Prokuratura zbada sprawę zakażonych strzykawek
Prokuratura okręgowa w Lublinie będzie
wyjaśniać sprawę skażonych strzykawek, które trafiły m.in. do
szpitala w Radomiu - poinformował
szef lubelskiej Prokuratury Apelacyjnej Robert Bednarczyk.
01.08.2007 | aktual.: 01.08.2007 16:33
Śledztwo prowadzone przez lubelską prokuraturę ma dotyczyć sprowadzenia zagrożenia dla zdrowia i życia wielu osób. Jak zapewnił Bednarczyk, wyjaśniane będą zarówno okoliczności zanieczyszczenia strzykawek, jak i przyczyny niepowiadomienia o tym odpowiednich organów przez personel radomskiego szpitala i dystrybutora strzykawek.
Sprawa była dotąd wyjaśniana przez prokuraturę rejonową w Radomiu. Jak wyjaśnił Bednarczyk, w środę śledztwo przeniesiono m.in. z powodów "pewnych zaniechań", które nastąpiły w Radomiu. Chodzi o spory kompetencyjne i opieszałość w śledztwie. Kwestie te mają być też wyjaśniane w postępowaniach dyscyplinarnych.
Radomska prokuratura, zamiast niezwłocznie wykonać potrzebne czynności, przekazała sprawę do prokuratury Łódź-Widzew właściwej ze względu na miejsce siedziby dystrybutora, potem sprawa wróciła do Radomia i zajmowała się nią tamtejsza policja.
Zbyt dużo czasu stracono na biurokratyczne kwestie. Tak być nie może w takich sprawach - powiedział Bednarczyk. Jego zdaniem, w sprawie "zapanował pewien chaos". Prokuratura zabezpieczyła cztery strzykawki, producent w styczniu 2007 r. odebrał osiem zanieczyszczonych strzykawek i jednocześnie całą produkcję - pełne 100 tys. Naszym obowiązkiem jest dążyć, by wszystkie dowody zabezpieczyć - powiedział Bednarczyk.
Prokuratura nie wie, jak duża była seria strzykawek, w których wykryto zanieczyszczenia, ani ile strzykawek zostało zanieczyszczonych.
Sprawę zanieczyszczonych strzykawek zgłosił do prokuratury radomski szpital w grudniu ubiegłego roku. Jak ustalono, do tej placówki trafiło 100 tys. strzykawek BD Discardit, w tym 30 tys. o pojemności 20 mililitrów, takich jak te, w których znaleziono zanieczyszczenia. Sprzęt, który miał być jałowy był zanieczyszczony, co w przypadku dożylnego użycia mogło spowodować bardzo poważne skutki - powiedział Bednarczyk. Strzykawki - dodał - były niesterylne, znajdowały się w nich fragmenty owadów.
Szpital powiadomił dystrybutora strzykawek, ale nie poinformował o zanieczyszczonych strzykawkach odpowiednich władz, co było jego obowiązkiem. Nie zrobił tego też dystrybutor strzykawek.
Bednarczyk podkreślił, że prokuratura nie była prawnie zobowiązana do powiadamiania o zanieczyszczonych strzykawkach władz medycznych, ale nie można całkowicie zwolnić prokuratorów z odpowiedzialności za to, że nie zostało to zrobione. Mieli obowiązek zweryfikowania, czy właściwa instytucja została natychmiast powiadomiona. Nie zrobili tego - powiedział.
Za niezgłoszenie tzw. incydentu medycznego przez osobę zobowiązaną do tego grozi kara grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do 1 roku.
Sprawę zanieczyszczonych strzykawek opisał środowy "Dziennik". Według gazety, strzykawki BD Discardit z wadliwej serii 0607186 mogły trafić do co najmniej 150 odbiorców w Polsce. Są podejrzenia, że zanieczyszczone mogą być także inne serie.