dla Wirtualnej Polski