Prokuratura zbada sprawę podsłuchu w redakcji "Gazety Krakowskiej"
Wadowiccy śledczy sprawdzą, czy miejscowa redakcja "Gazety Krakowskiej" była podsłuchiwana. Zawiadomienie o tym złożył w prokuraturze rejonowej wydawca dziennika po tym, jak znaleziono w niej "pluskwę" - poinformował szef prokuratury Jerzy Utrata.
19.07.2013 | aktual.: 19.07.2013 17:16
Małgorzata Gleń, szefowa oświęcimskiej redakcji "Gazety Krakowskiej", której podlega oddział wadowicki, powiedziała, że urządzenie znalazł dziennikarz w dotychczas zajmowanym pomieszczeniu podczas przeprowadzki do nowej siedziby. Miało to miejsce niespełna miesiąc temu. Nie wiadomo w jakich okolicznościach i kiedy trafiło do redakcji.
Jak dodała urządzenie zostało poddane analizie. Fachowcy orzekli, że może służyć do podsłuchu. W jednym z artykułów na temat "pluskwy" "Gazeta Krakowska" zacytowała jednak szefa krakowskiego salonu Spy Shop Waldemara Patriasa, który zwrócił uwagę na słabą jakość zasilającej ją baterii. Było to zwykłe ogniwo węglowo-cynkowe. Zasilane w ten sposób urządzenie mogłoby działać zaledwie jeden dzień.
Wieloletni dziennikarz wadowickiego oddziału "Gazety Krakowskiej", a obecnie właściciel lokalnego portalu informacyjnego wadowice24.pl, Marcin Płaszczyca, nie wierzy, aby był to podsłuch. - Widziałem zdjęcie urządzenia. Choć nie jestem ekspertem, to jednak w moim przekonaniu jest to zwykły mikroport, który prawdopodobnie zostawił w redakcji któryś z dziennikarzy telewizyjnych lub radiowych w 2005 roku - powiedział.
Okna dotychczasowej redakcji "Gazety Krakowskiej" wychodzą na wadowicki rynek, na którym gromadziły się rzesze wiernych, gdy w 2005 roku umierał papież Jan Paweł II. Z nich doskonale można było obserwować wszystkie wydarzenia. Wielu dziennikarzy korzystało wówczas z gościny "Gazety". - Po tamtych wydarzeniach znajdowałem w redakcji słuchawki, baterie, mikroporty - dodał.
Płaszczyca zwrócił też uwagę na rodzaj użytych baterii. - Któż chciałby podsłuchiwać przez zaledwie kilka godzin? - pytał.
Prokurator rejonowy z Wadowic Jerzy Utrata powiedział, że śledczy zbadają sprawę. Sprawdzą, czy faktycznie urządzenie służy do podsłuchu, a także to, kto mógł je pozostawić w pomieszczeniu. Zbadają też stan baterii. Jak dodał, prokuratura jeszcze nie otrzymała urządzenia, ale redakcja w każdej chwili może je przekazać.
Za założenie nielegalnego podsłuchu można trafić do więzienia nawet na 2 lata.