Protest pracowników kontraktowych Komisji Europejskiej
Kilkuset pracowników kontraktowych Komisji
Europejskiej zgromadziło się w holu jej brukselskiej
siedziby, by zaprotestować przeciwko niejasnym regułom
zatrudnienia, gorszym warunkom pracy, niższej płacy i dodatkowym
egzaminom.
Protest zorganizował jeden ze związków zrzeszających pracowników unijnych, Union Syndicale. Według organizatorów, w gmachu Komisji protestuje do 600 osób.
Protestujący weszli do siedziby KE tuż przed codziennym briefingiem. Powiewają flagami związkowymi, rozdają ulotki m.in. z karykaturą unijnego komisarza ds. administracji, audytu i przeciwdziałania korupcji Siima Kallasa. Wiele osób ubranych jest w zielone oraz czerwone kamizelki i czapeczki - barwy związku.
Nie jesteśmy zadowoleni ze swojej sytuacji i chcemy wpłynąć na Komisję, by rozpoczęła z nami negocjacje w celu poprawy warunków pracy - powiedział jeden z uczestników akcji.
To wstyd dla Komisji; gdyby coś takiego stało się w którymś z krajów członkowskich, Komisja zalecałaby jakieś rozwiązania, negocjacje. W naszym przypadku milczą - podkreślali inni.
Pracownicy kontraktowi są niezadowoleni m.in. z przyjmowania do pracy na krótkie okresy, od 3-6 miesięcy; mają też niższą pensję podstawową od zwykłych urzędników i nie dostają dodatków. Ze względu na czas zatrudnienia nie mogą też korzystać z pewnych przywilejów, np. opłacanego raz w roku przez Unię wyjazdu do domu.
Protestującym nie podoba się, że Komisja chce, by osoby zatrudnione na krótkie terminy a pragnące utrzymać pracę, zdawały dodatkowe egzaminy.
To niesprawiedliwe. Skoro mój szef systematycznie przedłuża mi kontrakt na sześć miesięcy - pracuje tu już od trzech lat - to znaczy, że jestem dobra i że ceni moją pracę. Dlaczego wiec teraz muszę zdawać dodatkowe egzaminy mimo że przeszłam procedurę kwalifikacyjną - podkreślała jedna z uczestniczek protestu.
Chcę wreszcie wiedzieć na czym stoję. Podpisujemy umowy na krótkie okresy i to nam zamyka m.in. drogę do rozmów o podwyżkach. Szefowie niechętnie też w nas inwestują, bo nie wiedzą jak długo tu będziemy i czy nie nastąpią jakieś zmiany - powiedział młody Belg.
Protestujący niechętnie podają swoje nazwiska i narodowość. Wielu z nich - jak przyznają - "wyrwało się z pracy tylko na chwilę". Kilku moich kolegów zdecydowało się nie pracować w ramach strajku przez cały dzień. My jednak pracujemy, przyszłyśmy tutaj tylko na chwilę w czasie przerwy na lunch - mówiły dwie młode kobiety.
Skąd są ci ludzie? Ze wszystkich krajów członkowskich, także tych nowych, m.in. z Polski - podkreślali organizatorzy.
Według ich szacunków, sprawa ta może dotyczyć ok. 3-4 tys. osób - nie tylko urzędników, ale też personelu niższego szczebla, np. kierowców i sprzątaczek.
Liczymy, że akcja przyniesie efekty - podkreślali przedstawiciele związku zawodowego. Pytani, czy w przeciwnym razie będą kontynuować tego typu akcje, odpowiedzieli, że wszystko zależy "od pracowników kontraktowych KE".
Patrycja Rojek