Prokuratura zbada, kto kłamie o aferze w policji
Sprawą przekazania "Gazecie Wyborczej" nieprawdziwych informacji o aferze w Komendzie Głównej Policji zajmie się prokuratura. Tydzień temu napisaliśmy o rzekomej współpracy pracowników KGP z gangsterami. Informacja okazała się fałszywa - przypomina "Gazeta Wyborcza".
Informator dziennika - Janusz Tkaczyk, komendant wojewódzki policji w Łodzi, ujawnił w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" kulisy przekazania gazecie fałszywki. Informacje miał od Jana Markowskiego, swego przyjaciela, szefa olsztyńskiego Centralnego Biura Śledczego. Tkaczyk podejrzewa, że Markowski dezinformował go celowo, by uderzyć w "Gazetę Wyborczą" i niego samego. Miała to być zemsta za ujawnienie przez dziennik w marcu afery z zakupem dla policji absurdalnie drogich rejestratorów rozmów. Sprawę wykrył Tkaczyk, a opisała "Gazeta Wyborcza" - pisze dziennik.
Obaj oficerowie stracili stanowiska. Tkaczyk w środę odejdzie z policji. Przez kilka ostatnich dni w KGP przesłuchiwany był Markowski. Zaprzecza wersji Tkaczyka. Twierdzi, że nie przekazywał mu informacji. W sobotę Tkaczyk spotkał się z szefami KGP. Podtrzymał swoją wersję i zadeklarował gotowość złożenia pełnych wyjaśnień w prokuraturze. Kto mówi prawdę? - zastanawia się "Gazeta Wyborcza".
"Na razie nie chcę niczego przesądzać, muszę mieć absolutną pewność" - mówił wczoraj nadinspektor Eugeniusz Szczerbak, zastępca komendanta głównego policji. "Przesłaliśmy już do prokuratury doniesienie o popełnieniu przestępstwa ujawnienia dziennikarzom tajemnicy śledztwa" - dodał.
Tkaczyk został zaproszony do KGP w Warszawie na wtorkowe spotkanie wszystkich komendantów wojewódzkich. Mógłby im ponownie opowiedzieć przebieg wydarzeń i wyjaśnić, dlaczego przekazał informacje dziennikarzom. "Jeszcze nie zdecydowałem, czy tam pojadę, czy też prześlę oświadczenie" - powiedział wczoraj były szef łódzkiej policji "Gazecie Wyborczej".(PAP)