Prokuratura: zarzuty dla pierwszych ośmiu manifestantów
Zarzuty: czynnej napaści na policjantów zabezpieczających czwartkową demonstrację górników, naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariuszy i udziału w pobiciu, postawiła prokuratura 8 pierwszym demonstrantom. Nie ma wniosków o areszt, zatrzymanych zwolniono. Tylko jeden ma dozór policyjny.
13.09.2003 | aktual.: 13.09.2003 15:26
Poinformował o tym Maciej Kujawski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która przejęła od policji wszystkie postępowania w sprawie czwartkowej demonstracji górników, w wyniku której zostało rannych 20 policjantów i kilkunastu górników oraz zniszczono frontony gmachów resortu gospodarki i siedziby SLD.
Rzecznik podał, że zarzuty otrzymało ośmiu zatrzymanych w czwartek manifestantów. Sześciu z nich to górnicy, którzy przyjechali ze Śląska, jeden był także ze Śląska, lecz nie był górnikiem, a ostatni to mieszkaniec Warszawy. Podejrzanym o czynną napaść na funkcjonariuszy grozi nawet 10 lat więzienia.
Po przesłuchaniu zatrzymanych i postawieniu zarzutów wszyscy zostali zwolnieni. Tylko na jednego z podejrzanych o czynną napaść na policjanta nałożono obowiązek regularnego meldowania się na komendzie. Kujawski wyjaśnił, że nie wystąpiono do sądu z wnioskami o areszt, bo podejrzani nie mają żadnego wpływu na zbieranie materiału dowodowego w tej sprawie.
"Kolejnych sprawców będziemy ustalać na podstawie materiałów filmowych i zdjęciowych z manifestacji, o które wystąpiliśmy do mediów" - powiedział Kujawski. Dodał, że w trakcie śledztwa prokuratorzy będą badali w dalszym ciągu trzy wątki: ataku na funkcjonariuszy, uszkodzenia mienia w budynkach SLD i ministerstwa gospodarki oraz organizowania manifestacji przez związkowców. Ze wstępnych szacunków SLD i ministerstwa wynika, że straty w gmachu na Rozbrat wynoszą ok. 20 tys. zł, a w ministerstwie - 80 tys. zł.
W czwartek na ulicach Warszawy górnicy manifestowali przeciw decyzji Kompanii Węglowej o likwidacji czterech kopalń. Według policji, demonstrantów było około 7 tysięcy. Oni sami podawali, że 10 tysięcy. Protest miał przebiegać spokojnie, ale - jak ujęła to potem policja, a sami organizatorzy przyznali - sytuacja wymknęła się spod kontroli.
Demonstranci zaatakowali najpierw gmach SLD na Rozbrat, potem przeszli pod budynek Ministerstwa Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej przy Placu Trzech Krzyży. Fronty budynków zdemolowano. Rzucano kamieniami, "koktajlami Mołotowa", zapalonymi szmatami, gumowcami, prętami, styliskami kilofów, drzewcami transparentów i kostką brukową. W ten sposób wybito szyby w holu i oknach obu budynków, obrzucono je też czerwoną farbą.
Przed MGPiPS, a później kancelarią premiera grupy protestujących zniszczyły barierki i starły się z policją. Funkcjonariusze użyli gazów łzawiących, armatek wodnych i oddali salwy ostrzegawcze z broni gładkolufowej.