PolskaProwadzą rodzinny interes za publiczne pieniądze?

Prowadzą rodzinny interes za publiczne pieniądze?

W krakowskiej Operze pojawi się kontrola z Urzędu Marszałkowskiego. Pracownicy instytucji artystycznej, którzy przez lata milczeli, obserwując rodzinne interesy wicedyrektora Andrzeja Gurdy, opowiadają reporterce "Polski Gazety Krakowskiej" o nepotyzmie mającym panować w publicznej instytucji, która z naszych podatków dostaje na utrzymanie 13 mln zł rocznie.

03.09.2009 | aktual.: 04.09.2009 14:07

Wojciech Gurda, właściciel GW Projekt ma około 20 lat. Faktycznie firmę reprezentuje jego starszy o kilka lat brat - Grzegorz, który do 2006 roku pracował w operze. Został tam zatrudniony dzięki ojcu, od razu po skończeniu szkoły średniej. Szybko awansował, jak sam przyznaje, na stanowisko zastępcy kierownika ds. technicznych. Odszedł z opery wraz z ojcem.

Andrzej Gurda wrócił do opery po niespełna rocznej przerwie, gdy w dyrektorskim fotelu znów zasiadł Bogusław Nowak. A wraz z Gurdą pojawiła się firma jego syna, która w 2008 roku wygrała przetarg na kompleksową obsługę techniczną. Grzegorz Gurda pytany przez "GK", ile zarobił na tym zleceniu, stwierdził, iż nie może tego ujawnić, gdyż umowa trwa do końca 2009 roku. - Są na to faktury, wszystko możemy udokumentować - dodaje.

Syn wicedyrektora opery zapewnia, że nie rozmawia o przetargach opery z ojcem. - Są one podawane do publicznej wiadomości - ucina. Grzegorz Gurda dementuje też informacje ze strony internetowej, z których wynika, że firma zajmuje się szyciem kostiumów i robieniem scenografii. - To tylko moje doświadczenia zdobyte podczas pracy w operze - tłumaczy.

Wicedyrektor Gurda przyznaje, że firma prowadzona przez jego synów była zatrudniana w operze. - Ale nie uczestniczyłem w podejmowaniu takich decyzji - zastrzega. - Są dokumenty potwierdzające, że zgłaszałem, iż nie mogę brać udziału w komisji przetargowej ze względu na powiązania rodzinne - zaznacza.

Pracownicy opery proszący o nieujawnianie nazwisk opowiadają, że ta powinna być samowystarczalną instytucją. Funkcjonują w niej warsztaty teatralne jak stolarnia, ślusarnia, kostiumernia itp. Gdy teatr przygotowuje premierę, odpowiednio wcześniej (nawet pół roku przed premierą) powinien powstać projekt i kosztorys scenografii, kostiumów itp. - Taki dokument powstaje jednak na ostatnią chwilę, miesiąc, dwa przed premierą. Etatowi pracownicy nie są więc w stanie sprostać potężnemu zamówieniu - wyjaśniają. - Wtedy zlecenia te przejmuje firma zewnętrzna, a jest nią bardzo często GW Projekt. Ponieważ nie posiada ona swoich pracowników, podnajmuje specjalistów z opery, po godzinach pracy.

Wicedyrektor Gurda stanowczo jednak zaprzecza, że firma jego synów korzysta z operowych pracowni i pracowników. Inną wersję podaje dyrektor opery Bogusław Nowak. W rozmowie z nami przyznał, że wie o zleceniach dla pracowników opery, i zapewnił, że wykonują wszystkie prace w ramach urlopów.

Postanowiliśmy sprawdzić, czy samorząd wojewódzki finansujący utrzymanie opery wie o zleceniach dla GW Projekt. Kazimierz Czekaj, przewodniczący komisji budżetu mienia i finansów sejmiku wojewódzkiego jest zszokowany informacjami. - Ręce opadają, nic o tym nie wiedziałem - mówi zdenerwowany Czekaj. - Zarząd województwa jest zobligowany do weryfikacji wszystkich wydatków opery krakowskiej, nie tylko związanych z jej budową, ale i działalnością. Dotąd żadnych wyników tej weryfikacji nie widziałem.

Według rzecznika Urzędu Marszałkowskiego Zdobysława Milewskiego, informacja dotycząca wicedyrektora Gurdy dotarła do urzędu w ubiegłym tygodniu. -Była anonimowa. Wcześniej nikt nas o takim procederze nie informował - stwierdził Milewski. - Została zlecona kontrola, którą wykonują nasze służby. Dopóki się ona nie zakończy, nie będziemy komentować tego, co dzieje się w operze - dodał rzecznik.

Anna Agaciak

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)